Co jakiś czas, [ czytaj:
- jak już moje lukrowe macierzyństwo przeradza się w walkę o przetrwanie i niezatracenie się w tej całej macierzyńskiej lukrowatości
- gdy już bezsenne noce widać w postaci worków pod oczami
- a pośpiech podczas jedzenia sprawia, że już zapominam czy jadłam właśnie śniadanie, obiad czy kolację ]
muszę, ale to muszę zatrzymać się, podać Młodemu tabletkę nasenną [ w naszym przypadku to: nakarmić, przytulić, wygłaskać i przygotować do dłuuugiej drzemki], zrobić klasyczne 10 głębokich wdechów i zabrać się do przygotowania zestawu reanimacyjnego.
- Dłuuuga kąpiel, koniecznie z jedynym na świecie peelingiem kokosowo-cytrynowym [mój. no 1, zaraz po peelingu z fusów kawy – ale po kawowym peelingu dochodzi w gratisie czynność zwana: szorowaniem łazienki, dlatego w tym wypadku ta opcja odpada, bo ja muszę się zrealksować i zdetoksować!] i koniecznie z jedynym na świecie masłem do ciała: kokosowo-cytrynowym!
Kąpiel z bombą – próbowaliście? Kula musująca domowej roboty – to jest panaceum na wszystko! Mój przepis na nią: TUTAJ
- Rozgrzanie w mikrofali moich boskich kapci [ w środku nich znajdują się pestki czereśni] i mojej boskiej narzuty na kark [ też z pestkami czereśni w środku] i wylegiwanie się z nimi 10 minut – to działa! Odpręża prawie jak masaż mojego Męża. Jeśli nie macie boskich kapci ;-) ani narzuty – polecam owinięcie lekko-gorącego ręcznika w folię i położenie jego w wybrane miejsca
- Przebranie się w Twoje najwygodniejsze ciuchy ever – u mnie to wełniane legginsy i T-shirt małżonka ;-)
- Zaparzenie herbaty z lukrecją! – detoxuje, rozgrzewa i smakuje bosko! [Clippers ma w swom asortymencie niesamowite smaki!]
- i zapuszczenie w głośnikach ulubionej płyty [ja puściłam Koop – Come to me ]
Chwilo trwaj!
Brak komentarzy