Nie sądziłam, że kiedykolwiek się do tego przyznam. Nie mogłam sobie wyobrazić gorszego scenariusza. Długo to przed wszystkimi ukrywałam, jednak wczoraj w nocy uznałam, że jesteście mi na tyle bliscy, że podzielę się z Wami moją historią. Jestem pewna, że podjęlibyście podobną decyzję będąc na moim miejscu.
Pamiętacie moje minimalistyczne wyzwanie [KLIK]? Prę do przodu. Serio. Od września nie zrobiłam dla siebie żadnych zakupów ciuchowych. I pisząc „żadnych” mam na myśli „ŻADNYCH”! Dla niektórych to bułka z masłem, a dla mnie to nielada wyczyn.
post archiwalny
Często karmię Was na FB albo Instagramie zdjęciami mojego Syna, który wcina rosół, albo buraczki, albo inne smakołyki. Niech Was nie zmylą te zdjęcia – Ivo nie należy do dzieci wszystkożernych. Jest zaledwie kilka produktów, które zje bez szemrania, jednak o skonsumowanie całej reszty muszę go błagać na kolanach. Tak naprawdę wcale nie błagam go o to na kolanach, tylko codziennie kombinuję jakim sposobem go podejść, aby zjadł porządny posiłek, nie dzieląc go na tysiąc części, nie wyrzucając większości z talerza albo nie grymasząc przy nim przez cztery kwadranse.
Wczoraj zastanawiałam się jak funkcjonują rodziny, które nie posiadają prywatnej opieki medycznej. Czy są w ogóle w stanie na bieżąco wyjaśniać dolegliwości, z którymi przychodzi się im zmierzyć? Czy nie posiadając pozasystemowego ubezpieczenia zdrowotnego mają możliwość kontrolować swój stan zdrowia nie czekając miesiącami [albo jak niektórzy latami] na to, aby rozwiązać swoje problemy zdrowotne [ a czasami nawet uratować życie] ?
Gdy Ivo był jeszcze w brzuchu wyobrażałam go sobie jako blondyna z wybitnie kręconymi włosami, takimi jakie ma mój Tato. O śniadej karnacji i błękitnych oczach. [Tiaaa, ciekawe tylko po kim miałby mieć ten błękit w oczach ;-)]
Cierpię na chroniczny niedoczas. Niemal każdego dnia mam ciągłe poczucie, że czegoś nie zrobiłam. Że jeszcze mnóstwo spraw przede mną. Przy tym mam ogromną potrzebę wyglądać dobrze, ale i na to brakuje mi czasu. W tygodniach wybitnie zapracowanych opracowałam system urodowy, dla żyjących w ciągłym pośpiechu, który się bardzo przydaje. Całe moje szczęście! ;-)
Wstałam z łóżka. Podciągnęłam na tyłek przyduże spodnie od piżamy, zarzuciłam na siebie oversize’owy swetr i zabrałam się za poranną toaletę. Po drodze znalazłam dyżurne kapcie mojego Męża, które mu zawsze podbieram, i przystąpiłam do mycia zębów, zebrania włosów w kokon i zerknęcia ukradkiem do lustra. Widok średni. Brwi dawno nie widziały pensety, włosy wymagają podcięcia a i sińce pod oczami także nie stanowią elementu, na którym możnaby zawiesić oko. Poranny outfit wybitnie mierny. Całokształt: trója na szynach.