Mój Ivo idzie jednak do przedszkola! Czyli biegunka na tapecie!

napisała 02/03/2016 Dla dziecka, Polecane

Odkładałam decyzję pójścia Ivka do przedszkola w nieskończoność. Chuchałam na niego, dmuchałam, osłaniałam go tymi swoimi matczynymi skrzydłami. Najbardziej bałam się chorób. Wizja gorączki, kataru, kaszlu i biegunki skutecznie odwodziła mnie od tego, aby powiedzieć „TAK ” i dać sprawie zielone światło.

Kiedy pojawił się na świecie Teo, nasz junior, spanikowałam jeszcze bardziej. A po pladze rotawirusów i innych ustrojstw, o których teraz głośno w Krakowie, zmroziło mnie z lekka. Ostatnio, m.in. po rozmowach z moją koleżanką, która posłała swoje dziecię do żłobka, doszłam jednak do wniosku, że nie mogę dłużej zwlekać. Że to jest ten czas kiedy moje chłopisko musi zderzyć się z tymi wirusami i bakteriami i z dziećmi, ponad wszystko! Koniec kropka. Dlatego Ivo już jutro dołączy do przedszkolaków! Trzymajcie za nas kciuki, bo zmian będzie bez liku! ;-)

Te moje przedszkolne dywagacje złożyły się szczęśliwie w czasie z propozycją dołączenia do kampanii informującej o tym jak rodzice mogą radzić sobie z biegunką u dzieci i z odwodnieniem organizmu. Wcześniej były to tematy, których unikałam. Ba! Ja o nich nie miałam zielonego pojęcia.

Tymczasem [eureka!] medycyna i znajomość organizmu człowieka poszły na tyle do przodu, że to już nie te czasy, że biegunkę leczymy głodówką albo rosołkiem, jak w latach kiedy ja byłam mała…!

Ogrom publikacji pediatrycznych, które pochłonęłam w ostatnich tygodniach, oświecił mnie. Ave! Teraz dzięki wiedzy, którą przyswoiłam, nie panikuję na zapas. Wiem co i jak, gdzie i kiedy, a także dlaczego. Dzisiejszy wpis jest pierwszym z serii trzech, w których pomogę Wam w tych biegunkowych zawiłościach.

DSC_6258

Nie życzę tego ani sobie ani żadnemu rodzicowi, ale w tym temacie na zimne trzeba dmuchać.  Załóżmy, że nasze dziecię wraca pewnego dnia z przedszkola albo placu zabaw i widzimy po nim, że źle się czuje. Jest apatyczne, osłabione, już kolejny raz siada na nocnik i stolce jego są luźniejsze niż zwykle. Jeszcze 3 miesiące temu wpadłabym w panikę i złapałabym za telefon, aby dzwonić do pediatry albo na SOR. O rety, „biegunka”, pomocy! Teraz jednak wzięłabym 3 głębsze wdechy i wiedziałabym, że nawet ostra biegunka może być leczona w domu.

A skoro leczymy ją w domu, to do dzieła. Na początek nieco przydatnej teorii.

Kiedy mamy do czynienia z biegunką?

Biegunkę rozpoznajemy wtedy, gdy dziecko oddaje stolce o luźniejszej konsystencji (np. płynne lub półpłynne), zwiększa się częstość wypróżnień [więcej niż 3 na dobę], a także gdy w stolcu pojawia się śluz, ropa i/lub krew (!). Malutkie dzieci karmione piersią mogą oddawać stolec po każdym karmieniu, dlatego tutaj o biegunce świadczy zmiana konsystencji stolca oraz zwiększenie częstości wypróżnień w porównaniu do poprzedniego okresu. Biegunce mogą również towarzyszyć gorączka lub wymioty.

Całę moje szczęście, że moje dwa szkraby, szkodnikami zwane, nie miały biegunkowych perturbacji w pierwszym półroczu swojego pięknego żywota. Uff!

Co może wywołać biegunkę? Bo przecież nie bierze się ona znikąd…

Główną przyczyną biegunki u dzieci są zakażenia wirusowe, bakteryjne i zatrucia pokarmowe. Nawiasem dodam, że mi jako dziecku udało się oczywiście zaliczyć wszystkie trzy przyczyny. Buuu.
Najczęstszą przyczyną biegunki wirusowej jest zakażenie rotawirusami. To właśnie ta jesienno-zimowa plaga, której się tak boję u mojego starszaka. Do zakażenia dochodzi np. drogą kropelkową oraz przez kontakt z zanieczyszczonym kałem. Biegunki bakteryjne mogą być wywołane przez bakterie: Salmonella, Shigella, Escherichia coli, Campylobacter, Yersinia oraz Clostridium. Natomiast zatrucie pokarmowe występuje kilka godzin po spożyciu pokarmu zawierającego toksyny bakteryjne.

Brzmi groźnie, co nie?

Co to znaczy, że nasze dziecko „może się odwodnić” i dlaczego to jest takie niebezpieczne? I dlaczego warto mieć się na baczności?

Biorąc pod uwagę fakt, że woda stanowi aż 60-70% masy naszego ciała, i ciała maluszków również, i że jest niezbędna do tego, aby nasz organizm prawidłowo funkcjonował, to możemy się domyślić, że odwodnienie to poważna sprawa. W trakcie biegunki tracimy ogromne ilości tej niezbędnej wody. A jeśli nie wiemy jak radzić sobie z tym fantem, to do zaburzonej pracy serca, niewydolności nerek, zaburzonej świadomości, wysokiej temperatury i śpiączki dzielić nas może tylko krok… Oby nie!

Jeśli mamy podejrzenie, że nasz maluch może być odwodniony, to pomoże nam w zbadaniu sprawy ocena czasu powrotu kapilarnego. powrot_kapilarny

Tym „powrotem kapilarnym” skutecznie zagięłam ostatnio mojego M. Zapytany znienacka co to takiego, w zaskoczeniu zaczął kręcić coś mętnie o krwi, naczynkach i ich długościach, itp. ale odpowiedzieć konkretnie na pytanie nie potrafił :D A miał mieć biologię w jednym palcu … ;-)

Jak ustrzec dziecko przed biegunką? Czyli jednak możemy okazać się zapobiegliwymi supermenami i zmniejszyć ryzyko biegunkowych perturbacji u naszych maluchów?

Skupiska ludzkie, w tym wspomniane przedszkole, mogą być miejscami, w których nasze dziecko zetknie się z winnym biegunce wirusem albo bakteriami. Dlatego tak ważne jest mycie rąk i ich regularne dezynfekowanie, np. żelami antybakteryjnymi. (Te dla dzieci pozbawione są w składzie filtrów przenikających [np. benzophenone] i triclosanu. Substancją dezynfekującą jest zazwyczaj alkohol. Żele o przyzwoitym składzie można stosować już od drugiego roku życia malucha.) Owoce i warzywa, z którymi mamy styczność, trzeba bezwględnie myć. Ja myję nawet mandarynki, z których obieram skórkę, i banany. To samo dotyczy mega stresogennych jajek spędzających sen z moich oczu, których skorupki po umyciu warto dodatkowo sparzyć. Ponadto, jeśli tłuczemy kotlety na niedzielny obiad bądź mamy kontakt z surowym mięsem na codzień, też warto pamiętać o tym, aby później przemyć ręce. Mój Syn często domaga się przytulania właśnie w takich niestandardowych momentach jak tłuczenie kotleciorów, a ja do tej pory nie zwracałam uwagi na to, aby po takiej czynności myć ręce. Serio, zweryfikowałam wielce moje dotychczasowe poczynania. Człowiek uczy się całe życie.

DSC_6252

Co warto mieć w domu na wypadek biegunki? A warto zaopatrzyć się „na zapas”?

Jeszcze do niedawna, gdy mój M. akurat poleciał na drugą półkulę, nie miałam żadnej pomocy z zewnątrz i razem z moją dwójką szkodników byłam zdana w 100% na siebie. I gdy złapała mnie zwalająca z nóg infekcja, a mojego najstarszego synala też coś „brało”, byłam totalnie uziemiona. W apteczce góra leków na wszystko, ale jak to wszystko w końcu posortowałam to okazało się szybciutko, że jest tam niby wszystko, ale jednocześnie nic na biegunkę. A z biegunką trzeba się rozprawić szybko a nie czekać, aż otworzą nam rano aptekę. Teraz, po gruntownym dokształceniu się, uzupełniłam moją apteczkę o rzecz przy biegunkach niezbędną. Mianowicie oprócz stosu paracetamolu w dowolnej postaci i zapasu plastrów w razie zranienia wystarczającego na najbliższe sto lat, mam jeszcze teraz w apteczce Doustny Płyn Nawadniający (DPN). A tym, co nie wiedzą co to za „zwierzę:, zaraz szybko wytłumaczę, o co kaman.

DPN to „must have”  przy walce z biegunką. Ja akurat zaopatrzyłam się w smakową wersję DPN, bo mój Ivo to grymaśne stworzenie. Jeżeli szukacie czegoś, co dobrze smakuje [malinami] i dzieciak nie będzie tym pluł na prawo i lewo, to sięgnijcie np. po ORSALIT® plus smektyn. Jest w sproszkowanej formie. Zdecydowanie skraca czas trwania biegunki, łagodzi jej objawy a także ochrania błonę śluzową żołądka i jelit w trakcie przypadłości.

Zastanawiałam się, co to „plus smektyn” w ogóle oznacza. Lubię wiedzieć, co moje dziecko pije, a nie zdawać się na poważnie brzmiące nazwy. Otóż smektyn to skrót od smektynu dwuoktanościennego. To właśnie ten glinokrzemian wytwarza warstwę ochronną, która ratuje brzuch małych bąbli. Smektyn też absorbuje bakterie, wirusy i toksyny bakteryjne. Także widzicie, że sama woda nie zawsze zrobi nam dobrze, ale za to dobrze zrobi nam taki DPN z dodatkiem smektynu.

Teraz nie pozostaje mi nic innego jak mieć nadzieję, że nigdy go nie będziemy potrzebować! :-)

DSC_6259

Przypomniał mi się dialog z moją babcią, u której jako dziecko spędzałam niemalże wszystkie wakacje. Babcia miała kury, kaczki, kozy, owce i mnóstwo innych zwierzaków. Pewnego dnia obudziła mnie wcześnie rano i powiedziała:

„Magdalenko, idziemy doić Matyldę! Tylko pamiętaj, umyj ręce! Żebyś mi Matyldy czymś przypadkiem nie zaraziła…”

:-D

Podobne wpisy

Brak komentarzy

    Odpowiedz

    Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.