Przeglądasz Tag

lot samolotem z dzieckiem

Podróżujemy z maluchem – Mykonos – “Na lotnisku i w samolocie” cz.2

napisała 20/10/2013 Szczesliva podróżuje

Przygotowania do wakacji przygotowaniami [pisałam o nich TUTAJ] , ale to dopiero w praniu okazuje się jakimi jesteśmy chojrakami a zderzenie z brutalną rzeczywistością może okazać się bolesne.

Od momentu wejścia na lotnisko w Krakowie [stąd zaczęliśmy naszą podróż] byłam mile zaskoczona. Lotnisko, jako jedno z niewielu w Europie, które miałam okazję odwiedzić, jest zaopatrzone w bardzo profesjonalny baby roomfotel dla matki karmiącej , przewijak, wygodną toaletę i chyba najważniejszą składową – czystość, która jest widoczna na pierwszy miejscu. Zarządzający lotniskiem się postarali – bez dwóch zdań. Do pokoju dla matki z dzieckiem prowadzą znaki, jednak są one wg mnie mało widoczne. Pierwsze lotniskowe karmienie zaliczyliśmy na klasycznych ławkach – nie dostrzegłam znaku, który prowadził do baby roomu, ale już podczas drugiego karmienia rozsiedliśmy się na wygodnym fotelu i rozpoczęliśmy cały opierunek.

na lotnisku w Krakowie

Obsługa lotniska była niezwykle pomocna. Pomogła nam w przejściu przez odprawę bez zbędnych kolejek – jak wiadomo – płaczące dziecko i kolejkowy koszmar nie idą w parze. Jeśli nie dysponujemy wózkiem-parasolką małych rozmiarów, i musimy zmierzyć się z ciężarem klasycznego wózka, pomocne nam będą windy, które zjeżdżają na płytę lotniska.

Z wejściem na pokład samolotu nigdy mi się nie spieszyło. I tym razem podróżującym z dzieckiem rodzicom nie polecam korzystania z przywileju pierwszeństwa w tym przypadku. Wejście na pokład jako ostatni to dobre rozwiązanie – jesteśmy krócej zdani na małą przestrzeń, która okaże się wyjątkowo męcząca zarówno dla rodzica jak i malucha. Toteż weszliśmy niespiesznie do samolotu jako ostatni pasażerowie i zaoszczędziliśmy sobie kilkanaście minut stania w korytarzu, gdzie Ci mało rozgarnięci pasażerowie próbują znaleźć swoje miejsca tudzież schować bagaż, wszystko w tempie żółwia, niestety.

W samolocie warto poprosić o poduszkę [tzw.Jasiek], który pomaga w wygodnym ułożeniu malucha w ramionach, o ile jeszcze nam jej nie wręczono w trakcie witania się z załogą samolotu :-) Prawie każda linia lotnicza ją posiada.

Niestety samoloty na krótkich odcinkach nie są wyposażone w miejsca, gdzie można umocować specjalną gondolę dla najmłodszych, ale warto mieć na uwadze takie rozwiązanie – mogę się jedynie domyślić, że na lotach powyżej 3-4h jest ona niczym dar z niebios.. [ ręce opadają z sił po kilku godzinach ] Takie gondole zamawiamy z wyprzedzeniem przed wylotem, zazwyczaj przez telecentrum.

Możliwość podgrzania posiłku dla malucha to standard we wszystkich liniach lotniczych. Stewardessy są bardzo pomocne. One z pewnością także wiele już widziały i duuużo słyszały, a dzieciaki mają w głębokim poważaniu fakt, że jesteśmy na małej przestrzeni z zupełnie obcymi, zmęczonymi ludźmi. Toteż dają do wiwatu, prawie wszystkie, bez wyjątku. Niekoniecznie na starcie, np. Nasz Synal pokazał co potrafi w drugiej połowie lotu i zademonstrował swoją pojemność płuc wszystkim okolicznym pasażerom.

ZABAWKI, zabawki i jeszcze raz zabawki. Wiele przerywników będzie potrzebnych. Mieliśmy grzechotki, gryzaczki, teledyski na telefonie, kołysanki i inne bajery. Mieliśmy także żel na dziąsła, który został kilkukrotnie zaaplikowany – i on skutecznie odwracał uwagę zarówno od nudy jak i od swędzących dziąseł.

Zjedzenie ciepłego posiłku na pokładzie samolotu to raczej niemożliwa do wykonania ekwilibristyka. Zjedzenie gorącej zupy? Łyżką? Zapomnijcie! :-D Radzę zaopatrzyć się w snacki, typu batony muesli tudzież musy owocowe do wypicia, jakiekolwiek energizery do zjedzenia na szybko. W samolocie brakuje rąk do pomocy, szczególnie jak trafimy na sąsiada na jakiego my trafiliśmy – sztywnego, starszego Pana, który ewidentnie wnuków nie posiada i nie byłby zapewne skłonny wziąć małego delikwenta na kilka minut, na swoje kolana.

W samolocie przewijak znajduje się zwykle w toalecie na przodzie samolotu [ mówię tutaj o krótkich lotach] i jest dość spory, ale niewygodny dla dzieciaka. Także kocyk pod pupę, pieluszka, będą idealnym rozwiązaniem. Pieluchy, kremy i coś na przebranie, w razie siusiającej [i nie tylko] awarii, to podstawa. Najlepiej miejmy te akcesoria na wierzchu, aby oszczędzić sobie szukania na dnie torby.

Płyny dla dziecka możemy wnosić na pokład zazwyczaj w nieograniczonej ilości. Dziecku przysługuje jeden bagaż podręczny [jeśli nie ma wykupionego osobnego miejsca] i jest nim zazwyczaj wózek, którego nie warto nadawać jako bagaż rejestrowany. Wózek pomaga nam w przemieszczeniu się z terminala na terminal. Dziecko w nosidle nie wytrzyma kilku godzin, a i kręgosłup rodzica może mieć z tym problem. Także my zostawiliśmy sobie nosidło na pobyt na Mykonosie, na lotniskach go nie używaliśmy, natomiast wózek-parasolka, który łatwo się składał i był b.lekki to był strzał w dziesiątkę. Nie polecam brania wózków na stelażu, szczególnie rodzicowi podróżującemu bez towarzysza. Brakuje rąk do pomocy a torba z niezbędnikami i sam dzieciak, to już jak sto kilo porcelany.

Pasy bezpieczeństwa – jeśli maluch siedzi razem z rodzicem przepisy bezpieczeństwa mówią nam o zapięciu dodatkowego pasa, który wpinany jest w pas rodzica. Obsługa samolotu z pewnością pomoże w jego zapięciu – ja tę sztukę opanowałam dopiero podczas drugiego lotu ;-)

Natomiast lotnisko we Frankfurcie, gdzie mieliśmy przesiadkę, to w przeciwieństwie do podkrakowskiego lotniska – wielki hangar, który ma służyć głównie szybkiemu poruszaniu się pasażerów z punktu A do punktu B. O pokoju dla matki karmiącej możemy pomarzyć. Są jednak dostępne changing roomy, w których możemy przewinąć malucha. Mi nawet udało się karmić na przewijaku, ale o takiej akrobacji myślimy dopiero gdy jesteśmy pewni, że będziemy w stanie zejść z owego miejsca. To jest niemały wyczyn :-D We Frankfurcie musimy przygotować się na to, że terminali mamy kilka i są one znacznie oddalone od siebie – toteż naszymi priorytetami powinny być: lekki wózek, wygodne buty i stalowe nerwy. Stalowe nerwy z uwagi na obecność w niektórych miejscach stalowych słupów, które uniemożliwiają wjazd zbyt dużym bagażowym wózkom, ale także skutecznie uniemożliwiają wjazd wózkom niemowlęcym [ o tym niestety nikt nie pomyślał].

stalowe barierki

Na takich lotniskach jak to frankfurckie, gdzie musimy przemieszczać się między terminalami, szukajcie windy – one są tym czym te z filmu Incepcja – mamy okazję zaoszczędzić parę ładnych kilometrów/lat.

A gdy już przeżyjemy nasz lot, wyjdziemy z lotniska i trafimy do długo wyczekiwanego celu to…

to be continued

Podobne wpisy