Oprócz tego, że jestem oazą [ niech będzie – oazą spokoju] to jeszcze wszystko wybaczam.
Wybaczam:
- kruszenie wszystkiego co da się pokruszyć
- rozrzucanie zabawek w promieniu 3 metrów
- wpuszczanie 'statków’ [zazwyczaj resztek wafli ryżowych] do mojej śniadaniowej cyber-herbatki
- zostawianie śladów śliny na moich wymuskanych powierzchniach płaskich ;-)
- namiętne łamanie kredek do oczu
- zapełnianie pieluchy niespodzianką po minucie od jej zmiany
- esy-floresy na ubraniach, a to po pomidorowej, a to po marfefce
- obrywanie liści ziołom wszelkim
- chlipanie ze łzami w oczach i brak chęci do konsumowania dóbr odżywczych
- rozlewanie płynów wszelakich
- kwękanie i włosów moich wyrywanie
- …
Macierzyństwo zdecydowanie uczy mnie cierpliwości. I powinnam być za to wdzięczna :-)
Wybaczam bo Cię kocham Dziabągu Mały ;-) W końcu jestem tą oazą spokoju, no nie?
Jak zawsze – czekam na Wasze komentarze na samym dole wpisu.
3 komentarze
Uroczy bobas :D
Taaak, zdecydowanie macierzyństwo uczy cierpliwości. I pokory. I łaskawości. Ale to w sumie taka piękna nauka :P hehe :)
czasami dochodzę do wniosku, że macierzyństwo jest najpiękniejszą formą masochizmu ;-) ale to w duuużej przenośni i tylko, gdy dostaję już zdrowo w kość :-D