Wystarczy mała iskra, żeby popłynąć za daleko, powiedzieć za dużo, krzyknąć za głośno, użyć niewłaściwych słów, nadinterpretować czyjąś wypowiedź, obrócić się na pięcie i trzasnąć drzwiami.
A później nie wrócić, nie przeprosić, nie przytulić, milczeć i zostawić to niedokończone, zawieszone w próżni, z bolącym sercem, tysiącem myśli i dziwnych scenariuszy, zostawić rozdrapane, sączące się.
A wiesz, że to nie w Twoim stylu. Że chcesz inaczej. Że kochasz i boli Cię każde złe słowo. Bo nie warto zasiskać zęby i dumą się unosić.
A może jednak wrócisz, otworzysz drzwi, otrzesz łzy i wyjaśnisz. Porozmawiasz. Bez pośpiechu. Bez złych emocji. Bez złości. To nic, że będziesz tą pierwsza, która wyciągnie dłoń. To nieważne. Bo w miłości startujecie z jednego pasa, z tych samych bloków, macie tę samą metę.
Przecież kochasz tak bardzo!
Więc co wybierasz?
Rozmowę czy milczenie?
5 komentarzy
Kiedyś na pewno z zaciśniętymi zębami i piorunującymi oczami czekałabym, aż on wyciągnie rękę. Byłabym przekonana, że tylko ja mam rację i uwłaczałoby mi powiedzenie przepraszam. Dzisiaj jestem zupełnie innym człowiekiem. Zmieniłam się pod wpływem mojego męża, kocham go nad życie i nie zastanawiam się nad racją, czy nie racją. Nie potrafię się gniewać. Wszystko to zawdzięczam jemu. Gdyby nie on siedziałbym tak w tym pokoju, coraz dłużej i dłużej i pewnie nie zauważyłabym nawet, że zostałam sama i że nie ma wokół mnie osób, które kocham.
Rozmowa! Wybieram rozmowę.
Kaśka, myślę dokładnie tak samo!
Rozmowę…zawsze!!
rozmowa- bywa dosadna, czasem bolesna ale zawsze rozmowa.
Milczenie… wbrew rozsądkowi… nie mam już siły podejmować kolejnych prób, które spelzaja na niczym. W najlepszem razie kończą się monologiem z mojej strony, prośbami, łzami… z drugiej strony jest albo milczenie, albo pretensje że przesadzam. No albo hasło, które zamyka wszystko: „zdaje ci się”. Do rozmowy potrzebnych jest dwoje… jedno nie zdziala nijak, jeśli nie ma odzewu z drugiej strony. Ją właśnie się poddalam :(