Czytam kilkanaście blogów, na których jedną z przewodnich tez macierzyństwa jest: „Kobieto-matko, posiadanie dziecka nie usprawiedliwia Cię od tego, aby nie pracować zdalnie! „, „Dziecko nie przeszkadza w pracy!”, „Nie zapominaj o sobie, o swoim życiu zawodowym – dziecko i Ty na tym skorzystacie!”. I wiem jedno: dla mnie jest to bullshit. Podkreślam: dla mnie. Sprawdziłam to i „it doesn’t work for me, sorrrry…”
Nie mam najmniejszych wyrzutów sumienia z tego powodu, że obecnie nie jestem aktywna zawodowo. Ten stan nie ma wpływu na moją samoocenę, choć na początku miałam obiekcje i walczyłam ze sobą. Przez pierwsze sześć miesięcy życia Ivka – pracowałam zdalnie w niewielkim wymiarze czasowym. Zdarzały się sytuacje awaryjne, kiedy to musiałam być w pełni skupiona na powierzonym zadaniu, i gdyby nie mój Mąż, który mógł na chwilę przejąć opiekę nad Iventym w tym momencie, to albo zostawiłabym robotę bez kontroli albo dziecko darłoby się musząc czekać aż skończę, co zaczęłam. Miałam poczucie, że zawalam, że nie mogę dać z siebie 100%, ani w jednej ani w drugiej roli. Z lekkim stresem na plecach, zastanawiałam się jakie będą tego efekty. Nie mam komfortu posiadania babci-cioć, które w 15 minut przyjeżdżają na moje zawołanie. Mój Mąż – Tata, który trochę pływa, trochę lata, często jest poza krajem i choćby chciał, nie byłby w stanie ogarnąć Młodego kilkanaście tysięcy km-ów od domu.
A może to jest ciekawy sprawdzian organizacyjny dla mnie, który przygotowuje do poszerzania rodziny? Może.
Od kiedy na tapecie jest tylko Ivo i nie mam innych obowiązków, wymagających czasami mojej pierwszoplanowej atencji [za wyjątkiem studiów, które czyhają na swoją reaktywację – urlopy dziekańskie nie trwają wiecznie ;-) ], od tego momentu jestem spokojna i czuję, że jestem w sytuacji, która w 100% mi odpowiada. Kiedy wylatujemy poza PL na trzy tygodnie, nie muszę obgryzać paznokci, że tam gdzie lecimy dostęp do internetu będzie utrudniony i nie będę mogła na czas zareagować. Moje dni nie przelatują mi między palcami, choć czasami wkrada się do nich nuta monotonii. Ale z tym walczę. Znalazłam kilka koników, które zgłębiam i tym znudzonym mamom na macierzyńskim polecam podobny ruch – poszukajcie rzeczy, które Was kręcą. Ja zajęłam się zgłębianiem CSSa i eko-żywności. Zwyczajnie – nie dajcie się nudzie/monotonii/zobojętnieniu* – *niepotrzebne skreślić.
I pewnie nie byłabym tak spokojna w wygłaszaniu swoich tez, gdyby nie to, że mój Mąż jest w stanie zapewnić nam to, czego potrzebujemy, także finansowo. Mam ten komfort, że nie muszę się martwić o naszą sytuację, gdy mój urlop macierzyński się skończy.
Rozumiem jednak kobiety, które z rozdartym sercem muszą wracać do pracy – bo sytuacja rodzinna tego wymaga. Popieram też te kobiety, które chcą i mogą zostać z dzieckiem w domu – na moim przykładzie: praca zdalna nie zawsze jest dobrym rozwiązaniem, i nie dajcie wmówić sobie, że nic nie robicie, bo tylko 'siedzicie’ z dzieckiem w domu :-)
11 komentarzy
Właśnie o to chodzi by szanować czyjeś decyzje.
U nas jest tak, że mnie wypychają do pracy. Jak to chcesz się poświęcić dziecku Jak to chcesz siedzieć w domu? Jak tak można? No można, choć wymagało by to pewnych wyrzeczeń np musiał by więcej zarabiać, co łączyło by się z większym czasem spędzonym w pracy. Coś za coś. A więc szukam pracy, serce mi pęka, bo moje dziecko będzie wychowywała instytucja taka jak przedszkole, szkoła lub babcia co w naszym przypadku nie jest dobrym rozwiązaniem… Ja będę miała czas aby dać jej śniadanie i położyć spać, bo przecież każda mama musi…
Paulina, ja za Was mocno trzymam kciuki. Spróbujesz i zobaczysz jak się taki model u Was sprawdza. Tak jak pisałam, w moim przypadku, przy pracy zdalnej, dochodziło do konfliktu interesów, i musiałam podjąć decyzję. I podjęłam decyzję właściwą dla nas. Uściski!
Ze wszystkich możliwych wariantów dotyczących kwestii mama – praca nie znalazłam tutaj tego jednego: czasami sytuacja rodzinna nie wymaga tego, że mama musi wracać do pracy, a wraca. Tak trochę to ujęłaś, jakby matki zostające z dziećmi w domu miały dobrą sytuację materialną, a te wracające do pracy – fatalną. Ale może to tylko moje odczucie. Ja jestem mamą pracującą – zwariowałabym w domu, taka prawda. Chociaż tęsknota za dzieckiem często nie pozwala skupić się na pracy. I jestem z siebie dumna, że ogarniam obie rzeczy. Ale wiem, że mamy zostające z dzieckiem w domu też nie mają lekko. Nie przesadzałabym jednak z mitem matki pracującej, że stawia siebie na podium i że jest najlepsza, bo godzi wiele rzeczy. Każda ma swój system organizacji czasu – ja im więcej mam do zrobienia, tym więcej robię (chociaż na bloga to już nie starcza mi tyle czasu ile bym chciała). Pozdrawiam:)
Doskonale Cię rozumiem.
Nie do końca moim celem było analizowanie tego, z jakich pobudek matka zostaje w domu lub decyduje się na powrót do pracy. Natomiast chciałam podkreślić, że czas spędzony z dzieckiem, w przypadku kobiety nie pracującej, nie jest czasem straconym :-) Ten post ma za zadanie podbudować te matki, które mogą czuć się słabsze z uwagi na brak aktywności zawodowej. Ja przetestowałam wariant pracujący – jak pisałam – i zrezygnowałam z niego, gdyż nie byłam efektywna ani w domu ani w pracy.
Pozdrawiam!
Rozumiem Cię.
Nie napisałam tego postu po to, aby analizować pobudki, które wpłynęły na to, że dana matka zostaje z dzieckiem w domu lub idzie do pracy.
Chciałam wesprzeć te matki, które czują się gorsze z powodu braku aktywności zawodowej. Ja miałam okazję spróbować być aktywną zawodowo – jak opisałam to wyżej – i nie byłam efektywna ani w domu ani w pracy. Totez zdecydowałam się zostać z dzieckiem. I czuję się z tym wyśmienicie :-) Nie mam wyrzutów sumienia, że nie pracuję.
Pozdrawiam
trafiłam przypadkowo na ten post i jakoś tak hmmm pokrzepił mnie. Ja osobiście nie chcę wracać do pracy ze względu na to, że ani godziny ani atmosfera w niej ani nawet zarobki nie są godziwe za wysiłek w nią wkładany. Tak wiem, że ludzie mówią mi że lepiej taka niż żadna, ale nie chcę i już. Odkąd jestem na macierzyńskim wpadłam w taką rutynę najpierw, ale przez to, że chciałam uszyć synkowi na Dzień Dziecka maskotkę zaczęła się moja przygoda z szyciem. Mam już parę zamówień na maskotki dla znajomych, mam nadzieję że przynajmniej z tego wpadnie parę groszy, a mój urlop będzie ciekawszy i nie monotonny. Dziękuję za tą notkę :)
Lilith, myślałaś o tym aby stworzyć FanPage na Facebook’u i może tak zacząć reklamować swoje maskotkowe dzieła? Warto o tym pomyśleć :) Skoro naprawdę to lubisz to może być kierunek w dobrą, ciekawą stronę! :-)
myślałam o tym i mam zamiar właśnie tak zrobić :)
Powodzenia!
myślałam o tym i zamierzam tak zrobić :) dzięki :) fajnie poczytać o innej Mamie, która lubi to co robi :)
tiaaaa… drin za drinem goni drina ;-D