Dublin zaskoczył mnie tym razem. Po pierwsze piękną pogodą, po drugie przewracającym mnie i urywającym kapelusz wiatrem, po trzecie mewami, które w parkowych stawach udają kaczki, aby otrzymać kawałek suchej bułki i kwaczą jak najęte ;-)
Dublin nie jest miejscem dla rodzin z małymi dziećmi, które szukają tutaj atrakcji w centrum stolicy Irlandii. Wiedziałam o tym zanim tutaj przylecieliśmy. Moje poprzednie wspomnienia z Dublina są dość monotematyczne – dobre imprezy, równie dobra muzyka i całkiem dobre międzynarodowe towarzystwo. W sam raz dla singli ;-)
Nie nudziliśmy się, o nie! Uwielbiam dublińskie wąskie, brukowane uliczki w Temple District, pochowane małe i klimatyczne knajpki, cukiernie z oszklonym patio, kawiarnie z pyszną, ekologiczną kawą. Mogłabym tak wymieniać bez końca. Jednak mój Syn się wynudził. E-wi-den-tnie. Jego nie obchodzą magiczne miejsca. On chce mieć kilometry przestrzeni dla siebie i ludzi, w których mógłby wpadać a póżniej kosić ich przepraszająco skradającym serce uśmiechem ;-)
Dla mnie Dublin to idealne miejsce na zakupy. Jest tutaj LUSH, który dobrze pamiętam sprzed kilku lat, gdy mieszkałam w Anglii. Jest tutaj River Island, którego nie uświadczę w Krakowie. I Kiehl’s jest! [ Ola – moja droga czytelniczko, dzięki za polecenie genialnego kremu pod oczy!]. Przy okazji Kiehl’s otwiera się w Polsce! Gratka dla kosmetykoholików ;-) Grunt, że nasze wakacje był w sieprniu i mogłam conieco złowić w sklepach. Od września wdrażam na poważnie minimalizm i nie folguję sobie w aspekcie kupowania.
Z Dublina zapamietałam genialne fish & chips w Madigen’s na O’Connell Street. Pyszne cappuccino i scone with jam w The Woollen Mills. Genialną obsługę w The Brick Cafe. Cudownie serową Quessadilla w Hard Rock Cafe i bardzo uprzejmych Dublińczyków, którzy naprowadzali mnie na właściwy trakt, gdy zgubiłam się z wózkiem w śródmiejskich parkach ;-)
Przez te kilka dni czułam się jak w innej epoce. Hotel The Gresham momentalnie przenosi człowieka w inne czasy – ja czułam się jak w filmie „Tinker, Tailor, Soldier, Spy. ” ;-) Stare meble, długie i mroczne korytarze i elegancja, do której chyba nigdy się nie przyzwyczaję ;-)
I to już ostatni odcinek naszych wakacji 2014, którym nadałam tytuł: „Ahoj, przygodo!”. Te kilka sierpniowych tygodni było dla nas wyjątkowo intensywnym i rodzinnym czasem. Chętnie będę wracać do naszych zdjęć z Wrocławia, znad naszego pięknego, polskiego morza, Borów Tucholskich, Norwegii i Dublina :-)
P.S. Tutaj zobaczycie nasze poprzednie przystanki: [1], [2], [3], [4], [5].
Feel free to read this post in ENGLISH [click]
Ten wpis możesz przeczytać także po ANGIELSKU [click]
17 komentarzy
boski styl! fajne te kanałowe zdjęcia co ? ja wsiąkłam :)
Też mi się podobają ;)
Cieszę się, ze mogłam się przydać :)
Piękne zdjęcia oddające klimat tego magicznego miejsca. A Ivek to jeden z najprzystojniejszch młodzieńców polskiej blogosfery. Ola xxx
Fiu fiu. Będę miała baczne oko na niego ;)
i Ty pisałaś, że brzydkie zdjęcia robisz?
no nie… O.o
:P
Hmmm zawsze się staram, jednak niezawsze wychodzi ;)
Dopiero teraz zauważyłam, że Ivo jest do Ciebie tak podobny – na tym, gdzie śpi w wózku to nawet identyczny :)
Kasia, święte słowa! Ja to muszę przekazać moim teściom. Oni uważają inaczej ;)))
Piękne zdjęcia!
cóż za śliczna perełka malutka:)
Całkiem sympatycznie w tym Dublinie :)
mówię Ci, chętnie bym się spakowała już-teraz i poleeeciała raz jeszcze :-)
Witaj,, przypadkiem wpadłam na Twojego bloga, przeleciałam na razie pobieżnie, ale już „dopisałam” go do mojej codziennej listy – porannej prasówki :) Na pewno spędzę tu kilka najbliższych dni na nadrabianiu zaległości :-) Miło mi poczytać o Dublinie i zobaczyć zdjęcia takie ładne miejsc, które znam, bo tu mieszkam! Faktycznie, centrum Dublina, nie jest idealnym miejscem dla dzieci. Zwłaszcza, dla takich małych smyków :) Jednak przedszkolaki i stare dzieci mogą na Temple Bar zajrzeć do The Ark https://ark.ie/, gdzie regularnie odbywają się ciekawe wystawy, przedstawienia oraz warsztaty np plastyczne dla całych rodzin. Kawałek dalej od centrum ( na wypadek deszczowej pogody) polecam https://www.imaginosity.ie/, miejsce nazywane muzeum dla dzieci, ale i rodzice mogą tam spędzić przyjemnie czas. Miejsce jest wyposażone w „repliki dorosłych miejsc pracy” jak lekarz, biblioteka, sklep, kawiarnia, teatr, telewizja, mechanik – dostosowane do wzrostu dzieci :) Obok mały skwer, fontanna kilka przyjemnych kawiarni :) Chyba napiszę taki post, co robić z dziećmi w Dubinie, na moim raczkującym blogu :) Być może, jeszcze kiedyś zawitacie do stolicy Zielonej Wyspy – pozdrawiam serdecznie :D
Basiu, jak ja żałuję, że nie wiedziałam ot miejscach wczesniej! jestes genialną skarbnicą!
Koniecznie napisz taki post o Dublinie.
P.S. Prowadzisz bloga? Proszę podlinkuj go tutaj.
Dziękuję :) Niestety przewodniki nie bardzo myślą o podróżujących rodzinach, jakby to na etapie z małymi dziećmi było nie do zrobienia. Najczęściej możemy w poradach znaleźć informację o noclegach przyjaznym dzieciom bo np hotel posiada pokój zabaw czy krzesełka do karmienia. Tak więc, mam motywację i jak słowo się rzekło, to już muszę napisać jak spędzić czas z dziećmi w Dublinie :) A blog dopiero kiełkuje pod adresem http://www.mowiebomusze.blogspot.com Zapraszam i pozdrawiam :)
Oj, dziękuję Ci za sentymentalną podróż :)
to jeden z najciekawszych epizodów w moim życiu…i tam został poczęty nasz Syn :)
oooo! egzotycznie! :-)