Zewnętrznie ten „defekt” nigdy nie został przeze mnie skorygowany, jednak nareszcie nie czuję się już z nim nieswojo, nie powoduje on u mnie skrępowania i w końcu uznałam, że tak naprawdę nie jest on żadnym defektem, a świadczy wyłącznie o tym, że jestem sobą.
Niepoprawianą i naturalną wersją samej siebie, której lewe i prawe odbicie w lustrze co prawda się różni, jednak należy w 100% do mnie. Do osoby, którą nareszcie zaakceptowałam i pokochałam, choć przyznam, że pałam do siebie miłością zmienną i jeszcze nie znalazłam się w punkcie, w którym mogłabym odważnie i stanowczo powiedzieć, że:
„czuję się w 100% dobrze w swojej skórze.”
Cały czas pracuję nad tym, aby kochać siebie taką, jaka jestem. Akceptować siebie ze wszystkimi niedoskonałościami, a z niektórymi walczyć, co uważam za równie ważny aspekt w walce o samoakceptację połączoną z niespoczęciem na laurach :-)
Jednak do rzeczy.
Pewnie ten post nigdy by nie powstał, gdyby nie pewna refleksja, którą poczyniłam kilka wieczorów wstecz podczas czytania korespondencji od Was [z której regularnym odpisywaniem przyznaję już nie nadążam :( ]. Dostaję dziennie po kilkadziesiąt maili, za które dziękuję po stokroć! Staram się ogarniać, ale bywa pod górkę przy dwójce maluchów.
Jakiś czas temu napisała do mnie Marta (imię zmienione). Marta jest mamą trójki brzdąców, z których dwójka chodzi już do szkoły, a trzeci dopiero stawia pierwsze kroki. Marta samą siebie ocenia bardzo surowo. Napisała tak:
” […] nigdy nie byłam szczupła i nigdy taka nie będę. Ale dlaczego nie mogę być chociaż normalna? Taka jak inne kobiety? Symetryczna, niekarykaturalna. Dlaczego wszystko co dziwne, trafia się właśnie mnie. Od kiedy pamiętam mam krzywe zęby. Krzywe mam też nogi. […]
Chyba najbardziej z tego wszystkiego nie daje mi spokoju to, że mam dwie różne piersi. Jedną większą od drugiej. […] „
Kiedy czytałam maila od Marty popłakałam się. Nie dlatego, że mi było jej szkoda, bo nie wydaje mi się, aby ktokolwiek miał powody, aby współczuć Marcie. Wszak uważam, że to wręcz normalne, że nie jesteśmy z każdej strony ciosani na tę samą modłę. Popłakałam się, bo przypomniałam sobie samą siebie sprzed powiedzmy ok. 8 lat.
Pogubioną dwudziestokilkuletnią kobietę, która miała krzywe zęby, odstające uszy i asymetryczne piersi. Wstydziłam się uśmiechać, związywać włosy na czubku głowy i pokazywać nago mężczyznom, z którymi byłam.
To był cholernie frustrujący etap mojego życia.
Frustrujący z wielu powodów. Po pierwsze, nie stać mnie wtedy było na np. założenie aparatu ortodontycznego. Po drugie, nie czułam się przez nikogo w 100% kochana. Po trzecie, miałam wrażenie, że wszyscy patrzą nie na moje atuty a właśnie na te defekty, które w moich oczach były wręcz monstrualnych rozmiarów!
Jakie było moje zdziwienie, kiedy poznałam mojego Męża (którego całuję w tym momencie za to, że pomógł mi zaakceptować samą siebie) – okazało się, że on w ogóle nie zwrócił uwagi na to wszystko, co tak bardzo mnie wtedy ciągnęło psychicznie w dół, jako kobietę, której brakuje pewności siebie.
Droga Marto, choć tak naprawdę myślę, że mogę śmiało zwracać się do większości z Was, ponieważ każda z nas ma prawdopodobnie jakąś asymetrię, o której nie wie, albo okaże się, że dopiero się o niej dowie.
To całkiem naturalne, że niektóre z nas (a tak naprawdę to zapewne więcej niż połowa) mamy asymetryczne piersi! :-)
Jedna z moich piersi jest o rozmiar większa od drugiej, co zaczęłam zauważać już w wieku dorastania. Niektórzy próbowali mnie pocieszać, że ta asymetria się wyrówna. A guzik prawda! :D Nie wyrównała się! Może to i dobrze?! Przynajmniej na swoim przykładzie będę wiedziała jak wytłumaczyć córce, że nie instagramowy perfekcyjny świat jest prawdziwy. Prawdziwy jest właśnie ten nasz, realny świat, w którym nikt nie powiedział, że będziemy szczupli, wysocy, piękni i symetryczni. To normalne, że nasza lewa dłoń może być szczuplejsza od prawej. Że nasza prawa brew jest wyżej uniesiona od lewej. Dlaczego więc jedna pierś nie może być pełniejsza od drugiej? :-) A niech sobie będzie taka, jaka właśnie jest!
O ile jest zdrowa, to wszystko z nią jest w porządku!
Jeśli asymetria pojawia się znienacka bądź współistnieje ze zmianą kształtu piersi, warto wtedy tę nierówność skonsultować z lekarzem i wykluczyć ewentualne torbiele, guzki bądź inne powody, na które warto mieć oko.
Zęby sobie wyprostowałam, bo uważam, że to przyczyni się do ich mniejszego psucia, ścierania i prawidłowego zgryzu. Uszy moje nadal są odstające i … zaczynam je za to lubić! :-) Zresztą, za to między innymi kocham aktorkę Kate Hudson, że (skubana!) w świecie, w którym korekcja goni kolejną korekcję, ona postanowiła zostawić swoje cudownie odstające uszy!
A piersi moje niech sobie będą różne!
Mój mąż je kocha, to dlaczego ja ich miałabym nie kochać? Ja dociągam mocniej jedno ze stanikowych ramiączek i żyję dalej.
Akceptujmy się. Wiem, że łatwo napisać, a gorzej wcielić w życie. Ale pracujmy nad tym. Może świadomość tego, że nas asymetrycznych jest więcej niż nam się może wydawać, okaże się pomocna?! ;-)
Piąteczka!
4 komentarze
Witam w klubie :)
Moje piersi były identyczne całe życie, dopóki nie urodziłam po raz drugi. Teraz jedna jest mniejsza od drugiej ale mi to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Uwazam że to całkiem uroczy defekt ?
moje się wyrównały po trzeciej ciąży, więc wszytko przed Tobą :)
Ja przed ciążą miałam minimalnie lewą pierś mniejszą za to teraz po ciąży jest to duża różnica rozmiarów więc zamiast dwóch miseczek D mam jedną D a drugą malutkie B a raczej duże A.. Już nie tylko ja to widzę ale i ludzie wokół. Wątpię żebym kiedykolwiek się z tym pogodziła bo nawet zakładając dopasowaną sukienkę mimo ładnej, szczupłej figury jedyne co przyciąga wzrok to jedna pierś na klatce piersiowej bo drugiej prawie nie widać…. Dla mnie jako kobiety to porażka i mimo zapewnień partnera że dla niego atrakcyjna byłabym nawet i bez tej piersi to widzę w jego oczach że tylko próbuje mnie pocieszyć….