Mój dzisiejszy post i zawarte w nim przemyślenia nie powstały pod wpływem chwili. Inspiracją do ich napisania były niektóre atakujące komentarze, z jakimi spotykam się odkąd moi synowie nie mają już trzech czy czterech lat (a mają tych lat 6 i 8) i zmieniły im się zainteresowania z grzechotek i maskotek na rzeczy bardziej adekwatne do ich wieku. ;-)
Nie wiem, czy jesteśmy podobni w pewnej kwestii, ale jeśli tak, to przybijam Wam już na starcie piąteczkę!
Otóż ja absolutnie alergicznie reaguję na zabawki, które moje dzieci rzucają w kąt po pierwszej godzinie użytkowania bądź korzystanie z nich generuje więcej zachodu niż frajdy.
Niby jest radość podczas otwierania prezentu, niby widać w oczach pierwszą zajawkę, ale po chwili okazuje się, że … to jednak niewypał. Bo albo mamy do czynienia z tandetą, albo dziecko w ogóle „nie czuje” tematu i po chwili i tak wraca do swoich ulubionych, zdekompletowanych zabawek. :D
Przyznam się Wam, że jestem bardzo ciekawa, czy mamy podobne doświadczenia i obserwacje z ostatniego 1,5 roku dotyczące skóry naszego ciała. Szczególnie mam tutaj na myśli skórę dzieci. Ich skóra jest zazwyczaj delikatniejsza i dużo szybciej reaguje na zmienne i nie sprzyjające jej warunki.
Mam nadzieję, że jesień jest dla Was łaskawa pod względem zdrowotnym, chociaż czytając Wasze maile i komentarze odnoszę wrażenie, że tegoroczny jesienny sezon infekcyjny nie odpuszcza i w porównaniu do zeszłorocznego, to jest … gorzej. :( Też macie takie wrażenie?
Myślę, że dzisiejszy post będzie tzw. „game changer’em” dla wielu z Was i wniesie wiele bardzo pozytywnych zmian u Waszych dzieci. :-) Szczególnie dedykuję ten post tym z Was, których dzieci nie przepadają za matematyką, a ortografia nie jest ich mocną stroną. A Wy, widząc u Waszych dzieci zmagania związane z tymi dwiema dziedzinami bądź jedną z nich, nie wiecie, jak przyjść Waszym dzieciom z pomocą, bo trafiacie na tzw. ścianę, czyli wieczny opór dziecka, jak tylko temat schodzi na matematykę czy ortografię, których niestety nie cierpią. :(
Co prawda jesień nie jest moją ulubioną porą roku, jednak nie ukrywam, że jeśli tylko nie „rzuca żabami”, to zdecydowanie jestem w stanie ją polubić, a czasami nawet pokochać. ;-) Dlatego korzystamy z tegorocznej jesieni, ile tylko możemy, bo jest dla nas w tym roku łaskawa. Pogoda dopisuje, zdarza się i temperatura powyżej 20 stopni Celsjusza. Czego chcieć więcej? ;-)
Zawsze, gdy piszę posty dotyczące zdrowia kobiet (a w szczególności kobiet, które są mamami), ciekawość nie daje mi spokoju, jakie z kolei Wy priorytety macie na Waszej zdrowotnej liście. Potraktujmy zatem dzisiejszy post jako takie rozpoczęcie dyskusji o tym, co jest dla nas Ważne i o co warto dbać, aby być zdrowszą i by czuć się lepiej każdego dnia. Nie tylko od święta. ;-)
Całkiem niedawno w jednym z komentarzy pod facebookowym postem spotkałam się z twierdzeniem , że (i teraz cytuję): „właściwie to dzieciom nic nie trzeba podawać, bo one same sobie wszystko produkują.” Jeszcze dziesięć lat temu, kiedy moja wiedza dot. zdrowia balansowała na granicy niewiedzy, może i mogłabym się podpisać pod tym ryzykownym twierdzeniem, które i tak traktowałabym raczej z przymrużeniem oka.