Kilka tygodni temu, podczas jednego z naszych wypadów na plac zabaw, spotkała mnie osobliwa sytuacja. Postanowiłam się nią z Wami podzielić, bo przypomniała mi o czasach, w których to mój najstarszy syn był pod podobnym ostrzałem i miałam tego już po dziurki w nosie. Na nic wtedy zdawały się moje tłumaczenia, a otoczenie próbowało wywierać na mnie jako matce niepotrzebną zupełnie presję.
Długo czekałam na ten czas aż zostanie zniesionych większość ograniczeń związanych z wiadomą sytuacją w naszym kraju. Nie będę ukrywać, że zamknięcie kin było dla moich dzieci bardzo smutną informacją. Jak to określił mój Starszak niedawno:
– „Mamo, ja nie wiem, jak ja to przetrwałem…”
Dla niego kino jest ważne i ja to rozumiem. Mam tak samo jak on. Jednak jak tylko kina zostały w maju otwarte, to zaczęliśmy nadrabiać filmowe zaległości! :-)
Na fali wielu ostatnich sytuacji, które opisaliście mi w Waszych mailach i tych, na które sama trafiłam w internecie, chciałabym się z Wami podzielić 7 sytuacjami, do których nigdy nie chciałabym dopuścić jako rodzic. Wiem, przy niektórych sytuacjach wystarczy chwila naszej rodzicielskiej nieuwagi i fatalny scenariusz jest już gotowy. :(
Powiem Wam, że pierwsze tygodnie czerwca jak to się kolokwialnie mówi – „przeczołgały” naszą rodzinkę. I jak to zwykle bywa – zaczęło się bardzo niewinnie, wręcz bym powiedziała – myśleliśmy, że przejdzie bokiem. Tymczasem polegliśmy wszyscy za wyjątkiem naszego Teośka, który trzymał się dzielnie i niespecjalnie rozumiał, jakim cudem wszyscy oprócz niego „zaprzyjaźniliśmy” się z łazienką i miską, która była naszym dyżurnym akcesorium.
Przyznam się Wam, że niewiele jest filmów dla dzieci, których oglądanie sprawiło mi tak wielką frajdę jak w tym przypadku. :-) Już po pierwszej części, której premiera w kinach była w 2018 roku, byłam zachwycona. Wtedy w kinie towarzyszył mi Ivo i do dzisiaj pamiętam, jak po seansie błagał mnie, żebyśmy zostali w kinie na kolejny seans, który był pół godziny później. -)
Ostatnie dni w naszej rodzinie były mocno pod tytułem: „Zbliża się Dzień Dziecka!”. Niespecjalnie mam tutaj na myśli prezenty związane z tym dniem, gdyż razem z moim M. i dziećmi zdecydowaliśmy, że w tym roku nie skupiamy się na prezentach, a na wspólnie spędzonym czasie i rozmowach. Dzieci wymyśliły sobie jakieś drobnostki, co bardzo mnie ucieszyło! Gaia zażyczyła sobie kolorowanki wodne i naklejki wielokrotnego użytku. Teosiek z kolei chciał mały klockowy motocykl z jednym ze swoich ulubionych superbohaterów, a Ivo poprosił o kendamę. :-)
Nie wiem, czy czujecie podobnie, jednak z roku na rok coraz bardziej rozumiem, że jestem na tej planecie tylko gościem i powinnam być jak najmniejszym dla niej obciążeniem. W ciągu ostatniego roku obejrzałam kilka filmów dokumentalnych, które dały mi wiele do myślenia, i zrozumiałam, że zmiany, których potrzebuje nasza planeta, „same się nie zrobią”. Ba! One nie zrobią się beze mnie. Odkąd nie żyję sama i odpowiadam nie tylko za siebie, ale całą naszą piątkę, to czuję, że ta odpowiedzialność jest naprawdę duża. Czytaj dalej
Nie wiem, czy będziemy mieli podobne zdanie w kwestii za moment przeze mnie opisanej, jednak pokuszę się o twierdzenie, że chociaż część z Was myśli podobnie do mnie. Oto i ono: ja moich dzieci do niczego nigdy nie zmuszam. Jestem rodzicem typu: „nic na siłę”. Uważam, ze moim zadaniem jako rodzica, jest pokazywać dziecku świat, zachęcać go do robienia rzeczy ciekawych, rozwijających pamiętając przy tym, że to do dziecka finalnie należy decyzja, czy coś „pociągnie” i jak daleko w danej materii zajdzie.
Myślimy podobnie, czy może macie jeszcze inne zdanie w tym temacie? Bardzo jestem ciekawa Waszego podejścia. :-)