*post archiwalny, październik 2017
Od razu na wstępie przyznam się Wam do pewnej rzeczy, której szczerze nienawidzę, szczególnie w miejscach publicznych. Nie cierpię w najmniejszy (!) sposób zwracać na siebie uwagę. To samo tyczy się moich dzieci.
Jestem pierwszą osobą, która wchodząc do nowego miejsca z jednym z moich synów prawdopodobnie wybierze miejsce w kącie, tuż przy wyjściu, usiądzie w nim sobie po cichu, posadzi w nim swoje kilkuletnie dziecko modląc się o to, aby miało dobry humor i by nikomu nie przeszkadzało. Zabiorę przy tym ze sobą kilka jego ulubionych zabawek, jakieś przekąski i zabezpieczę się na wszystkie znane mi sposoby, jak na wypadek ataku nuklearnego. Cholernie szanuję prywatność innych ludzi i fakt, że oni wcale nie mają ochoty uśmiechać się do mojego dziecka, które bez powodu postanowiło na przykład wpaść w histerię. Zresztą – ja też często nie mam ochoty uśmiechać się do mojego dziecka, które postanawia ryczeć bez powodu i decyduje, że krzykiem wskóra więcej niż po dobroci.
Są jednak sytuacje, w których zupełnie nie czuję się komfortowo pomimo faktu, że mam już z nimi pewne doświadczenie.
To są często sytuacje nieuniknione, niestandardowe, nieplanowane i zazwyczaj nie ma w nich wyjścia typu EXIT. Jestem w nich zdana na samą siebie, łaskę obserwatorów i przypadek.
I tak też było właśnie podczas jednego z lotów do Norwegii, który zaliczyłam kilka miesięcy temu wraz z moim niespełna dwuletnim synem. Zabezpieczona na każdą ewentualność weszłam na pokład samolotu, przypięłam młodego pasem do mojego pasa i czekałam na moment startu.
Ponieważ był to nasz trzeci tego dnia lot (niestety miejsce destynacji wymagało od nas aż dwóch przesiadek), modliłam się w duchu, aby przebiegł on równie bezproblemowo jak dwa poprzednie. Jak się zachowywało moje dziecko podczas poprzednich lotów? Siedziało grzecznie na moich kolanach, raz po raz prosiło o coś do picia i jedzenia. Bawiliśmy się maskotką, rozmawialiśmy z współpasażerami i staraliśmy się nikomu nie przeszkadzać, aby dotrwać bez krzyku do lądowania. Byłam wniebowzięta, że poszło tak gładko!
Jak zachowywał się mój syn podczas ostatniej przesiadki do Norwegii?
Niestety już nie był w tak dobrym humorze jak wcześniej. Nie pozwalał mi zapiąć sobie pasów, co musiałam uczynić na siłę (w oparach krzyku i absurdu), chciał bawić się roletą przy oknie, a gdy mu tego zabroniłam, to próbował kopać siedzenie kobiety podróżującej przed nami. Widziałam, że siedząca obok mnie dziewczyna, swoją drogą stewardessa, przyglądała się nam ze współczuciem. Zdawała sobie sprawę, że niewiele jesteśmy w tej sytuacji zrobić. Jak wiadomo – w momencie startu nie ma chodzenia po pokładzie samolotu, a pasażerowie muszą być zapięci. I tyle w temacie.
Mój syn był już potwornie zmęczony, choć tak planowałam przesiadki, aby były możliwie jak najkrótsze. Niestety opóźnienie naszego samolotu było spore, jak na złość. Trzymając kurczowo nogi mojego syna, aby nie kopał i nie krzyczał, i próbując go jakoś zagadać, miałam w oczach widmo mojej matczynej porażki. W pewnym momencie, kiedy noga mojego syna powędrowała w stronę fotelu przed nami, młoda kobieta z przodu nie wytrzymała. Obróciła się do mnie i zapytała:
– On tak długo jeszcze ma zamiar się zachowywać?! Jestem zmęczona!
Popatrzyłam na nią i miałam ochotę strzelić jakąś cietą ripostą, ale ugryzłam się w język.
– Szczerze, to nie wiem. Proszę zapytać mojego syna. Przepraszam, naprawdę robię, co mogę.
– Ale ja jestem zmęczona i dłużej tego nie wytrzymam. – odparła.
– Ja Panią doskonale rozumiem. Ja też już jestem na granicy wytrzymałości. Poproszę kogoś z personalu pokładowego i może znajdą dla pani inne miejsce. – dodałam próbując trzymać w ryzach płaczące dziecko.
– Ale ja za to miejsce zapłaciłam! – dodała.
I w tym oto momencie wymiękłam. Argument rozwalił mnie na łopatki i dał do myślenia.
Czasami naprawdę trudno o zrozumienie u innych.
Można się starać, zabezpieczać, planować. I co? I czasami jedno wielkie g.. z tego wychodzi.
Przeleciały mi przed oczami sytuacje, w których ja też byłam „ofiarą”, ale nigdy nie przyszła mi do głowy myśl, aby użalać się nad sobą, że padło akurat na mnie. Nie zapomnę sytuacji, gdy będąc jeszcze studentką ciężarna kobieta stojąc w kolejce na poczcie nie wytrzymała i chcąc nie chcąc zwymiotowała na moje spodnie. Masakra. Pomogłam kobiecie pozbierać się, zamówiłam jej taksówkę, bo wyglądała wtedy fatalnie, i sama pojechałam taxą do domu się przebrać. Pal licho nowe jeansy, niezaliczone kolokwium i inne takie.
Nie zapomnę też, gdy będąc nad naszym polskim morzem bezczelna mewa kolokwialnie to ujmując nas.rała mi na głowę, akurat gdy wybierałam się z facetem na romantyczną kolację. Wydrapałam chusteczką, co się dało, i poszłam do faceta na plażę. Miałam lamentować? Otrzepałam się i ruszyłam przed siebie.
Do dzisiaj pamiętam też scenkę rodzajową z autobusu miejskiego w jednym z angielskich miast. Spieszyłam się z kumplem do pracy, gdy nagle w autobusie zasłabła matka podróżująca z dzieckiem w wózku. Najpierw w kumplem cuciliśmy kobietę, a gdy ona ocknęła się i wydobrzała, czekaliśmy prawie dwie godziny z nią i jej dzieckiem aż jej mąż przyjedzie z pracy, by ich zabrać do domu. Czy było nam po drodze z tym czekaniem i niewygodami w zimny, deszczowy i listopadowy poranek? Niezupełnie, ale to była właściwa i ludzka rzecz, by zrozumieć drugiego człowieka w niestandardowej sytuacji i mu pomóc, tak po prostu.
Dlatego droga pasażerko, wiem że miałaś zapewne ciężki dzień.
Padałaś na twarz i ostatnia rzecz, jakiej potrzebowałaś, to ryczące i kopiące Twój fotel dziecko. Ale uwierz mi, że robiłam co mogłam, aby zminimalizować niezapowiedzianą histerię mojego syna spowodowaną jego zmęczeniem. Może wydaje Ci się, że jestem zepsutą matką rozwydrzonego dwuletniego bachora, który robi wszystko, na co ma ochotę.
Jeśli tak Ci się wydaje, to mylisz się. Naprawdę robiłam, co w mojej mocy, aby nam wszystkim podróżowało się bez histerycznych turbulencji. Ja też wychodziłam z siebie przed dziesięcioma laty, gdy dzieci na pokładach samolotów dawały innym popalić. Ale ponieważ sama miałam o kilkanaście lat młodsze rodzeństwo, to miałam odrobinę szerszą perspektywę i wiedziałam, że czasami zachowanie dziecka bywa poza naszą kontrolą i temat trzeba przeczekać.
Swoją drogą ja też miałam dosyć ryku mojego dziecka. Też miałam ochotę przywiązać go do skrzydła, by w ciszy móc się zdrzemnąć albo poczytać książkę. Mimo usilnych prób – nie udało się.
I pewnie jeszcze wiele razy nam się to nie uda, bo albo wymiotująca ciężarna, albo mewa, albo jakiś inny kataklizm, na który wpływu nie mamy. Dlatego nie spinajmy się! Miejmy umysł otwarty i trochę empatii dla ludzi, którzy znajdują się w sytuacjach, które bywają poza ich kontrolą…
Podpisano: matka, która naprawdę robiła, co mogła… :(
P.S. Będę wdzięczna jeśli zostawicie po sobie ślad na FB, jeśli udało się Wam, że Facebook pokazał Wam dzisiejszy post :-)
62 komentarze
Pamiętam jak jechałam kiedyś autobusem i dziewczynka za mną kopała w siedzenie. Na nic zdawały się prośby jej taty żeby przestała. W końcu się odwróciłam, przedstawiłam się i zapytałam jak Ona ma na imię. Po tych uprzejmościach poprosiłam żeby nie kopała w siedzenie bo mi to przeszkadza. Pomogło. Mała miała może ze trzy latka ☺
Sam, jako ojciec miałem podobną sytuacją w podróży. Wniosek? Poczekać z podróżami, żeby innych i siebie nie męczyć, niestety.
Czasem nie można czekać, rodzice podróżujący z dziećmi nie jadą tylko na wakacje. Bardzo często mama nie ma z kim zostawić dziecka i musi je zabrać ze sobą.
Uważam ,że jeśli ktoś należy do typu ludzi „niedogodnych „to powinien zamieszkać na bezludnej wyspie.Tacy ludzie widzą tylko czubek własnego nosa.Wstyd!!!
Identyczna sytuacje mielismy w samolocie. Zero zrozumienia . I rowniez robilam co w mojej mocy …
Wszystko rozumiem, jednak nie znoszę, kiedy siedząc na plaży słyszę z odległości 50 metrów, lub dalej dziko wrzeszczące dzieci podczas zabawy, czy rozbrykane dzieci w knajpach, które urządzają wyścigi między kelnerami, a rodzice za nic mają towarzystwo wokoło.
W pociągu widziałam scenę, jak dziewczynka kopała w fotel przed sobą, na co studentce siedzącej na owym fotelu oberwało się od mamy dziewczynki za to, że śmiała zwrócić uwagę jej córce.
Z kolei kiedyś do kawiarni przyszła znajoma z dzieckiem, (bo nie miała go z kim zostawić) które jeszcze nie miało roku. W pewnym momencie dzidziuś głośno wrzasnął. Znajoma przyłożyła mu palec do ust i delikatnie zwróciła uwagę: „Cichutko, nie jesteśmy tutaj sami, są inni ludzie, którzy chcą w ciszy zjeść posiłek, lub spokojnie porozmawiać”. Zszokowana uśmiechnęłam się, że prawem takiego 11 miesięcznego szkraba jest podnieść głos, na co znajoma odparła, że uczy go szacunku do innych.
Małe dzieci często krzyczą starsi ludzie mają niejednokrotnie problemy z higieną.to co zatłuc?ja też mam czasem dość rozwrzeszczanych pijanych studentow(a mieszkam w mieście studenckim).mam dość rowerzystów, którzy nagle wypadają mi przed maskę samochodu.mam dość zblazowanych twarzy ekspedientek w sklepach,bo widziałam na zachodzie sympatyczne i uśmiechnięte panie z obsługi.mam dosc biegajacych swobodnie
piesków, albo nawet tych na smyczy co robią kupe na trawniku, a potem ja muszę czyścić podeszwy z tego syfu, bo dla panci to wstyd sprzątnąć po pupilu.pewnie w publicznej toalecie po sobie też nie sprząta.jest mnóstwo rzeczy których się czepiamy.a mój 6letni syn dziś właśnie mnie zaskoczył, bo w konfrontacji z rozhisteryzowaną dziewczynka zaczął do niej mówić i ona się uspokoiła.6latek.zachowal się intuicyjnie.a w nas tylko pioruny i pretensje
Mamo, zwrócono Ci uwagę i co z tego, dziewczyna się wkurzyła, bo dzieci są wszedzie, zoo jest dla dzieci, w restauracjach dokazują, w komunikacji płaczą, w sklepach marudzą, ciągle i wszędzie ich pełno i dziewczyna straciła cierpliwość, też miała prawo. Droga mamo myślę,że pożyjesz z 80 lat,a malutkie dziecko masz przez trzy lata, to tyle co nic, nie ma się czym przejmować,każdy przez chwilkę przez to przechodzi, krzyki, płacze- norma, trudno niech się gapią, niech się krzywią, taki okres, potem dziecko ledwo z pieluch wyrośnie i nie wiadomo kiedy masz nastolatke w domu ;)
Dlatego ja jestem za osobnymi przedziałami dla osób z dziećmi.
Nie trawię takich zachowań i akcji, a „robię co mogę” działa jeszcze gorzej.
Człowiek płaci za miejsce, za podróż np w PKP i ma prawo spędzić ją w komforcie.
Niestety, za każdym razem gdy jadę pociągiem coś musi się dziać.Jak nie prucie gęby, to płacz, albo śpiewanie przedszkolnej melodii na cały regulator.
Po kilkunastu kursach widząc wsiadającą osobę z dzieckiem modlę się żeby nie weszli do mojego przedziału, bo wtedy całe 6h podróży będzie gwarantowało ból głowy, wkurw i chęć uduszenia gnojka i jego rodziców.
Musicie mamuśki zrozumieć to, że wasze sytuacje czy wypadki na które nie macie wpływu gówno nas obchodzą.Chcemy w spokoju przejechać z punktu A do punktu B.
Coś się dzieje? Jakaś krzywda?Wypadek?Jasne, trzeba pomóc, bez łaski, bo to ludzki obowiązek.Ale słuchanie cudzego dziecka podczas podróży/w restauracji czy w innym miejscu gdzie mamy takie samo prawo czuć się dobrze bo za to płacimy? Sorry.Ja się tej babce nie dziwie.
Naprawdę? To może od razu getto? Sorry, ale tym razem ja nie wytrzymałam. Dzieci też mają prawo przebywać w przestrzeni publicznej.
Odpowiadając w tym samym tonie co Pani, gówno mnie obchodzi Pani komfort podróży, za bilet płacimy tak samo. Uważam, że jeśli ktoś decyduje się korzystać ze środków komunikacji publicznej to musi się liczyć z tym że może trafić na różne sytuacje. Jeśli chodzi o dzieci to oczywiście nie powinny one zakłócać podróży innym pasażerom ale według mnie w takich sytuacjach to zachowanie rodzica jest kluczowe i to do niego trzeba mieć ewentualne pretensje. Jeśli dzieciak robi co chce i rodzic nic z tym nie robi to faktycznie można się wkurzyć, ale jeśli sytuacja wygląda tak jak wyżej opisana to oczywiście można kuluralnie zwrócić uwagę ale trzeba się wykazać również odrobiną zrozumienia.
Czasami podróżuje pociągiem z 2 dzieci, wsiadam do przedziału, gdzie jest pełno ludzi, gorąco podczas, gdy inne przedziały są puste. Ja się wtedy przesiadam, chociaż wiadomo że mi jest trudniej szukać miejsca z dzieckiem na ręku, ale wolę jechać komfortowo. Inni natomiast trzymają się twardo swojego miejsca, wolą jechać w ścisku gorącu, jeszcze z 2 małych dzieci, które nie wiadomo czy przez cały czas będą grzeczne. Zmierzam do tego, że pojedynczej osobie łatwiej jest się przesiąść i poszukać miejsca w innym przedziale, niż matce z dziećmi.
Jestem mamą rozbrykanej dwulatki i doskonale wiem, o czym piszesz. Czasami się starasz i nic z tego nie wychodzi. Jakiś czas temu, byłam ta pasażerką z siedzenia przed Tobą. Tylko dziecko miało lat 5, może 6, jej mama spała smacznie z słuchawkami na uszach, a ja byłam kopana przez 40. minut. Mimo zwrocenia uwagi małej pasazerce. W końcu obudziłam Mamusię, która zrobiła mi awanturę, bo dziecko ma swoje prawa a ja nie powinnam jej (mamusi) budzić. Ręce mi opadły. Dopiero uwaga obsługi podzialala.
Ostatnio miałam podobną sytuację ale ze znajomą. Dość często ma tendencję do podkreślania, że 2-3 letnie dziecko ma wiedzieć jak się zachować np. w teatrze. Na uwagę do mojej córki, że nie wie gdzie jest i nie wolno kopać w oparcie przed nią. Nie wytrzymałam. Powiedziałam, że przepraszam ale dziecko lat 3 nie wie gdzie jest bo to jej pierwszy raz. I nie wie jak się zachować. Uwielbiam ludzi, którzy uważają, że dziecko powinno być wytresowana małpką. To nie pies! Dziecka się nie tresuje. Dziecko się wychowuje pokazując mu świat. Oczywiście ryzykując darcie się podczas koncertu w Operze Narodowej ? Wtedy już wyszłam z dzieckiem. Bo utwór był bez libretto w wykonaniu 3 latki. Zapewne pochodzimy tak 2-3 lata jeszcze aby kiedyś pójść na Dziadka do orzechów
psy również się wychowuje a nie tresuje ;)
Serio? Do opery/teatruu z dzieckiem…? Przecież to ani dla dziecka, a poprzez przedłużenie dla matki żadna przyjemność, nie wspominając o ludziach, którzy idą na spektakl a nie słuchać darcia malutkiego dziecka, któremu takie przedstawienie po prostu NIE MA PRAWA się podobać,bo jak sama Pani słusznie zauważyła –
NIE ROZUMIE ani gdzie jest, ani co się dzieje :( Rozumiem lot, rozumiem nawet zabieranie małych dzieci do kościoła, ale OPERA?!! Na litość boską, ja naprawdę nie wiem co to za problem zostawić dziecko na 2h z babcią, wystroic się i iść na randkę na koncert z mężem. Dlaczego panuje jakas dziwna moda targania dosłownie wszędzie maleńkich dzieci? Ktoś to potrafi racjonalnie uzasadnić?
No niestety,znam z autopsji ale z drugiej strony.Kopanie w fotel,ktory zajmuję w samolocie jest nagminne. Rozpiętość wiekowa kopiącego jest rozna od mikromalusinskich do kilkatkow.Nie wiem czy mam taki dar przyciągania czy większa część pasazerow to dzieci; wiem jedno: to kolejny lot i brak złudzeń.Z tyłu bedzie kopacz.
Być moze nie siedziała Pani nigdy na fotelu kopanym, bo zrozumiałaby Pani emocje skopanej… Miala prawo zwrocic Pani uwagę, bo niezaleznie co Pani robiła dla zachowania komfortu innych pasazerow- to po prostu nie działało. Pani jednak nie powinna być obrażona ani na zwrócenie uwagi ani na brak przyzwolenia na zmianę miejsca (dlaczego sama Pani miejsca nie zmieniła?).Fakt pozostaje jeden-kobieta miala racjè.Niezaleznie od przyczyn, kolejnych lotow (czy naprawdę uwaza Pani,ze kopanego bedzie to interesowac?) -fakt jest niezaprzeczalny.Dziecko kopało a Pani nie byla w stanie sobie z tym poradzić.
Niestety… mamie z dzieckiem ciężej jest się przesiąść niż samej kobiecie, zabrać wszystkie rzeczy, zaburzyć po drodze spokój jeszcze większej liczby osób. Tak jak kobieta nie chciała się przesiąść, tak mama ma prawo pozostać na swoim miejscu i też ma tutaj racje. Poza tym dziecko, też człowiek, nie piesek, który reaguje na komendę….
Wydaje mi się,że w samolocie nie wolno zmieniać miejsc, nie wiem jak z dorosłymi , ale jak latałam z synem i miał do 2 l to wiem napewno ,że stewardessy nie pozwalały na przesiadanie się.
Oczywiście, że można zmienić miejsce zarówno w czarterowych jak i w zwykłych rejsowych lotach.
Prawda. Kiedy leci się z dzieckiem do dwóch lat, czyli na kolanach, nie wolno zmieniać miejsca.
A jeśli ta pani zapłaciła za lepsze miejsce to powinna się przesiąść na gorsze, bo ktoś ja kopię w plecy? Bez żartów ?
Niestety na bunt 2 latka nie ma rady. Trzeba przez to przejść. Za rok powinno być zdecydowanie lepiej, a za 2 lata samolot stanie się dla twojego synka nie lada atrakcją. To naturalny etap rozwoju dziecka. Każdy z nas gdy miał 2 lata zachowywał się dokładnie tak samo. Ja przechodzę przez bunt 2 latka po raz 3 i za każdym razem było dokładnie tak samo.
Zachowanie pani, ktora chciala miec chwile swietego spokoju jest absolutnie uzasadnione. Nie powiedziala NIC obrazliwego z tego co przeczytalam w tekscie. Starala sie po dluzszym czasie poprosic delikatnie o uszanowanie jej potrzeb. Nie podoba mi sie za to zachowanie matki z dzieckiem, ktora zachowala sie zwyczajnie bezczelnie. Najwyrazniej nie ma pojecia, co to znaczy np. byc zmeczonym po wielu godzinach konferencji/wdrozenia poza granicami kraju (albo juz dzieki macierzynstwu zapomniala). Powinna szukac innego miejsca dla siebie, nie dla kogos innego. Ot, taka roznica- miedzy kultura a uwazaniem siebie i swojego dziecka za nie wiadomo kogo.
Załączam inny wpis znaleziony na fb https://uploads.disquscdn.com/images/c731d9e8ce4548eafbefe5fe4bbad6a7ae91ddc8eee2b41206842abbe95d45a2.jpg
Zastanawiam sie, czy w tym kontekscie wolałabym być na miejscu mamy czy tej pani…
Jak się jest zmęczonym to można nie lecieć, to słabe miejsce do odpoczynku, więc to nie jest argument. Mozna odpocząć w hotelu i polecieć następnego dnia. Natomiast pani z dzieckiem nie miała co zrobić, w czasie startu dziecko musi być zapięte. Jeśli dziecko jest rozdrażnione żadne racjonalne argumenty sposoby mogą nie zadziałać, im mniejsze dziecko tym trudniej. Jest jednak możliwość, że gdyby ktoś obcy do dziecka zagadał, coś mu dał, dziecko uspokoiło by się przez zaskoczenie. Warto spróbować w takiej sytuacji.
Chyba jednak łatwiej znaleźć miejsce dla jednej osoby niż dla dwóch.
A gdzie w tekście jest napisane, że matka z dzieckiem uważa się za nie wiadomo kogo? Wyraźnie na samym początku zostało podkreślone, że nie lubi tego robić także nie wiem o co pani/panu chodzi… A poza tym matka z dzieckiem też jest zmęczona po dwóch lotach samolotem. A i matka bardzo kulturalnie odpowiedziała tej owej kobiecie, bo ja bym nie przebierała w słowach.
pewnie !przyszłość swiata to konferencje , nie dzieci , i juz wiadomo co ważniejsze, oj kobieto kobieto….
Mojemu mężowi bardzo przeszkadza, kiedy dzieci w komunikacji publicznej hałasują. Dlatego gdy my jedziemy gdzieś z Młodym (14mcy) to przeprasza współpasażerów za niedogodności jeszcze zanim syn cokolwiek zrobi. Zwykle potem nikt głośno nie narzeka;) Również jestem za osobnymi przedziałami dla rodziców z dziećmi. W polskich pociągach pospiesznych są, więc dziwne, że nie wpadli na podobny pomysł w samolocie. Myślę, że pani Magda również chętnie by z takiego osobnego miejsca skorzystała.
Nigdy tego nie zrobia… Prosze Pani linia lotniczym zalezy zeby samolot byl pelny :-) Obecnie nawet staraja sie wprowadzac coraz mniejsze siedzenia aby upchac jak najwiecej ludzi… dlatego nigdy nie bedzie podzialu. Wiem to bo moj Maz pracuje przy produkcji Airbus…. Duzo by pisac… ale powiem szczerze lepiej byc w niewiedzy ;-)
Mojemu mężowi bardzo przeszkadza, kiedy dzieci w komunikacji publicznej hałasują. Dlatego gdy my jedziemy gdzieś z Młodym (14mcy) to przeprasza współpasażerów za niedogodności jeszcze zanim syn cokolwiek zrobi. Zwykle potem nikt głośno nie narzeka ;) Również jestem za osobnymi przedziałami dla rodziców z dziećmi. W polskich pociągach pospiesznych są, więc dziwne, że w samolocie nikt nie wpadł na podobny pomysł. Sądzę, że chętnie by Pani z tego skorzystała.
Nie ma nic gorszego niż gadanie pasażerów.
Kiedy startujemy? Czemu to my musimy czekać?
Dobrze że nie słychać tego w kokpicie
Ja to rozumiem oraz to że mogła owa Pani mieć dosyć tego świata. Ale ja przepraszam…może to zabrzmi dziwnie ale czy ta Pani oraz inne,które naskakują na matki z dziećmi aby kiedyś same małe nie były? Nie darły papy w kościele na mszy? To znaczy że ich matki powinny trzymać je w domu do 10rż by wyrosły z dziecięcych odruchów? I zastanawia mnie…nie. nie zastanawia. Bo takie zachowanie a raczej stosunek do innych wynosi się z domu. Przykro, że nikt nie wymyślił takich miejsc wszędzie. Bo dzieci to przecież uciążliwe jednostki….
Najlepiej będzie jak naburmuszoni i wiecznie z życia niezadowoloni polacy zaczną zmiay od siebie samych !!!!!!!! a wóczas malutkie dziecko przeszkadzać im już na pewno nie będzie :)
Niestety ludziom brakuje empatii w tym całym zabieganiu. Samolotem jeszcze nie lataliśmy, głównie podróżujemy autem, ale zdarza się również pociągami. Tego typu sytuacji jeszcze nie mieliśmy, z reguły jeśli już ktoś się odezwał to raczej wyrozumiale, z uśmiechem
bezpośrednio do syna, ale wszystko przed nami bo syn ma 1,5 roku ;)
No cóż, Pani miała prawo się zdenerwować, ale nie pomyślała, że nie tylko ona jest zmęczona. Człowiek zmęczony = człowiek zły, dziecko też człowiek tylko nie potrafi jeszcze kontrolować swojej złości, stąd efekty. Dla matki z dzieckiem loterią jest czy trafią się wyrozumiali pasażerowie, zaś dla reszty pasażerów loterią grzeczne dziecko obok nich.
Osoby nie mające dzieci nie zrozumieją tego, że są sytuacje w których NIC się nie da zrobić. A już na pewno rodzic nie może zrobić.
Może gdyby ta Pani z przodu wysiliła się na krótką rozmowę bezpośrednio z Pani synem sytuacja zakończyłaby się dobrze. Dzieci często w nerwach zaskakuje jak ktoś obcy zaczyna do nich mówić i wytrąca ich z danego zachowania. Ot takie odwrócenie uwagi, które nie jest możliwe w wykonaniu rodzica ? Oczywiście, nie można wymagać od każdego, że będzie chciał rozmawiać z obcymi dziećmi. Ale ludzie, jak te dzieci mają się nauczyć odpowiedniego zachowania? Jak mają się nauczyć relacji międzyludzkich? Właśnie w ten sposób. Tak to kiedyś wyglądało. Gdziekolwiek byli ludzie każdy z każdym rozmawiał, tak zwyczajnie jak człowiek z człowiekiem, a teraz każdy chowa twarz w ekranie telefonu, a jeśli już odezwie się do kogoś to z jadem.
Ja też nie lubię jak jakieś dziecko krzyczy czy robi inne sceny zwłaszcza jeśli to moment kiedy akurat ja mam 'wolne’ od macierzyństwa. No ale cóż, są rzeczy na które nie mamy wpływu. Nikt nie odizolowuje pijaków spod sklepu, upierdliwej sąsiadki, głuchej staruszki do której trzeba krzyczeć, śmierdzącego Pana w pociągu który właśnie wraca po ciężkim dniu pracy, pani która je kabanosy w autobusie obok pana z chorobą lokomocyjną, młodzieży która się drze o 2 w nocy wracając z imprezy a Wy chcecie dzieci izolować? Ludzie zastanówcie się. Ani samolot ani żaden inny środek komunikacji miejskiej nie służy do odpoczynku tylko do przedostania się z punktu A do B i TYLKO za to płacimy. Ja rozumiem że to jest moment w którym każdy chciałby odpocząć, ale CHCIEĆ nie zawsze znaczy MIEĆ, bo żyjemy w społeczeństwie a każdy może chcieć czegoś innego.
Mnie na przykład wkurzają ludzie plujący jadem, Ci którym wiecznie coś nie pasuje i na wszystkich patrzą jak na wrogów. Odizolować ich? ?
Podpisuje sie pod tym. Ma Pani racje :-)
W 10tkę! :)
Dokładnie tak! Jesteśmy tak już strasznie rozpieszczeni, że na każdym kroku przeszkadza nam drugi człowiek, to okropne! Fakt, że w miarę możliwości nie porywałabym się na lot 3 samolotami w jeden dzień z małym dzieckiem, bo to musi skończyć się tak a nie inaczej…Szkoda by mi było malucha i siebie samej. Ale jeśli mus to mus. Nasz synal dał podobny koncert w wieku 2,5 lat w nocnym locie na wakacje, mąż wyszedł wtedy z siebie i stanął obok i był to widok jeszcze gorszy niż rozwrzeszczanego 2,5 latka… Cóż, znajomi polecili nam,by lecieć nocą bo dziecko zaśnie, a w naszym wypadku efekt był opłakany. Lot dzienny za to był ok. Niech linie lotnicze przewidzą sektory dla osób z dziećmi czy co, może to by częściowo rozwiązało problem. Tak jak napisała Madziaa, płacimy za transport a nie za hotel 5* na pokładzie samolotu, trzeba mieć to na uwadze lub wykupić 1 klasę…;-)
„Ponieważ był to nasz trzeci tego dnia lot (niestety miejsce destynacji
wymagało od nas aż dwóch przesiadek), modliłam się w duchu, aby
przebiegł on równie bezproblemowo jak dwa poprzednie. Jak się
zachowywało moje dziecko podczas poprzednich lotów?
Czy naprawdę do Norwegii trzeba lecieć z 3 przesiadkami? Przepraszam ale trochę wyobraźni, sama jestem mamą, Ale w tej sytuacji jestem po stronie pani – kopanej w fotel… Sorki ale z tego co pisze autorka kopanie nie trwało tyko w czasie startu kiedy faktycznie trudno zapanować nad dzieckiem ale potem to już jednak dobre chęci.
A jak byś moja droga poleciała na północ Norwegii z Krakowa? Helikopterem? Czy może rakietą jednak?
Wyobraźnię posiadam. I kiedy nie musze – nie latam. Kiedy muszę – zawijam kiecę i lecę. Ale tak planuję loty, aby było najmniej męcząco biorąc pod uwagę okoliczności w jakich się znajduję
ja np. jako matka 2 dziewczynek wybralam soe do Norwegii autem prom jedyne 8 godz ( mlodsza strasznie plakala miala rok) potem jazda autem 19 godz tez okupione placzem wlasnie dlatego zeby uniknac takich glupich komentarzy osob postronnych, zebym uspokoila czy uciszyla placzace dziecko … szczerze to wspolczuje wiekszosci ludziom braku zrozumienia drugiego człowieka, czasami wystarczy sobie wyobrazic co wlasnie taka matka w tej chwili czuje, sama jest bliska wybuchu bo nie potrafi opanowac dziecka a tu kolejne „dziecko” ma pretensje bo jest zmeczone. nast razem chyba musi Pani wykupic caly samolot, zlbo kupic knebel i pasy do zwiazania dziecka, tylko wtedy beda sie burzyc jak Pani tak moze dziecko traktowac.
Jeśli Pani dzieci krzyczą… to jedyną osobą która może je uciszyć to Pani i DA SIĘ TO ZROBIĆ. Jest Pani matką, powinna pani wiedzieć jak to się robi :). Jeśli Pani dzieci źle się zachowują to po porostu niech pani nie korzysta z miejsc w których mogłaby Pani komuś przeszkadzać. :)
??? poproszę o kolejną porcję cudownych rad na maila. Zapiszę w pamietniczku i zastosuję przy rybkach akwariowych ???
Omg, to tak na serio? ;-)
Chyba pani nie ma dzieci… Dziecko roczne nie poslucha a jsk jest zmeczony to tylko wkurzy wszystkich na okolo. Troche wyrozumiałości. Sam jestem tatą i wiem jak to działa….
powaznie?! chyba pani nie ma dzieci….
Chyba sobie pani żartuje. Uspokoić dziecko które ma swoje fochy. Dobre sobie widać po komentarzach kto ma dzieci a kto nie aż mnie nosi jak to czytam. Mam córkę lecieliśmy z nią jak miała ponad rok co to był za lot nie chciała się zapiąć i już foch krzyk wszystko siła. A jak by mi ktoś zwrócil uwage nie była bym tak mila jak autorka tekstu. Zaraz by był odzew jak nie odemnie to mąż pani by nie oszczędzil. Szkoda że pasażerowie nie wiedzą co matka przeżywa jak dziecko tak sie zachowuje to jest przykre. A nie uwazam ze jak sie ma dziecko trzeba sie zamknac w 4 scianach gdzies to dziecko musi sie nauczyć zycia miedzy ludzmi.
Szczerze ty nie wiesz co pisze. Życzę ci takiej samej sytuacji. A źle wychowana to ty jesteś snobko bez wyrozumiałość
Czyli dzieci do pełnoletniość trzymamy w stodole? W chlewiku czy w piwnicy? Panią też rodzice trzymali w izolacji od świata? Jedyny sposób żeby się dziecko nauczyło jak ma się zachować to przebywanie wśród ludzi. Jak rozumiem pani zawsze wszystko wychodziło perfekcyjnie. Nigdy nie popełniła pani żadnej „gafy”?
Hahahaha no tekst dnia przeczytałam!!! Opary absurdu działają lepiej niż alkohol!
matko kochana, ile tu hejtu! może lepiej nie rodzić dzieci, nigdzie z nimi nie wychodzić jeśli już nie daj boże się pojawiły, a jak już to trzymać na smyczy i w kagańcu? się lata tanimi liniami lotniczymi to się nie marudzi, że ciasno, że torba pod nogami i że dzieci płaczą i krzyczą. sorry. a na emerytury tych, co dzieci nie mają, bo nie lubą, to kto będzie pracować???
W drogich liniach lotniczych też dzieci marudzą, nawet częściej, bo dużo ludzi lata np. z USA do Europy. Zatyczki do uszu to klucz do sukcesu. ;)
Wiesz, ja zawsze przepraszam za złe zachowanie mojego dziecka, bo czuję się za nie odpowiedzialna. Nie zawsze to ode mnie zależy, ale w każdym miejscu, gdzie jedziemy mówię małej do ucha, że przeszkadza innym. Że może powinna nieco ciszej, że nie każdy lubi słuchać dziecięcych wrzasków. I to działa. Wiadomex, u dwulatka działa co innego, ale próbować trzeba. Przestrzeń wspólna to nie moja prywata, a dziecko nie jest pępkiem świata i im szybciej to zrozumie, tym lepiej.
oczywiście chciałabym zobaczyć ten moment, w którym tłumaczy Pani 2 letniemu dziecku, że przeszkadza komuś ,a ono reaguje w właściwy i oczekiwany sposób .Oczywiście powinnismy uczyc poprawnych zachowań od najmłodszych lat ale ludzie czy wy już wcale rozumy potracili, dzieci to tylko dzieci ,stosunek wzrostu tu jest proporcjonalny do tego co takie dziecko ma główce nie oczekujmy, że takie dzieci będzie miało rozumowanie dorosłego człowieka ( a i tu bywa z tym różnie bo co nie którzy ma się wrażenie że zatrzymali się na poziomie właśnie małego dziecka). Wychowanie dziecka w dzisiejszych czasach jest naprawde bardzo ciężkie i mówię tu o trudach wprowadzenia takiego dziecka do spoleczenstwa bo dzis społeczenstwo jest tak samolubne , ze najlepiej trzymac dziecko jak najdluzej w domu by przypadkiem komuś nie przeszkadzało.Kiedys jak się chowało dzieci ? pamięta ktoś ? kiedyś dzieci dosłownie stadami chodziły po osiedlach ,a na na podwórku był jeden gwar. Czy komuś kiedyś to przeszkadzało? Wspominam te czasy z tęsknota i podejrzewam, że nie ja jedna .Podejście do dzieci bylo inne i może dzięki temu i dzieci było więcej pomimo, że nie było tych udogodnień co mamy teraz. Pozdrawiam
Szczerze to dziwi mnie w ogóle pomysł lecenia z dwulatkiem samolotem do Norwegii, fajnie jest w Norwegii piękne widoki przygody itd ale ale po co? dzieciak sie umeczy rodzice i wszyscy wokoło… Z dziećmi takimi malutkimi wydaje mi sie ze trzeba z niektórych rozrywek zrezygnować. Chce się wrócić do normalności zwiedzić zobaczyć ale może trzeba zacząć od np naszego kraju gdzie sie dojedzie szybko bez umecznia siebie i dzieciaczka i innych. Czy taki maluch cos zapamięta z takiego wyjazdu? Nie sądzę. Nie mówię żeby jechać do Jachranki 20km od domu ale moze wybrac miejsce gdzie dojedzie sie w 2h icc w zieleni z pięknym placem zabaw może jeziorem…. a nie z przesiadkami podejrzewam więcej niż caly dzien. Takie jest moje zdanie
Jechałaś zmęczona i dlatego Cię to irytowało, jakbyś leciała na wakacje i nie w nocy sytuacja mogłaby cię nawet bawić:)
Tego nigdy nie bedzie w samolotach :-) a tak propo odpinanie pasow podczas lotu to glupota… dziecko sobie chodzi po samolocie? Ciekawie by bylo podczas niespodziewanych turbulencji.. ludzie sobie nie zdaja sprawy z zagrozenia…
A mogło być jeszcze inaczej. Może ta kobieta miała za sobą przykre przeżycia np. stratę dziecka i celowo izoluje się od obcych dzieci (chociaż to praktycznie niemożliwe) i to była jej reakcja obronna, a nie tylko zły dzień. Warto o tym czasem pomyśleć.
no jasne , proponuje klatki dla dzieci…a może tak prywatny samolot dla konferencyjnych zmęczonych szych…. kobieto dopóki nie badziesz miala dzieci , to sie nie dowiesz co to zmęczenie, nawet gdy ma sie idealne dzieci
Transport publiczny niestety nie jest doskonały a dzieci to dzieci, co masz zrobić zakneblować i związać? Może zmęczona pani kupi sobie samolot w takim razie ? w prywatnym będzie cisza i spokój…
No cóż… Dziecko trzeba znać i umieć wychować. Dla mnie w żadnej przestrzeni nie ma miejsca i usprawiedliwienia takiego zachowania,to rodzicielska nieporadnosc. I wiem, co mówię, jestem matką prawie 6-latka,z którym podróżujemy, jadamy w restauracji itd.i zaskoczę Was, ale nigdy nie zdarzyła nam się sytuacja, w której musielibyśmy się za własne dziecko wstydzić. I niech się wylewa hej, ale te wieczne usprawiedliwienia, lamenty, tłumaczenia… No nie ?