Naszą kochaną Europę obleciałam, przyznaję, i żadne przesiadki ani opóźnienia mi nie straszne, ale obawiam się, że to co wyczynia nasz Tata, to można nazwać oblatywactwem wszechczasów! ;-P Otóż, aby postawić swoje dwie nogi w Nowej Zelandii trzeba najpierw zdrowo nadwyrężyć swoje cztery litery!
Połączenia lotnicze nie kłamią – aby tam dolecieć należy zarezerwować sobie prawie dwa dni lotu w jedną stronę! Odleżyny gwarantowane. O efekcie fresh face możecie zapomnieć. Okulary po wylądowaniu to zapewne must have na tej półkuli, jeśli lecimy aż z Europy…
Okay Synu, ale nasz Tata wylądował. Kurde, zazdrość mnie bierze. To ja marzyłam o NZ od czasów nastoletnich, zrzeszając się w jakiś stowarzyszeniach, w których mogłam spotkać/”dotknąć” podróżników i super-oblatywaczy stąpających wielokrotnie po nowozelandzkiej Ziemi, a on tam jest i traktuje to jak my traktujemy bułkę z żółtym serem i ketchupem na śniadanie – chleb powszedni … eh…
A propos jedzenia i wspomnianej bułki z żółtym serem i pomidorowym dodatkiem – ta bułka to jest dla nas, krakowskiego pospólstwa – a on tam szamał to:
Co ja tam widzę? Oliwki zatopione po szyję w hummusie? Meatballs z zielonym groszkiem? Omlet z bruschettą? Moje soki żołądkowe właśnie wywierciły mi dziurę na plecach… Ale to nic. Moje kluski z mięsem zostały lekkim dmuchnięciem nowozelandzkiej bryzy zdetronizowane przez… taaadam: paellę!
Takie widoki nie są na moje siły.. Przejdźmy do konkretów. W kraju, w którym na jednego mieszkańca przypada aż 12 owiec, nasz Tata zajada się paellą, która jest hiszpańskim daniem.. Hmmm, następnym razem to my zabieramy się tam, aby próbować baraninę! :-) Postanowione! :-P
W Auckland Tata nie zabawił zbyt długo, ale ale ale! To właśnie tam wyczaił stół moich marzeń! I nie tylko stół! Ten zegar też chcę! Tylko hm.. musieli się chyba pomylić z zerami na metce od tego stołu .. $NZ 15 000 … ?
Ujrzawszy ceną stołu zmył się z Auckland i pognał do Kerikeri, położonego w północno-wschodniej części Nowej Zelandii, nad zatoką Bay of Islands.
I my śmiemy narzekać na mikrość naszych polskich lotnisk. Stoi sobie chatka-Puchatka na środku pola w Kerikeri:
To właśnie tam w 1819 roku dawni przybysze z Europy osiedlili się i uwaga: wznieśli pierwsze nowozelandzkie winnice [ uuu… coś dla mnie ;-) ]
Gdzie nie pojawili się Europejczycy, tam zdominowali tubylcze społeczności. Zupełnie jak ja ;-)
Tymczasem Tata smacznie sobie teraz śpi – a my balujemy i wcinamy chrupki. 12 godzin różnicy to niezła liczba! Niebawem żegna Aotearoa [kraj białej chmury] i spędzi bite dwa dni na dopasowywaniu się do różnorakich siedzeń w samolocie.
Hei konā! [po Maorysku : do później! ]
3 komentarze
Bosheee jak ten wasz tata ma fajnie…
wow coż za podróże :) Jedzenie musi być przepyszne !!!!
Bezwstydnie piękny kraj… NZ była marzeniem mego życia, może nie od tak dawna jak Twoim, ale od czasu, kiedy jej plenery dane mi bylo ujrzeć we Władcy Pierścieni. Południową Wyspę przetrawersowałam wzdłuż i wszerz o własnych nogach. Kraj dugiej, białej chmury jednak wciąż mnie woła z oddali…na pewno jeszcze kiedś tam wrócę, zeksplorować Wyspę Północną. Co prawda długość lotu (37 h bywa) skutecznie zniechęca, jednak warto się tak poświęcic..
Stamtąd wyruszę na Pitcairn ;)