Bardzo prawdopodobne jest, że będę odosobniona w moich wrażeniach dotyczących „odpoczywania” z dziećmi na wakacjach. Nie zdziwię się również, jeśli pojawią się głosy w stylu:
– Chciałaś dzieci, a teraz narzekasz?!!!
– Jak ich wychowałaś, tak masz! Dajesz sobie wchodzić na głowę, to masz efekt.
– Wakacje nie są dla Ciebie. One są przede wszystkim dla dzieci!
albo najlepsze:
– Nie potrafisz ich niczym zająć, to masz za swoje.
Możliwe, że pojawią się też bardziej wyważone komentarze wynikające z odmiennych od moich doświadczeń. Wiem, że nie marudzące, nie kłócące się, „bezobsługowe” dzieci ISTNIEJĄ i jest ich całkiem sporo.
Niestety, przyglądając się naszym przygodom z dziećmi od samego początku mojego macierzyństwa nie robiłam sobie wielkich nadziei, ponieważ … wszystkie moje dzieci były dziećmi „wymagającymi”. Nie chciałabym nazwać ich „trudnymi” dziećmi, bo mogliby się kiedyś na mnie za to obrazić :P aczkolwiek zdecydowanie rozgryzienie ich instrukcji obsługi trwało dość długo. Co więcej wraz z ich dorastaniem większość ich „parametrów” z instrukcji obsługi zmieniała się bez zapowiedzi :D, dlatego też na każdym niemalże kroku byliśmy zaskakiwani. :D Powiem Wam, że jeszcze przed narodzinami naszego Juniora (który urodził się 2,5 roku po Starszaku) łudziliśmy się, że może przy drugim dziecku odrobinę sobie odpoczniemy, jak to przewidywała nasza rodzina. :D Wiecie, pojawiały się teksty w stylu:
– No, przy drugim sobie odpoczniecie. Pierwsze dziecko często daje popalić, ale skoro pierwsze dziecko było wymagające, to przy drugim już będzie łatwiej.
Szczerze? Jak tylko Junior miał 3-4 tygodnie, zaczęły się jego kolki i zderzyliśmy się z jego „nieodkładalnością”, to ja już wtedy zeszłam na ziemię. :D Właściwie powinnam była napisać: „zderzyłam się z prawdziwą, brutalną rzeczywistością” i przestałam już sobie robić nadzieję. Co ciekawe – ja właściwie nastawiłam się na to, że będziemy „przeorani” (rany, to źle brzmi, prawda? Ale takie były fakty! :P), a jeśli zdarzą się jakieś epizody wytchnienia, to będę wniebowzięta. Bardzo pomogło mi takie nastawienie, w którym przestałam żyć nadzieją doświadczania łatwego, bezproblemowego macierzyństwa, a nastawiłam się na to, że co ma być, to będzie.
Jak widać – przeżyłam i mam się względnie dobrze. Czemu względnie? :D Dobre pytanie.
I tutaj wracam właśnie do tematu dzisiejszego postu. Od prawie miesiąca Starszak ma wakacje, z czego dwa tygodnie był już na obozie sportowym i miał odrobinę wytchnienia od rodzeństwa, które nie chce go opuszczać na krok. Osaczenie level master, jeśli wiecie, co mam na myśli… :P
A od tygodnia miesięczne wakacje od przedszkola mają nasze najmłodsze dzieci, Gaia i Teosiek. Choć tak naprawdę, to są w domu dłużej, bo po drodze poskładało ich wirusowo i tak jak większość dzieci z naszego przedszkola mierzyli się z jakimś wirusem. U moich szkrabów objawiał się trzydniową wysoką gorączką, do której później doszedł kaszel, katar a u Juniora jeszcze zapalenie mięśni. U Gai doszło zapalenie ucha.
Także można śmiało powiedzieć, że ostatnie dwa tygodnie „jakoś” przeżyliśmy. Jak? Nie wiem. Ale dzieciaki miały przez tydzień szlaban na wychodzenie z domu z racji zapalenia ucha i zapalenia mięśni, także tylko drugi rodzic posiadający nadaktywne dzieci wie, co znaczy nie móc z nimi wyjść z domu w celu rozładowania ich baterii. :D
Jakby tego wszystkiego było mało – ja dostałam zapalenia zatok i to takiego, że chodziłam po ścianach. A mój M. złapał coś od dzieciaków prawdopodobnie. I to wszystko chyba przez to, że pochwaliłam się Wam, że właściwie nie chorujemy. :D Już nigdy tego błędu nie popełnię i za cholerę się zdrowiem nie pochwalę :D Prawdą jednak jest, że od właściwie pół roku nie chorowaliśmy, aż do teraz i to akurat w samym środku lata. :D
Ale do brzegu! Ja autentycznie i bez ściemniania na wakacjach nie odpoczywam. A Wy odpoczywacie? Czy może też tak jak ja wyczekujecie września? ;-) Nie chcę, żebyście odebrali moje wywody jako narzekanie. Nie, nie narzekam. Jest mi jednak tak po ludzku trochę smutno, że nie jest nam dane odpocząć. A bardzo tego odpoczynku potrzebujemy. I nie dlatego nie jest nam dane odpocząć, że nie próbujemy różnych form wakacji. My próbujemy. Jednak chyba właśnie w tym roku dotarło do nas, że to jeszcze nie jest ten moment, aby w naszym przypadku odpoczywać.
Dla przykładu – nie mamy tego komfortu, żeby dać dzieci na tydzień do dziadków.
Wiem, że część z Was ma taką możliwość. Korzystajcie „ile tylko wlezie” z tego, bo znam takich, którzy daliby się za to pokroić! :D Tak, tak, to my! :D Moi rodzice są jeszcze pracujący, chyba też sami byli mocno zmęczeni rodzicielstwem, bo kiedy ja byłam nastolatką, to pojawili się na świecie jeszcze moi bracia, więc rodzicielstwo też musiało dawać im popalić. A teraz od niespełna dekady cieszą się tym, że mają w końcu czas dla siebie, i ja im się nie dziwię! :D Bo robiłabym tak samo. :D
Z kolei rodzice mojego Męża z pewnością chcieliby zająć się naszą gromadką, ale nie miałabym sumienia zostawiać naszą trójcę wiedząc, do czego ta trójca jest zdolna. :D Moja mama w tym roku spędziła u nas 3 miesiące i już wie, co to znaczy mieć pod opieką naszą gromadkę. :D Gdybym zamiast „gromadka” napisała „szarańcza”, to wiele bym się nie pomyliła. :D
Właśnie do mnie dotarło, że przez te 3 miesiące moja mama nie miała odwagi być z całą naszą trójką jednocześnie dłużej niż 2-3 godziny. :D A jest młoda i ciałem i duchem, sama miała czwórkę dzieci, a jednak czuła przed moimi dziećmi respekt pomieszany z obawą chyba. :D
My naprawdę mamy bardzo żywe dzieci, szczególnie najmłodsza dwójka to istne wulkany energii. Są też konfliktowi, stawiający na swoim i mimo usilnych prób temperowania ich charakterów raczej nigdy nie powiemy, że są aniołkami. Tak po prostu jest. Takie są fakty, a my już się z nimi pogodziliśmy. :-)
Ostatni rok był dla nas trudny. Myślę tutaj o mnie i moim M. Ciężko było nam jednocześnie prowadzić firmę i zajmować się dziećmi tak, aby nie odczuły, że są na boku. A za wszelką cenę staraliśmy się, by czuli, że są ważni. I kiedy myśleliśmy o tegorocznym lipcu i sierpniu, to chyba podskórnie czuliśmy, że ten czas to nie będzie dla nas bułką z masłem. :D Wiecie, jeśli ma się własną działalność gospodarczą, to urlop to właściwie tylko puste hasło, a gdy dochodzi do tego jeszcze jednoczesna praca i opieka nad dziećmi, to bywa ciekawie. ;-)
Jeśli też czujecie, że najbliższe tygodnie będą dla Was trudne, bo Wasza cierpliwość wisi na włosku, sił Wam brakuje a na horyzoncie nie widać, że będzie lepiej, to ja Was teraz wirtualnie przytulam. :*** Wiem, co to znaczy. Bywa, że kilkukrotnie wychodzę z siebie i muszę brać serię głębokich wdechów licząc na to, że towarzystwo da mi przeżyć kolejny dzień. Wkur…am się na siebie za to, że zdarza mi się krzyknąć, a tak bardzo się pilnuję, ale suma sumarum przegrywam…
Nie chciałam kończyć tego postu słowami „byle do września!”, ale coś w tym zdaniu jest. ;-) Czekam na ten wrzesień jak na potencjalne wybawienie. :D A tymczasem udaję, że nie widzę tego bajzlu, który w ciągu 5 minut są w stanie wyprodukować moje dzieci. Wieczór daje mi szansę nie patrzeć na to, wystarczy, że nie zapalę światła i ten wybiórczy widok trochę koi moje nerwy. :D Najważniejsze z dzisiejszego dnia zapamiętuję w serduchu: zjedli cały koszyczek malin, nie połamali sobie kończyn, a na wieczór przytululi mnie ze słodkim „Kocham Cię mamuniu-niuniu!” I jak tu się na nich gniewać? ;-)
2 komentarze
Zgadzam się…kiedyś przeczytałam takie krótkie zdanie że rodzice nie jadą na urlop, tylko opiekować się swoimi dziećmi w innym miejscu…
Czekaj, to Ty napisałaś ten post, czy ja, a może telepatia? :) zgadzam sie z Tobą w 1000% ❤🙈