Są takie sytuacje, w których padam na podłogę i nie mogę się z niej podnieść. Nadal nie mogę się otrząsnąć ;-) po mojej ostatniej wieczornej wizycie w aptece, w której kolejka była ostatnio dłuższa niż ta po mięso sprzed trzydziestu lat.
Ten mały incydent uświadomił mi, że mentalnie niektórzy są jeszcze tysiąc lat za murzynami. Wybaczcie mi to porównanie, ale dokładnie ono pierwsze wpadło mi do głowy. Stoję sobie w kolejce upocona cała po pachy. Najpierw ściągnęłam szalik, później zdjęłam płaszcz. Stoję i się roztapiam razem ze wszystkimi innymi klientami. Z nudów zaczynam rozmawiać z panią, która stała za mną. Po kilku zdaniach ona mówi do mnie:
– I widzi Pani. Teraz się spocimy, wyjdziemy. Zawieje nas i choroba jak się patrzy. Nie zdążyłam wyjść z tej choroby, to wejdę w następną. – mówi do mnie kobiecina.
– Ja nie mam nic przeciwko czekaniu, jeśli mam być szczera. Gorąco jest to fakt, ale przynajmniej odpoczywam od dzieci. Takie wypady do apteki to dla mnie jak wakacje na Malediwach. – i puszczam jej oczko ale widzę w jej oczach, że kiepściutko z kumaniem.
– No ale Pani tak na poważnie? Ja bym nie śmiała mówić takich rzeczy publicznie. Dzieci to skarby. Odpoczniemy sobie w grobie, sreberko. A teraz to trzeba wychowywać, stanąć na wysokości zadania i pracować. Gdybym ja tak powiedziała mojemu mężowi, że idę do apteki, to a on sam z dziećmi, to ja nie wiem, ile by to nasze małżeństwo potrwało.
– Ale ja staję na wysokości zadanie każdego dnia. A teraz w kolejce odpoczywam. Może to dziwnie brzmi, ale tak jest. Dzieci są z tatą, a ja bym mogła tutaj stać i się do pani uśmiechać, bo na dzisiaj to mam chwilowo dosyć. Dzieci to skarby, fakt, ale to też świetne maszynki do wyżymania energii. […]
Pogadałyśmy sobie chwilę jeszcze, ale rozmowę przeciągnęłam na inne tory, bo co zdanie na temat tego mojego resetu aptecznego, to coraz więcej osób zaczynało nam się przysłuchiwać i otwierać szerzej oczy. A ja grupą reprezentacyjną nie jestem, aby robić za obiekt dysput ;-)
Muszę podkreślić jedną rzecz. To nie jest tak, że ja codziennie padam na pysk. Prawda jest jednak taka, że w okolicach godziny 17.00 mam już dosyć marudzenia moich dzieci. Tak jestem skonstruowana, że po pewnym czasie wyczerpują się moje zasoby cierpliwości a później to tylko już lecę na oparach. I jak z tych oparów nic nie zostaje, to krzyczę, wkurzam się. Wieczorami cholernie wiele mnie kosztuje bycie dla moich dzieci dobrą, cierpliwą mamą. Taki lajf.
Nie wstydzę się tego, że polegam momentami. Taka już moja natura. Wiem jednak, że wystarczy każdego dnia kilka chwil odejścia, choćby nawet kwadrans, gdzie zrobię coś koło siebie, walnę się na sofie z gazetą, wyskoczę do drogerii po bzdurny żel pod prysznic, oglądnę jakiś tutorial na youtube’ie. Wiecie, cokolwiek tylko pozwoli mi zapomnieć o tym, że już mam po dziurki w nosie tego ich gęgolenia, marudzenia, ciągnięcia mnie za portki, proszenia o taniec po raz setny.
Mój świat nie kończy się na macierzyństwie. On też się od macierzyństwa nie zaczął. Kocham moje dzieci szalenie, ale codziennie i usilnie szukam wentylu. Każdego dnia, bez wyjątku. Najtrudniej, gdy na posterunku zostaję z nimi sama, ale i wtedy robię co w mojej mocy, aby zająć ich bezobsługowo i bez mojego udziału, i zrobić coś tylko dla mnie.
Jedni powiedzą, że jestem bezczelną, narzekającą i roszczeniową laską, która zamiast zapierdzielać, to wyszukuje sobie innych ścieżek. Biorę to na klatę, ale szczerze i między nami to kolokwialnie „wbijam w to”. te opinie mnie nie obchodzą. W tej aptece to miałam wrażenie, że moja rozmówczyni zje mnie wzrokiem. A tu przecież dzieci czekają! ;-) Z biednym tatą ;-) Macierzyństwo – toż to powinna być przecież misja katorżnicza, poświęcenie 24/7. Ktoś zaraz doda, że inni jeszcze gorzej ode mnie mają. Że sobie radzą.
Ależ ja też sobie radzę! I wystarczy mi resetujący kwadransik każdego dnia, jaki sobie funduję na tzw. „bezczelce” ;-), i jestem jak nówka sztuka nieśmigana! Bo matka odpoczywająca od dzieci to nie powinien być szokujący widok. To powinien być w pełni akceptowany społecznie standardzik.
Piona!
10 komentarzy
Aż muszę pierwszy raz skomentować! Uwielbiam Twoje posty za tą PRAWDĘ! Dokładnie – nie jesteśmy TYLKO matkami! Nie zawsze jest cudownie pastelowo! Czasem też potrzebujemy CHWILI dla siebie! Genialny post! Popieram!
Trafiłaś dziś w dziesiątkę z tym wpisem, ja po całym dniu kolki u mojego 16 dniowego syna, marudzenia pięciolatki że nie taka kanapka na kolację i bajka za krótka, po zmianie 10 pieluch i trzykrotnej przebiórce przez ulewanie mam dość. A i jeszcze wiszeniu na telefonie i obdzwanianiu przychodni żeby umówić małego na USG bioder państwowa :-( Mój mąż myśli że moim marzeniem jest odpocząć od syna i poczytać córce, a ja z chęcią stanęłabym w najdłuższej kolejce nawet w Biedronce i bez marudzenia cieszyła się chwilą. Też kocham swoje dzieci, lubię swoje życie ale marzę o chwili spokoju bez potrzeby robienia czegoś, to nie grzech przecież że chcemy mieć chwilę dla siebie, choćby po to żeby nie zwariować i mieć siłę na więcej, a przede wszystkim więcej cierpliwości.
Każdy potrzebuje chwili dla siebie na mały reset: spokojnego prysznicu bez nasłuchiwania dziecka za ścianą, przejrzenia ploteczek na necie, gazetki, wypadu do osiedlowego sklepu, spaceru z psem czy spokojnego wypicia gorącej kawy. To, że czasem mam dość wszystkiego nie znaczy, że nie kocham swojej rodziny.Nikt nie jest herosem. Coraz wiecej się od kobiet wymaga, a niestety często za mało im pomaga. Z resztą pan mąż nie jest od pomagania. Jak słyszę, że mam dobrego męża, bo mi pomaga, to mnie krew zalewa. Co pomaga??? U siebie jest, swoim dzieckiem się zajmuje. Pokutuje u nas przekonanie, że jesteśmy stworzone do takiego kieratu. Ba! Że jesteśmy szczęśliwe, że w nim jesteśmy. Otóż nie. Cierpliwości i sił czasem brakuje i ta właśnie chwila jest potrzebna. Też uchodzę za nie do końca normalną: nie tak dawno znajoma pani mnie zagadnęła, że kto się dzieckiem zajmuje jak ja tu w kolejce stoję? powiedziałam, że mąż, to zdziwienie na twarzy tej pani było ogromne. Brakowało tylko tekstu w stylu: puścił cię??? Świata nie zmienimy. Pozdrawiam
Kurcze… naprawdę wPl jeszcze tak jest?! Francuzka, Niemka czy inna nie ma problemu z oddaniem swych pociech komu innemu na kilka h! Idą wtedy np. Na basen, do kina , na siłownie itd. żeby się zresetować ! I nikogo to nie oburza! To jest wręcz nienormalne kiedy by sobie takiego resetu nie robiła , tylko ciagle ( ona jedna!) zajmowała się potomstwem! Wiem, bo jestem bbysitter jednej takiej pani w Paryzu?
Bardzo przypadło mi do gustu stwierdzenie,że twoje życie nie kończy się na macierzyństwie bo też i się od niego nie zaczęło. Świetnie napisane. Poz2
Z biednym tatą….no cóż ;)
Kasiu dobre z tym „pomaganiem męża” też tak mam i wielu uważa że jestem szczęściarą, bo jeździ z córką na basen, do kina itp. Bo sprzątanie kuchnię, odkurzy podłogę itp. Ale to faktycznie jego cholerny obowiązek tak jak i mój. To nasze wspólne dzieci, mieszkanie i obowiązki, nie tylko moje w których mi mąż pomaga. Dzięki Kasiu, muszę mu o tym przypomnieć kiedy znowu mi wytknie, że właśnie zrobił to czy tamto… Tak jak tata potrzebuje chwili dla siebie tak i mama, walczmy o te chwile :-)
Kochana! wszystko zalezy od Nas! Ja obowiązki dziele – i nie jest mi z tym źle!! Maż uczestniczy we wszystkim… nie bo musi, ale chce! a to bardzo ważne!
Moim resetem jest gorący prysznic z 8miesiecznym synkiem w łazience na bujaku gdy w tym czasie 5letnie bliźniaki i 3 letni potomek wymyślają przeróżne zabawy np robienie pułapki na środku pokoju ze wszystkich kołder , poduszek i fury zabawek na samą górę a najweselej jest jak mam ich nakłonić do sprzątania…największą motywacja jest u nich bajka. O tak dla bajki to się uwijają jak pszczółki ? Oczywiście siedząc drugi tydzień w domu z moimi kochanym ale chorymi chłopcami zwłaszcza że jeszcze kilka razy w nocy na karmienie wstaje do młodego To mam już ich momentami serdecznie dosyć! A mąż kochany facet ale dużo za dużo pracuje i mi pozostaje ogarnąć 4 etaty w domu ?
Życzę wszystkim mamom i sobie więcej cierpliwości do naszych pociech, i czesciej osób które czasem przyjdą z pomocą w trudnych chwilach ?
Mam na pokładzie 4-miesiecznego Skarba, w 90% że mną, a w stu ze mną obok ;) i powiem Ci, że już sam Twój wpis mnie zrelaksował! U mnie baterie padają po 16, ale staram się dotrwać do wieczora..a potem – nie wiem co ze sobą zrobić 😁 i tak trafiłam na odpoczywanie w aptece ;) mega! Pamiętam jak odpoczęłam, bo poszłam na 10 minut do przychodni obok zapytać kiedy mamy wizytę 🤣 także tego ;)