Pamiętam doskonale czas, w którym spodziewaliśmy się z mężem naszego pierwszego syna. Byłam ciekawa, jakie będzie miał włosy, jaki będzie miał głos i śmiech.
Zastanawiałam się również, kiedy po raz pierwszy powie niezapomniane „mama” i „tata”, i kiedy postawi swój pierwszy krok. Jeszcze będąc w ciąży wydawało mi się, że z pewnością będę mamą idealnego dziecka, którego nieskazitelny obraz próbowały przekazać mi poradniki i niektóre portale.
Byłam niemalże pewna, że niebawem urodzę jedno z najpiękniejszych i najmądrzejszych dzieci, jakie świat widział. I miałam rację! Dla mnie mój Syn był zawsze wyjątkowy. Wyjątkowy i indywidualny. Chociaż otoczenie próbowało czasami wmówić mi zupełnie coś innego.
Kiedy mój Syn mając pół roku jeszcze samodzielnie nie siedział, niektóre osoby sugerowały jego wolny rozwój i zapewne problemy z kręgosłupem. Wszak tyle dzieci już samodzielnie wtedy siedzi! ;-) Kiedy miał prawie rok a w jego buzi nie pojawił się jeszcze ani jeden ząbek niektórzy próbowali mi sugerować, że może ma problemy z kośćcem i podaję mu za mało nabiału. Wszak tyle dzieci ma już ząbki zanim ukończą szósty miesiąc życia! ;-) Z kolei kiedy mając dwa latka nie mówił jeszcze tak płynnie, jak niektórzy jego rówieśnicy, próbowano sugerować mi jego wolniejszy rozwój od innych dzieci podkreślając jednocześnie fakt, że zapewne nie poświęcam mu wystarczająco uwagi! Wszak, gdy dziecko ma roczek to powinno już mówić płynnie w ojczystym języku i próbować deklamować wiersze ;-)
W każdym półroczu słuchałam kolejnych wyssanych z palca rewelacji, które zupełnie nie miały potwierdzenia medycznego. Za każdym razem zaprzyjaźniona lekarka powtarzała mi jedną i tę samą mądrość, pod którą mogę podpisać się wszystkimi moimi kończynami:
– Pani Magdo, wszystko w swoim czasie! Każde dziecko jest inne i wyjątkowe na swój własny sposób.
Co ciekawe. Każda z sugerowanych przez otoczenie rewelacji i przepowiedni względem mojego dziecka nie znalazła potwierdzenia! Syn po prostu rozwijał się w swoim, indywidualnym i właściwym dla niego tempie! Nie w tempie przewidywanym przez ciotki i sąsiadów, dla których każdy odchył od ich wymyślonej normy, był czymś nienormalnym.
Ku zdziwieniu niedowiarków kiedy skończył osiem miesięcy już stabilnie i samodzielnie siedział. Kiedy skończył roczek za jednym zamachem zaczęły pojawiać się u niego wszystkie zęby. Kiedy skończył trzy latka rozwój jego mowy poszybował z prędkością światła, co zupełnie ucięło domysły otoczenia i skończyły się sugestie, że chłopak nie poradzi sobie w szkole. Nadrobił wszystko z nawiązką i zamknął buzie tych, którzy wątpili w jego zdolności.
A ja? A ja wierzyłam w niego w każdym momencie i wiedziałam, że on niejednego jeszcze zaskoczy! To było najlepsze co mogłam dla niego zrobić – być przy nim, obserwować go, dopingować i trzymać rękę na pulsie.
Postanowiłam być jego niewidzialną tarczą, która osłania go ataków otoczenia i pomaga mu w pokonywaniu własnych barier. I wiem, że to działa i procentuje!
To my, matki, jesteśmy największymi sprzymierzeńcami naszych dzieci i każdego dnia musimy rozprawiać się ze stereotypami, jakie uderzają w naszych najmłodszych. Dla przykładu, w chwili obecnej niektórzy nie mogą zrozumieć, że jeden z moich synów uwielbia spędzać czas w kuchni i pomaga mi podczas pichcenia, wszak wg nich gotowanie to podobno średnio męskie zajęcie i lepiej, żeby nauczył się majsterkować ;-) A bzdura!
Po pierwsze, najpyszniejsze dania jadłam w restauracjach, w których to mężczyźni komponowali kartę menu. Po drugie – mam przeczucie, że przyszła synowa podziękuje mi za to, że jej facet będzie potrafił ugotować pomidorową a przy okazji umyje jeszcze naczynia ;-)
Uwielbiam słowa Amelii Eerhart, amerykańskiej pilotki, skutecznie przełamującej stereotypy, która jako pierwsza kobieta w 1932 roku przeleciała nad Atlantykiem za sterami samolotu:
” Znam wielu chłopców, którzy powinni piec ciasta, i wiele dziewcząt, które sprawdziłyby się o wiele lepiej przy zajęciach technicznych. Nie ma powodu, dla którego kobieta miałaby nie zajmować wysokiej pozycji w lotnictwie. Pod warunkiem, że pokona uprzedzenia i wykaże się umiejętnościami. „
Jestem niemalże pewna, że mama Amelii musiała jej dać solidne fundamenty pewności siebie i wsparcie, i dzięki nim udało jej się walczyć z uprzedzeniami. Mam nadzieję, że kiedy moja córa będzie już na świecie i w niej uda mi się zaszczepić żyłkę do przekraczania barier środowiskowych! :-)
To może nieskromne, co wcześniej napisałam, jednak głęboko wierzę w to, że to my jako matki jako pierwsze zareagujemy, kiedy otoczenie będzie próbowało wytykać niedoskonałości naszych dzieci. To my to dostrzeżemy i utniemy w porę falę uprzedzeń, a jednocześnie pokażemy naszym dzieciom, że mają prawo rozwijać się po swojemu i w kierunkach, które dla niektórych mogą być zupełnie niezrozumiałe!
Dokładnie tak, jak robiły to mamy tych małych-wielkich sportowców, którzy nie wybrali łatwej sportowej ścieżki i chcieli dokonać rzeczy wielkich w sportach, z którymi nie po drodze było ich otoczeniu.
fot. Krzysztof Żabski
Wspierajmy, dopingujmy, chrońmy nasze dzieci a jednocześnie pamiętajmy, że matczyna intuicja jest darem, z którego powinnyśmy korzystać. Trzymajmy rękę na pulsie i nie pozwólmy, aby ktokolwiek próbował zakłócić rozwój naszych dzieci i ich pragnienia, sugerując że nie wpasowują się w ogólnoprzyjęte przyjęte ramy.
To my same i nasze dzieci wyznaczamy te ramy, nikt inny! To jedna z najważniejszych rzeczy, jaką możemy zrobić dla naszych pociech, a często nie mamy nawet świadomości jej robienia, gdyż przychodzi ona nam naturalnie:
Wspierajmy i nie pozwalajmy, aby otoczenie blokowało nasze dzieci w rozwoju. Niech ich rozwój będzie ograniczany wyłącznie ich nieskończoną, dziecięcą wyobraźnią!
Partnerem tego postu jest Procter&Gamble, które w kampanii „Miłość ponad uprzedzenia” wspiera jakże ważną walkę z uprzedzeniami względem naszych dzieci i nakłania do jednoczenia się wokół rzeczy, które łączą mimo różnic.
17 komentarzy
Miło czytać, że ktoś jest 'tarczą’ dla swojego dziecka a nie, że nieustannie popycha je do przodu aby od dwulatka potrafiło walczyć o siebie, broniło siebie i robiło inne rzeczy na które totalnie nie jest gotowe ?
Mam nadzieje, ze pewnosc siebie zaszczepionea w dziecinstwie, bedzie towarzyszyla dzieciom przez reszte zycia :). Tak jak inne pozystywne wzorce :).
Wszystko w swoim czasie, ale 3-latki biegające w pampersie, bo są jeszcze niegotowe na samodzielne korzystanie z toalety jest dla mnie niepojęte. Sorry…
Oj tam oj tam, moja miała dwa lata i siedem m-cy jak zaczęła siusiu na nocnik. Ważne że nie 5 latki ale 3 latki, dla mnie mogą ładować jeszcze do pampersa.
Niepojęte bo pewnie Pani ma inne dziecko albo spotykała Pani dzieci, które szybciej ogarniały nocnik. Podstawowa czynność jak wypróżnianie ubrana w kulturowy kontekst nocnika i toalety może być problematyczna dla dziecka. Też nie wierzyłam, póki nie trafił mi się taki „egzemplarz”. Mój synek ma 2,5 roku i dalej korzystamy z pieluszek. Były próby odpieluchowania ale… nieudane, synek się blokował i po prostu wstrzymywał cały dzień. Czekamy na właściwy moment, próbujemy co jakiś czas, zachęcamy, pokazujemy bajki edukacyjne, czytamy książeczki o siusianiu do nocnika. Ale nie robimy nic na siłe! Proszę sobie pomyśleć, proszę pomyśleć o dziecku jak o drugim człowieku: czy lubi być Pani zmuszana do czegokolwiek? Czy lubi Pani być „wybijana” z bezpiecznego rytmu tylko dlatego, że ktoś inny akurat teraz tego chce? Nikt nie lubi. Dopóki nie ma medycznych przeciwskazań do korzystania z pieluch wydaje mi się, że można poczekać aż dziecko wejdzie w ten odpowiedni dla siebie moment :) Serdecznie pozdrawiam!
Ja mam to samo z mówieniem u 3 latka. Prawie wszyscy z rodziny tym mnie dobijają. Dziecko mówi trochę mało a dużo w swoim dziecięcym jezyku. Muszę zacząć chodzić z dzieckiem do logopedy.
Powodzenia Moniko … jeszcze będziecie chcieli, żeby przestał mówić :D
Gdyby przyszło do prania tetry, w której dzieciaki czuły, że jest mokro szybko by się oduczyły.
Bzdura.
Ile to ja się rzeczy naprałam zanim syn zrozumiał, że to trzeba w toalecie robić nie zaliczę… Zrozumiałem dopiero jak miał 3,5 roku
A guzik! Mój dwuipółlatek miał w nosie mokra tetre miedzy nogami, bawil sie w najlepsze. Przez presje z zewnątrz straciłam dużo nerwow i kanapę.
Ja pamiętam… Jak mój synek miał 7 miesięcy. Wyszedł mu pierwszy ząbek, w dzień kiedy „obchodził” równe 7 miesiecy pierwszy raz stanął na nóżki. Zaczal raczkowac. Mając 10 miesięcy i 14 dni zrobił samodzielne pierwsze kroki. A usłyszałam od mojej matki chrzestnej która ma o rok starszego syna od mojego… powiedziała mi, że mój syn jedt gdzieś tak na oko o tydzień cofniety. Do dziś nie wiem dlaczego powiedziała takie coś. Ja oczywiście nie porównuje Ale to jej syn a mój chrzesniak ma 2.5 roku a dopiero uczy się mówić mama, tata… A mój 17-to miesięczny synek mówi mama od 13 miesiąca a tata powiedział nie caly tydzień po dniu taty.
To dziwne według mnie. Każde dziecko ma swój indywidualny tryb. Jedno chodzi szybciej drugi wolniej. Nie ma reguły. Ale nie ukrywam… zabolały mnie te słowa. Bo syn jest zdrowy i rozwija się prawidłowo.
Coś w tym jest. Dlatego ja staram się jak najczęściej mówić i okazywać że jestem dumna z każdego ich nowego doświadczenia i poczynań.
Dokładnie tak robię od urodzenia :)
Niby tak, ale też i nie. Czasem pójście za radą babki czy ciotki to błogosławieństwo. Mój młodszy miał problemy z mówieniem. Lekarka właśnie mówiła że wszystko w swoim czasie, na szczęście mojego dziecka nie po słuchałam idiotki. Poszliśmy do neurologopedy i dziś syn mówi świetnie dzięki terapii i starej babci, która zwróciła mi uwagę. Będę jej dogodnie wdzięczna. W niektórych przypadkach ślepe powtarzanie po lekarzu, że wszystko w swoim czasie, może narazić nasze dziecko na ogromną tragedię. A ten artykuł zbyt bardzo bagatelizuje wiele spraw. Jeżeli jesteś mamą to zaufaj też własnej matce i babce oraz tak samo teściowej. W końcu wychowały ciebie i ojca dziecka i mają świadomość co może być późno bo w rodzinie tak było, a co powinno być jednak inaczej. I naciskaj w razie czego lekarza o skierowania i nie odpuszczaj- chodzi bowiem o twój największy skarb.
Moje dziecko rzeczywiście siedziało mając pół roku, pierwsze ząbki pojawiły się przed ukończeniem pół roku. Natomiast jeżeli chodzi o jego mowę to „życzliwe” mi osoby sugerowały udanie się z dzieckiem do lekarza logopedy, ponieważ dziecku zbliżały się drugie urodziny, a mówiło zaledwie parę słów. Nie poszłam do lekarza. Też wierzyłam w moje dziecko i też uważałam, że każde dziecko rozwija się w swoim własnym tempie. Tuż po 2 urodzinach nagle z dnia na dzień rozwinęła się mowa dziecka. Teraz ma nieco powyżej 3 lat i jego mowa przerosła moje oczekiwania. Trudne słowa, wyrażenia np.: nie sądzę, muszę się skoncentrować – są na porządku dziennym.
Mój Syn mając rok układał pierwsze samodzielne zdania. Nie miałam się kogo radzić ale nie stawiałam sprawy wg opisów książkowych tylko czekałam i obserwowałam