Już ponad 6 wspólnych tygodni za nami i przyznaję – wybitnie deficytowo z tym czasem.
Karmimy się, przewijamy, przytulamy, kąpiemy, spacerujemy, śpiewamy, masujemy, nawilżamy, mruczymy, płaczemy, stękamy, obsikujemy się, przebieramy,śmiejemy i …
karmimy, przewijamy…
Ponadto sterylizujemy nasz sprzęt, pierzemy co pobrudziliśmy, 《 już nie prasujemy – matczyna nadgorliwość wykańcza》 , słuchamy godzinami kołysanek 《 gdy kryzys zawita》, układamy dziwne wierszyki i doszukujemy się w nich później sensu, opowiadamy bajki o rycerzu Ifku i jego stajni Augiasza, i takie tam.
I przyznaję, czasu na inne przyjemności nie ma zbyt wiele. W tym oto miejscu powinny bić dzwony na cześć mojego męża i reszty świty. Kiedy oni przejmują pałeczkę 《 oprócz zatańczenia kankana》mam także czas okiełznać me loki, zarzucić czerwień na paznokcie, ogarnąć BBC News, wykonać zaległe telefony, odpisać na maile, spróbować efektywnie popracować i najważniejsze: wykorzystać wolną chwilę na SEN..
Na całą resztę przyjdzie czas. Tak mówi moje otoczenie. A mi instynkt podpowiada, że jak przyjdzie ten magiczny czas, to będzie idealna pora aby nasz Ifek wyczekiwał braciszka lub siostrzyczki. Wtedy to dopiero będzie bonanza…
Brak komentarzy