Nie wiem czy macie podobnie do mnie, ale ja lubię kolekcjonować takie miejsca, w których czuję cudownie i są takie moje-moje. Lubię, gdy nie zbierają się tam tłumy i jest po prostu kameralnie. Nie dla mnie ogromne skupiska ludzi i przeciskanie się pośród wątpliwych atrakcji.
Imprezy z watą cukrową pośród kiczowatej scenerii czasami też lubię, głównie ze względu na mojego Syna, których uwielbia towarzystwo. Jednak ostatnio chodzę odrobinę mniej wydeptanymi ścieżkami. Wyciszam się, wiję gniazdo i takie tam. Szykuję się na kolejne tornado, które zawita do mojego życia we wrześniu ;-)
W Krakowie trudno o ciszę, choć i tutaj są miejscówki małopopularne, w których można odpocząć. My wolimy jednak wsiąść do samochodu i pojechać kawałek dalej, aby totalnie się zresetować, zjeść coś dobrego, pooddychać fajnym powietrzem i posłuchać ciszy.
Serio. Uwielbiam ciszę. Uwielbiam jak raz po raz zaskoczy mnie świergot jakiegoś dziobatego stwora, gdy usłyszę nagle sowę albo zobaczę jaszczurkę. Jako rasowy człowiek miasta zaczynam tęsknić za tą dziką naturą, za swobodą przestrzeni. Na pewno rozumiecie, co mam na myśli. Beton, sklepy, brudne i zatłoczone jezdnie i chodniki męczą. Cholernie mnie męczą.
Jest takie miejsce pod Krakowem, do którego mamy ogromny sentyment. Odkryte zupełnie przez przypadek podczas naszych dawnych eskapad skuterem za niedzieciatych czasów. Zauroczyło nas tak bardzo, że tam właśnie odbyła się nasza skromna ślubna impreza w stylu lat 20-stych.
Willa Tadeusz w Lanckoronie jest miejscem znanym krakusom, choć zapewne nie wszystkim. Może i z nazwy wydaje się ona być nazbyt dostojna i trochę pompatyczna, jednak niech to Was nie zmyli! Tak naprawdę to jest oaza dla wszystkich, którzy szukają miejsca, w którym czas się zatrzymał.
Nie musicie zostawać tam na nocleg, choć warto.
Stare pokoje w drewnie, którego zapach wibruje w nozdrzach.
Piękna jadalnia z pamiątkami rodu.
Stare pianino, które dumnie stoi w rogu i czeka na wirtuoza.
Kwiecisty obrus, który pewnie towarzyszył w posiłkach niezliczonej ilości artystów, pisarzy i innych głodnych gości, bo oni do willi przybywali tłumnie.
Ogromny ogród, który ma w sobie niezliczone zakamarki.
Kamienne ławeczki na jego skrajach, które ktoś kiedyś skrzętnie zakamuflował i ukazują się one oczom tych, którzy lubią odkrywać nieodkryte.
Trzy niesamowite huśtawki, których wysokość początkowo przeraża, by później spowodować jedne z największych łaskotek w brzuchu.
Stare drzewa, których liście powiewają na wietrze i odsłaniają gęstwinę dzikiego lasu.
Dwa psiaki, w tym uwielbiany przeze mnie Bazyl, które pilnują tej oazy raz po raz podbiegając i wąchając czy goście mają dobre serducha.
Pyszny, aromatyczny barszcz czerwony podawany w porcelanowej wazie.
I cudowni właściciele. Ciepli, otwarci. tacy „normalni”!
I pieczeń, która smakuje tak jak smakowały babcine obiady.
Ach. I basen. Basen w środku lasu. Duży, chłodny, w pięknej scenerii!
I jakże bym mogłam zapomnieć! Drewniany samochód skonstruowany przez Pana Tadeusza Lorenza w latach 50-tych XX wieku.
To jedno z niewielu miejsc, które się nikomu nie narzuca. Możecie wejść, przywitać się z gospodarzami od zaplecza i poprosić o obiad, który prawie na pewno będzie mógł zostać Wam zaserwowany. Albo o dobre ciacho i kawę parzoną jak za starych czasów. Nie musicie tam nocować. Możecie spędzić piękny dzień z Waszymi najbliższymi i poczuć tę magię, po którą ja tam zawsze wracam.
Byle nie za często. Byle zdążyć zatęsknić! Ach! Rozmarzyłam się!
Lanckorona, która sama w sobie jest miejscem niezwykłym zatrzyma Was na dłużej, o ile tylko dacie się do niej zaprosić. Wspaniała lanckorońska porcelana. Muzeum. Kawiarnia z pyszną herbatą. Piekarnia z dobrymi wypiekami. Mały, spożywczy sklepik, w którym lokalni masarze zostawiają swoje najlepsze wędliny. Stare uliczki zachęcają i zapraszają obnażając coraz ciekawsze kolorowe, drewniane domy.
Nie mam dla Was wielu zdjęć z Willi Tadeusz i Lanckorony. I to celowo zostawilam je sobie skrzętnie na dysku! Bo zabrałabym Wam tę magię, którą musicie poznać sami!
Tam czas się prawie zatrzymał. Wskazówki zwolniły. Tyk. Tyk… Tyyyyk….
7 komentarzy
Cudnie tam jest! Naprawdę magiczne miejsce, takie jak lubię najbardziej, a impreza ślubna w takim miejscu musiała być fantastyczna :)
Nasz ślub tam był bajkowy :-) To miejsce robi całą niemalże robotę! ;-)
Tam rzeczywiscie zatrzymuja sie wskazowki zegara i kazdy kolejny dzien, kazda godzina pachnie inaczej i swieci niezwyczajnym swiatlem.
Jeszcze dzis w mojej glowie brzmia dzwieki wiekowego pianina a wielgasna hustawka pozostawila wspomnienia swidrujace w podbrzuszu.
To kraina doslownie i w przenosni mlekiem (czekolada) i miodem (barszczem)plynaca…heh, zatesknilam dzieki Tobie :)
Wygląda świetnie, a z opisu pachnie wyjątkowością … oj lubimy takie :)
Trzeba dopisać do listy.
Nie tak daleko od Krakowa, także polecam tym bardziej! :-)
:)
Nie lubię takich miejsc, ale ten basen w środku lasu mnie przekonał. Jak tylko będę w okolicy Krakowa, wpadnę choć na chwilę, z ciekawości ;)