Nie wiem, czy mamy podobne zdanie na temat, który za moment poruszę. Przyznam jednak, że jestem bardzo ciekawa Waszych doświadczeń z nim związanych. Momentami mam wrażenie, że ten internetowy światek (ze mną na czele) odrobinę zagalopowuje się w swoich osądach i wszystkich próbuje wrzucić do tego samego worka.
Tymczasem nie wszyscy faceci są tacy sami. Serio. A ostatnio przekonuję się, że wśród moich bliższych i dalszych znajomych, a także wśród Waszych partnerów, jest naprawdę wielu dojrzałych mężczyzn, którzy nie tylko odwalają kawał dobrej roboty pracując zawodowo, ale również aktywnie zajmują się dziećmi i ogarniają dom kiedy z pracy już wracają. Dla jasności – dzisiejszy tekst nie piszę po to, aby się w żaden sposób czymkolwiek pochwalić. Chcę zwrócić należny honor ojcom, którzy na to zasługują.
Co więcej, oni naprawdę lubią zająć się dziećmi. Lubią również przykręcić śrubkę, zamontować zlewozmywak, nakarmić dziecko, ugotować obiad. Bez najmniejszej łaski robią te wszystkie rzeczy a często nawet nie pisną, że są zmęczeni czy padają na pysk. Wszak nie tylko my – matki dostajemy po dupie od rodzicielstwa, przyznacie? Oni też starają się pchać ten wózek, życiem rodzinnym zwany.
Dlaczego dzisiaj o tym piszę? Po raz kolejny nasz ostatni kilkudniowy pobyt w szpitalu z Juniorem cholernie dał mi do myślenia. I to nie tylko dlatego, że mój własny mąż naprawdę mnie zaskoczył. Ale dosłownie wszyscy ojcowie, których widziałam w szpitalu, a było ich wielu, stawali na rzęsach i wyrabiali co najmniej 1000% normy.
Kiedy wylądowałam z moim Juniorem w szpitalu, mój mąż wracał wtedy do nas z Singapuru. Te trasy powrotne z Azji są mega wyczerpujące, nie tylko z uwagi na długi lot, ale i różnicę czasu, która daje zdrowo w dupę po powrocie. Ja, jak to ja, miałam mu po raz kolejny za złe, że największe problemy z naszymi dziećmi dzieją się dokładnie wtedy, gdy go nie ma. Nie znoszę tego. To mnie wypala emocjonalnie. Ale wracając do meritum, żebym znowu nie zeszła z przydługiej ścieżki opowiadania.
Kiedy przyleciał wieczorem do kraju i zajął się naszym starszakiem (zapewne półprzytomny ze względu na jet-lag czyli zmęczenie związane ze zmianą strefy czasowej), odwiedził nas w szpitalu i od razu zaanonsował, że następną noc, to on spędzi z Juniorem zamiast mnie. „Koniec, kropka, postanowione.” Zaśmiałam się głośno, wręcz wyśmiałam go wtedy, bo mój półtoraroczny ssak jest karmiony jeszcze piersią i jest bardzo do mnie przywiązany m.in. z tego powodu. Nocka beze mnie i bez „cycka” oznaczałaby dla niego koszmar. Przynajmniej tak mi się wtedy zdawało.
Co prawda w szpitalu łóżko obok to właśnie tata dwumiesięcznej dziewczynki spędzał ze swoją córką noce, a mama jechała do domu wypocząć, ale to było dla mnie wtedy trochę science – fiction. Nie dowierzałam, że tak się dzieje. W dodatku dziewczynka była karmiona piersią, więc nie za bardzo ogarniałam, jak oni to zdołali zrobić i jak to jest, że koleś nie spękał, a stał twardo na nocnej warcie trzymając się optymistycznie i prosto. Szacun – pomyślałam. Człowieku, szacun wielki!
Minęła noc i popołudniu przyjechał do szpitala mój Mąż. Do końca myślałam, że to będą tylko godzinne odwiedziny i sobie pojedzie. Jakie było moje zdziwienie, kiedy … wszedł do szpitalnej sal i zaanonsował:
– Zbieraj się Magducha. Już Cię nie ma.
– Że what?! – powiedziałam.
– No to, co słyszałaś. Uciekaj mi już stąd się wyspać. – i w tym momencie wyciągnął z torby podróżnej pompkę i naszą dużą piłkę do fitnessu, która służy mu do usypiania naszego wymagającego Teośka. On na niej siada, rozpoczyna bujanie i tak właśnie Teodor jest usypiany w ciągu dnia lub wieczorem przez mojego męża. Każdy ma jakiś swój sposób. On ma taki ;-)
Miał faktycznie rację. Byłam dokładnie i bez ściemy 48 godzin bez snu. Teosiek był nieodkładalny i trzymał się mnie kurczowo od dwóch dni. Kiedy zobaczył Tatę w szpitalnej sali, z radości prawie zapiał :D
Mój M. napompował tę piłkę siejąc postrach wśród pań pielęgniarek, które chyba nie do końca wiedziały, do czego to ma służyć :D A dwie mamy i tata, którzy byli razem ze mną w szpitalnej sali, popatrzyli na mojego męża na początku jak na wariata :D Z piłką, która zajmowała spół sali i dumnym uśmieszkiem na twarzy, widok był co najmniej dziwny, ale też jednocześnie jakiś taki … uroczy :D
– No nic. – pomyślałam. Nic tu po mnie. Mi najwyżej cycki pękną a i tak będę się spodziewać telefonu w nocy, bo Teodor przecież budzi się co dwie godziny, a w szpitalu to co kwadrans i bez cycka ani rusz. Zwinęłam swoje manatki, posłałam buziaka i pojechała do domu robiąc w portki, nie przeczę ;-)
Jak się skończyła historia? Pewnie jesteście ciekawi.
Otóż chłopaki doskonali sobie dali radę beze mnie i … bez cycka! A popołudniu zostali wypisani do domu i przyjechali z rogalami na twarzy. Ja co prawda się nie wyspałam, bo starszak zafundował mi bezsenną noc ze względu na kaszel, ale pękałam z dumy, że mam męża, który nie robi w portki a jest zadaniowy! Niby o tym zawsze wiedziałam, ale nie sądziłam, że nawet w tak hardcorowych sytuacjach ogarnie rzeczywistość.
Jaki z tego morał? Że na tym ziemskim padole jest naprawdę wielu mężczyzn, którzy nie są leniwymi i tchórzliwymi fujarami! A my kobiety powinnyśmy zaufać naszym panom, bo oni naprawdę dają radą i wiele rzeczy robią lepiej od nas, nie siejąc przy tym paniki ani nie oczekując kotylionów zajebistości.
Patrząc na sytuację szpitalną, to ojców spędzających nocki z małymi dziećmi było co najmniej kilku i zajmowali się nimi równie dobrze, jak robiły to matki! Panowie, zwracam honor i za każdym razem, gdy przyjdzie mi napisać zero-jedynkowy tekst z damskim bólem dupy w tle, będę pamiętać, że Wy dajecie radę!
Piąteczka! :*
9 komentarzy
Też uważam, że nie wszyscy ojcowie są do niczego. Czasem chyba my – mamy same trochę im to wmawiamy, bo nam się wydaje, że my umiemy lepiej. Bo kto jak nie matka? A oni po prostu… inaczej, ale też super :)
U mnie też mąż daje sobie pięknie radę w szpitalu gdzie obecnie przebywam z córką. Poza tym sprząta, zmywa, zrobi pranie, zakupy, ugotuje:)
To całkiem ciekawe jak grupa kobiet przypisuje sobie prawo do decydowania co oznacza bycie prawdziwym mężczyzną. Do określenia jak powinien zachowywać się i postępować ojciec. Jakie ma dawać wzorce dzieciom. A jednocześnie jakąkolwiek opinie o samych kobietach i ich postepowaniu że strony mężczyzn traktuje jak głos diabła…
Cześć Aneto! Dzięki za komentarz :-)
Na początku małe sprostowanie ode mnie. Na moim blogu pojawiają się wpisy reklamowe. Stanowią ode nie więcej jak 20% treści publikowanych każdego miesiąca :-)
Mój Teo ma 18 miesięcy. Jeśli zje kolację, wygląda na to, że śmiało wytrzymuje bez jedzenia/picia w nocy. Nie wiem, jak by sytuacja wyglądała, gdyby miał pół roku. Pewnie zostawiłabym męża z odciągniętym mlekiem albo mlekiem modyfikowanym. Mój Teo nie lubi co prawda smoczka od butelki, ale nie miałby wyjścia ;-)
Reklamy są ale w optymalnej ilości i tak opakowane, że nie wyskakują z każdego kąta :) za to szacun :) a u nas był dramat mleko modyfikowane absolutnie Młodemu nie wchodziło, flaszka dla niego nie istniała :/ widać jedyne wyjście to od maluszka uczyć na flachę czy ze ściąganym czy mm :) żeby się później nie obudzić z ręką w nocniku. Bardzo dziękuję za odpowiedź! Pozdrawiam serdecznie :)
Jak przyjemnie się czyta takie historie :) Pozdrawiamy
Zmówi się, że jednym z grzechów głównych rodziców w stosunku do dziecka jest zabijanie jego samodzielności – a potem nie ma się co dziwić, że dziecko nie chce ani sprzątać, ani samo jeść ani się ubrać. Z facetem myślę – że jak z dzieckiem, i wiele, oj baaaardzo wiele kobiet popełnia ten grzech w stosunku do mężczyzn, zarówno w sferze obowiązków domowych, jak i opieki nad dzieckiem. Bo skoro od pierwszych dni nie pozwalają tacie samodzielnie zająć się maluchem (bo źle założy pieluszkę, bo źle karmi kaszką itd itp) to dlaczego później mają pretensje do nich, że nie umieją/nie chcą się dzieckiem zająć? Jak mi ktoś przez 3 lata wmawiał że źle coś robię, to w końcu przestałabym się za to zabierać… U mnie od samego początku opieka nad córką jest dosłownie po równo, poza początkowym karmieniem piersią oczywiście, ale usypianie, kąpanie, karmienie, przewijanie to był nasz wspólny obowiązek, każde z nas robi to trochę inaczej, ale żadno z nas nie robi niczego źle :)
Cieszy fakt, że jak piszesz nie wszystkie kobiety wybrały na ojców swoich dzieci leniwe i tchórzliwe fujary. To by niepochlebnie świadczyło o kobietach. Może jednak trzeba bardziej edukować młode dziewczyny przed ślubem? Jak dobrze wybiorą to i odsetek ojców-fujar spadnie.
Po porodzie moj maz był moim największym oparciem.Sprzatal,gotował,robil pranie,jeździł na zakupy,pomagał mi przy dziecku,dbał o mnie.On jako pierwszy przewinął małego ,ubrał go gdy bylismy jeszcze w szpitalu.Zawsze mnie rozczula gdy jedzie do sklepu i przywozi mu ciuchy,zabawki ,kosmetyki do pielęgnacji,kaczki do kąpieli:)(tak, tak facet sam wybierajcy te wszystkie rzeczy).Najwazniejsze jest to ,ze on chce uczestniczyć w zyciu naszego dziecka,Interesuje go dosłownie wszystko i to mnie bardzo cieszy:)