Uwielbiam wiosnę. Jaram się nią jak durna. Zimowe płaszcze schowałam już na dalsze wieszaki, a mój ulubiony i wyświechtany wiosenny zamszowy płaszcz dyżuruje już dumnie przy drzwiach wejściowych.
To nic, że już „nie wygląda” i dopomina się o zmianę. Postanowiłam drania zmęczyć na dobre w tym sezonie ;-)
Coraz częściej wychodzimy na spacery i nawet jak jest odrobinę chłodniej i wieje wiatrzysko, które momentami urywa nam głowy, to nie poddajemy się. To wszystko w ramach tego hartowania, o którym już kiedyś pisałam tutaj. Cały ten proces hartowania to długotrwała sprawa, dlatego dałam nam czas. W planach mam też częste zmiany klimatu i wysokości, bo różnorodność w stylu morze-góry, też robi dobrze młodemu organizmowi. A i nam dorosłym przyda się trochę zmian, bo właśnie ledwo dycham z kolejnym już zapaleniem zatok i krtani.
Dobra, ja tu pitu-pitu a do sedna nie dojdę.
Wyszliśmy ostatnio ze starszakiem na spacer. Na zewnątrz umiarkowanie ciepło. Okrągłe 12 stopni. Lekki deszczyk za oknem, który przemijał raz po raz. Doszłam do wniosku, że wyjdziemy z domu. Nie ma co pękać, że trochę kropi. To była naprawdę delikatna mżawka. Czasami naprawdę warto się spiąć i powalczyć z naszą słabą silną wolą ;-)
Wyszliśmy w końcu z domu. Ja w szaliku, starszak też. Parasolki mieliśmy pod pachą na wypadek większego deszczu. Synal mój uradowany, że będzie szansa użyć jego ulubionej parasolki w kształcie pandy, która do tej pory leżała odłogiem. Mówię Wam, wyprawa życia z tymi parasolkami :D
Nagle zrobiło się ciepło. W słońcu chyba z 20 stopni. Promienie słońca przebłyskiwały przez gałęzie drzew. Doszliśmy aż po Wawel, zaopatrzeni w kalosze w międzyczasie zaliczając tysiąc kałuż, wrzucając do nich od groma kamyków i patrząc jak pięknie w tafli kałuży odbija się niebo i pobliskie drzewa. Zresztą, nie byliśmy sami. Bywały momenty, że napotkane dzieciaki same zaczęły terytorialnie walczyć o dostęp do każdej jednej kałuży ;-)
Wtem nagle słyszymy:
– Wracaj! – krzyczy mama na swojego kilkuletniego syna.
– Wracasz czy nie wracasz?! – dodaje jego ojciec. Zaraz sam po Ciebie pójdę!
Mój syn patrzy na mnie i zadaje mi pytanie:
– A dlaciedo ten chłopczyk musi wracać? – i pokazał mi palcem na chłopca, który właśnie próbował zanurzyć palec w kałuży.
– Nie wiem, Skarbie. Pewnie jego mama i tata chcą mu coś ważnego powiedzieć.
Tymczasem chłopiec przy kałuży ani drgnie wpatrując się raz w kałuże a raz w swoich rodziców. Oni nadal siedzą na pobliskiej ławce i ponownie go nawołują:
– Jeszcze raz wsadzisz tam palucha, to koniec z oglądaniem bajek!
– Mamo, ale ja nie będę blał palucha do buzi! – dodaje kilkulatek.
– Do cholery jasnej wracaj, gówniarzu! – dodaje ojciec cały czas siedząc na ławce nie ruszając z niej swoich czterech liter.
– Ale ciemuuuuu?! – i zaczął jakby cichutko płakać.
Chłopiec wziął patyk i teraz patykiem na wodzie zaczął rysować esy-floresy. Jego ojciec w końcu wstał i podszedł do niego. Złapał go za rękę niemalże mu ją urywając w powietrzu i tak zaprowadził na ławkę, przy której kolokwialnie to ujmując strzelił mu w tyłek. Łzy jak grochy leciały chłopcu po policzku, matka dopalała papierosa nic sobie z tego nie robiąc a ojciec zaczął rzucać mięsem „będziesz Ty mnie słuchał, czy nie będziesz?! Nie ma chętnego do tego, żeby cię w domu suszyć!”. Co się stało potem, gdy jeden ze spacerujących rodziców zwrócił mu uwagę, opowiem kiedy indziej.
Tymczasem ten mały, ciekawy świata chłopczyk chciał po prostu być dzieckiem! Chciał wyrysować na tej kałuży kilka ósemek, sprawdzić jak głęboko zanurzy się gałązka i czy te drobinki piasku na samym dnie to tylko kamyczki a może jakieś lśniące rybki. Kurde, żal mi się go zrobiło! Mojemu starszakowi głos zaczął się łamać. Padło morze pytań ze strony mojego syna, któremu nie potrafiłam logicznie wytłumaczyć, dlaczego niektóre dzieci nie mogą być po prostu dziećmi a niektórzy dorośli je biją. (Przy czym innych dorosłych nie wiedzieć z jakiego powodu już nie biją… to jest dysonans, prawda? …)
Cholera, niby kiedy ten mały chłopczyk miał to wszystko sprawdzić i budzić w sobie ciekawość świata? Jak będzie w wieku swojego ojca, któremu trudno podnieść swoje cztery litery, by pokazać synowi jeszcze te nieodkryte dla dziecka tajemnice, które o wiele przyjemniej odkrywa się razem z rodzicem?
Niemowlę bada swe ręce. Prostuje, wodzi w prawo i w lewo, oddala, zbliża, rozstawia palce, zaciska w pięść, mówi do nich i czeka na odpowiedź, prawą chwyta lewą rękę i ciągnie, bierze grzechotkę i patrzy na dziwnie zmieniony obraz ręki, przekłada ją z jednej do drugiej, bada ustami, natychmiast wyjmuje i znów patrzy powoli, uważnie. […] Ono nie bawi się: miejcież do licha oczy i dostrzeżcie wysiłek woli, by zrozumieć. To uczony w laboratorium, wmyślony w zagadnienie najwyższej wagi, a które wyślizguje się jego rozumieniu.
– Janusz Korczak
2 komentarze
Moja prawie trzyletnia córka ma teraz etap buntów i histerii – wszystko chce robić sama, nic jej nie pasuje. Ciągle testuje też naszą cierpliwość próbując przekraczać kolejne granice. I właśnie wczoraj uświadomiłam sobie, jak często (zwłaszcza z ust taty) słyszy słowa: nie wolno. Ta refleksja była dla mnie jak zimny prysznic, no bo jak ma się czuć osoba, której ciągle zabrania się robienia czegokolwiek.Dlatego od wczoraj odpuściliśmy i tylko pilnujemy by nie zrobiła sobie krzywdy podczas tych, nieraz niebezpiecznych eksperymentów:)
Te kałuże to naprawdę ciekawa sprawa. Kiedyś wracałam z moim 2latkiem ze spaceru w całkiem ciepły dzień ale po kilkudniowych deszczach więc kałuż było więcej niż suchego chodnika. Jako że pozwalam dziecku taplać się w kałużach (ja na wsi robiłam gorsze rzeczy) to po 10 min spaceru synek mimo kaloszy był prawie po pas mokry. Gdy wracaliśmy doznałam w szoku! Prawie wszystkie starsze babcie, które namiętnie krytykują młode matki były zachwycone! Nie mogły się napatrzyć na dziecko bawiące się w brudnej wodzie wspominając swoje dzieciństwo. A sedno w historii jest takie, że poza babciami obserwowały mnie też młode matki, które jakby mogły to by mnie zeżarły żywcem za taką patologię. Bo jak śmiem pozwalać szczęśliwemu dziecku na umoczenie całych butów, spodni, rąk i Bóg raczy wiedzieć co jeszcze?