Pewnie część z Was śledząc mnie na Facebooku albo na Instagramie doskonale pamięta moje przechwałki, że oto ja – matka odważna, kamikadze wręcz[!] ;-) odcinam na cały tydzień mojemu Synowi dostęp do nowych technologii.
Pisząc „nowych technologii” miałam na myśli oglądanie bajek w TV lub na laptopie, zabawę w układanie puzzli na tablecie i tym podobne korzystanie z gadżetów, które do tej pory były sporadycznie używane przez mojego Syna. Muszę zaznaczyć, że nigdy nie doszło do sytuacji, w której mój Syn siedział godzinami przed ekranem, jednak bywały dni kiedy ja nie radziłam sobie z nadmiarem obowiązków różnej maści i czułam się zmuszona do odpalenia np. kilku odcinków Peppy na iPadzie. Potrzebowałam pół godziny świętego spokoju, aby móc w skupieniu coś zrobić i machinalnie sięgałam po tablet i sadzałam przed nim mojego Syna. Czy było to słuszne posunięcie czy też nie, wygodnictwo a może zdrowe podejście do tego tematu – każdy sam oceni.
Żeby być fair wobec siebie samej powiem, że nie uważam aby oglądanie bajek czy korzystanie z nowych technologii było zbrodnią i należałoby dzieciakom ograniczyć wszelki dostęp do tych, jak to niektórzy nazywają, „ogłupiaczy”. Myślę, że wystarczy wykazać się zdrowym rozsądkiem i nie robić z tego wielkiego halo. Dzieciństwo z bajkami też jest spoko. Ja jestem na to żywym przykładem – myślę, że śmiało mogę powiedzieć o sobie, że miałam szczęśliwe dzieciństwo, wyrosłam na „ludzi” i ogarniam tę moją rzeczywistość całkiem dobrze. Razem z bratem mieliśmy od czasu do czasu zapuszczane bajki i robiliśmy krótki przegląd Smerfów czy innych Bolków i Lolków.
W pewnym momencie doszłam jednak do wniosku, że chcę spróbować odciąć na pewien czas mojego Syna od tych mediów. To miał być zarówno test mojej wytrzymałości i kreatywności, a także ciekawa próba dla mojego Syna.
Dokładnie 21 sierpnia podjęłam tę piękną w skutkach decyzję. Dałam nam tydzień na to, aby ogarnąć naszą codzienność główkując, co by tu kreatywnego zrobić. Począwszy od malowania, rysowania, skończywszy na plastelinowych tworach.
Przesypywaliśmy ziarna do różnych pojemników za Waszą radą.
Bawiliśmy się we wspólne gotowanie.
Razem angażowaliśmy się w różne codzienne rytuały i o dziwo [!], co do tej pory średnio było ciekawe dla mojego Syna, zaczęliśmy czytać bajki na potęgę!
Pierwsze dni próby były okupione kilkoma łzami mojego Syna. Bo jak to? Nagle Mama nie puściła na ekranie Dusty’ego Popylacza albo Zygzaka? Mimo że on tak prosił? Jak to możliwe, że do tej pory śpiewałem początek piosenki o Peppie a Mama sięgała po pilota, a teraz kręci przecząco głową, że niestety nie będziemy oglądać bajki?
.
Ból był na początku wielki. Łzy kapały po podłodze, aby na dzień czwarty i piąty pójść zupełnie w niepamięć! Bo właśnie czwartego dnia nastąpił przełom i mój Syn zamiast marudzić, to opuszczając łóżko o poranku pobiegł czym prędzej do salonu w poszukiwaniu książeczki, którą sam z własnej inicjatywy zaczął przeglądać. Do tej pory moje próby czytania mu bajek kończyły się po paru minutach i Ivo nie wykazywał żadnego zainteresowania moim czytaniem. Teraz nastąpił zwrot o 180 stopni!
.
Tak mi się spodobały zmiany, które zaczęły zachodzić w zachowaniu mojego Syna, począwszy od polubienia książek, skończywszy na szybszym zasypianiu i mniejszym ogólnym rozdrażnieniu, że zdecydowałam przedłużyć ten nasz #TydzieńBezNovychTechnologii o kolejny.
.
A w rezultacie trwamy tak do dzisiaj i mamy się dobrze!
Nie zarzekam się, że bajek Ivo nigdy oglądać nie będzie, bo nie miałoby to sensu. A bajki z pewnością uratują nas od zagłady podczas kilkugodzinnych podróży albo lotów za ocean. Poza tym obawiam się, że trudno byłoby mi ograniczyć mu dostęp do nich, np. gdy Ivo przebywałby u dziadków. Uważam jednak, że moja w tym rola, aby wtedy gdy najwięcej czasu spędza ze mną możliwie najkreatywniej spróbować zaaranżować mu harmonogram dnia. Jest zdecydowanie więcej plusów tej sytuacji niż minusów. A idąc dalej: ja nauczyłam się pracować wtedy, gdy Ivo jest czymś totalnie pochłonięty. A on także przeszedł pewną metamorfozę: już nie nudzi się tak szybko jak kiedyś, a potrafi odgrywać teatrzyk na głosy przez kilka dobrych kwadransów, budować wyjątkowe budowle z LEGO duplo, albo malować na podłodze rękami, co idzie mu ostatnio najlepiej! :-)
Mam wielką nadzieję, że uda mi się chociaż część z Was zainspirować do małych zmian w tej kwestii. Teraz widzę, że naprawdę było warto i wymagało to z mojej strony tak naprawdę tylko samozaparcia i nieulegania namowom małego dziecka. Dziecka, które niezawsze wie, co jest dla niego najlepsze. Staram się być „twardka” a nie „mientka” i uczyć się tego będę chyba całe życie ;-)
Pamiętasz ten moment, kiedy jako dziecko, w wieku koło siedmiu lat, malujesz obrazek i niebo to niebieski pasek u góry kartki? I wtedy przychodzi ten moment rozczarowania, kiedy nauczyciel mówi ci, że tak naprawdę niebo zajmuje cała wolną przestrzeń na rysunku. I to jest ta chwila, kiedy życie zaczyna być coraz bardziej skomplikowane i nieco nudniejsze, ponieważ zamalowywanie kartki na niebiesko jest raczej nużącym zajęciem. – Alan Rickman
Dzisiejszy wieczór sponsoruje Teatrzyk Kukiełkowy w wersji Suahili … ;)
Dobranoc ;)
Posted by szczesliva.pl on 30 sierpnia 2015
.
Dlatego na naszym przykładzie widzę, że dobrze jest gdy dziecko ograniczam w jak najmniejszym stopniu. Bo oferując mu włączony telewizor, jak kiedyś, uniemożliwiałam mu tym samym ogrywanie scenek walecznych piratów, ataki therosaurusa rexa na naszym dywanie albo opowiadanie bajek na 4 głosy ;-)
8 komentarzy
Przeczytałam i od jutra wdrażamy i my :) nie powiem, trochę za dużo chyba u nas tv ostatnio, a jak w sobotę próbowaliśmy przesypywanie ziaren, moje dziecko jest wielbicielem sezamu :D to 2h dziecka nie było , coś fantastycznego :)
To mój plan na wychowanie dziecka – kreatywne spędzanie z nim czasu. Ale to na razie w teorii, bo maluch jeszcze w brzuchu, a życie pokaże na ile będę konsekwentna ;)
Moi znajomi nie mają telewizora. Lista kreatywnych zajęć jakie wynajdują sobie ich dzieci zawsze mnie powala. Ja swojej córeczce ograniczam, ale nie zabraniam. Może dlatego, że wspólne oglądanie np. Tańca z Gwiazdami stało się już rytuałem i dla mnie :)
Bardzo dobry i wartościowy eksperyment, sama często myślę na ten temat, kiedy moje półtoraroczne dziecko nie umie zjeść bez bajki, mimo że na co dzień nawet chwili nie usiedzi, żeby jakąś obejrzeć. Nie rozumiem tego paradoksu, ale to już chyba jest pochodna ogólnego zabawiania przy jedzeniu i ta bajka czy piosenka na youtube’ie po prostu pozwala mi uniknąć znoszenia połowy mieszkania żeby tylko dziecko jadło. Po cichu mam nadzieję, że żłobek naprawi te błędy…
Brawo! ciekawe wyzwanie! Chociaż u nas nie ma za wielu bajek to jednak trochę ich jest (ćwiczymy z naszym synkiem stópki i nóżki dwa razy dziennie i trwa to ok 15 minut (jednorazowo) i nie da się ukryć, że najbardziej efektowne jest ćwiczenie przy bajce, bo smyk skupia się na niej i pozwala nam robienie swojego.
Poza tym bajek nie ma. Są wspólne zabawy, oglądanie i czytanie książeczek. Urozmaicamy sobie różnie dzień, chociaż, gdy widzi wlączonego laptopa to zaraz woła o baje;)
Wow, świetny eksperyment! Nas ostatnio znajoma chciała przekonać do kupna telewizora: „Ale jak to… Dziecko nie będzie bajek oglądać? Dzieciństwo bez bajek jest zmarnowane, przecież wy oglądaliście.”. Mieliśmy tv, stał nieużywany – bo nie mamy kiedy oglądać, a teściowej się zepsuł – więc go jej daliśmy. Córka ma 13 miesięcy, bajek nie ogląda, a gdy 'nadejdzie czas’ to pewnie obejrzy na laptopie lub tablecie. Również nie mam zamiaru jej sadzać na kilka godzin, ale fakt – ja bajki oglądałam – i uważam, że jeśli są odpowiednio dobrane do wieku dziecka to nie ma nic złego w ich oglądaniu.
Brawo :) Super decyzja i widać, że genialnie Wam wychodzi :) Tym bardziej w sytuacji kiedy masz dwójkę szkrabów, więc bajki wydają się być czasem lekiem na całe zło ;)
Też postanowiłam swoich (choć powinnam napisać naszych) sił w podobnym wyzwaniu. Muszę stwierdzić, że to chyba była jedna z najlepszych decyzji bieżącego roku. U nas bunt trwał Czasem, kiedy jestem już bardzo zmęczona albo kiedy mam mnóstwo spraw do ogarnięcia, a dzieciaki niemal wychodzą z siebie, myślę: „a włączę im te bajki, byle tylko spokój był”. Ale ponieważ nigdy nie lubiłam iść na łatwiznę, niejako rzutem na taśmę, próbuję znaleźć inny sposób na zajęcie moich Absorbków. Jak dotąd się udaje.A czasem wystarczy choćby 5 minut wspólnych wygłupów na podłodze. Nawet mój mąż, który początkowo stukał się palcem w czoło, stwierdził, że to nie jest takie głupie, a dzieci faktycznie jakby spokojniejsze…telewizora za okno nie wyrzuciliśmy, ale już nie bardzo mamy czas, żeby w niego patrzeć. Dziękuję za podrzucenie pomysłu :)