Staram się za wszelką cenę trzymać dietę. „Staram się” – to właściwe słowo, ponieważ niedziela zazwyczaj jest tym dniem, kiedy pozwalam sobie odrobinę grzeszyć. Inaczej bym chyba zwariowała ;-)
Te ciacha zrobiłam tydzień temu z myślą o tym, aby były niedzielnym zwieńczeniem bardzo pracowitego dla mnie tygodnia. Jednak jak to bywa z tego typu rozpuszczającymi się w ustach ciachami, nie uchowały się one za długo w naszym domu :-D Część pochłonął Ivo, drugą część mój brachol. Mi przypadły jakieś 3 sztuki. Nie najgorszy wynik ;-)
Przepis ten pochodzi z przepiśnika Raul’a. Z Raulem pracowałam 7 lat temu w Anglii. To tam spędziłam ponad 2 lata za barem i tam poznałam ludzi wyjątkowo zakręconych na punkcie jedzenia. Raul był jednym z nich. Piszę otwarcie o tym, że Raul był moim ex, ponieważ on wcale nim nie był :-D Raul jest wspaniałym facetem, zorientowanym na mężczyzn, który zawsze ratował mnie z opresji na imprezach ;-) Udawał, że jest moim partnerem w sytuacjach, gdy jacyś inni potencjalni adoratory zawracali mi gitarę a ja nie miałam zupełnie na to ochoty. Ponadto to koleś zajawiony na punkcie kulinariów na maxa, także częstujcie się ciachami od niego! Zajadaliśmy się nimi razem z naszą wspólną znajomą Keilly w każdy pierwszy piątek miesiąca. Taka nasza mała dawna tradycja :-)
Aby zrobić popękane ciacha potrzebujecie [na ok. 30 sztuk]:
- 250 g gorzkiej czekolady [ ja zawsze daję 3 pełne tabliczki, czyli 300 g ;-) ale za pierwszym razem radzę trzymać się proporcji ;-)]
- 120 g masła
- 3-4 jajka
- 2/3 szklanki bardzo drobnego cukru
- ziarenka z jednej wanilii [lub aromat waniliowy]
- pół łyżeczki proszku do pieczenia
- 1 i 2/3 szklanki mąki tortowej
- szklanka cukru pudru
- szczypta soli [ Raul nigdy nie dodawał soli, ja jednak daję jej ociupinkę]
Co i jak:
Rozpuszczam masło. Dodaję do niego kostki czekolady, ale już nie na ogniu. Mieszam aż się czekolada rozpuści i połączy z masłem. Ubijam białka na sztywno. Do ubitych już białek dodaję pomalutku cukier cały czas miksując. Poźniej dodaję ziarenka wanilii i żółtka. Nadal miksując dodaję masę czekoladową, która zdążyła już odrobinę ostygnąć. Do pięknie uzyskanej masy dodaję mąkę uprzednio wymieszaną z proszkiem do pieczenia i solą. Masa będzie mega gęsta i nie zdziwcie się jeśli mikser Wasz będzie odrobinę protestował. Ja mam stary blender, który prosi się o wymianę, i za każdym razem gdy robię ciacha czekoladowe albo marshmallows, to obiecuje sobie kupić nowy. I zapominam o tym :-)))
Tak uzyskaną masę wstawiam do lodówki na co najmniej 4-5 godzin. My z Raulem i Keilly zawsze masę przygotowywaliśmy dzień wcześniej w towarzystwie lampki [-ek] wina i francuskich serów ;-)
Następnego dnia wyciągamy masę z lodówki i za pomocą małej łyżeczki [ i twardej! – nie zliczę ile lichych łyżeczek do herbaty kiedyś zgięliśmy lub połamaliśmy na amen RIP :-D] skrobiemy masę i formujemy kuleczki wielkości połowy mandarynki lub orzecha włoskiego – co kto woli. Obtaczamy w cukrze pudrze i pieczemy!
Sprawa mega ważna! Ciastka piekę na 2 lub 3 razy, bo to o to chodzi w tym przepisie, aby masa nie ociepliła się za bardzo. Gdy się za bardzo ociepli nie będzie widać ładnych „cracks” i pękniecia będą mniej efektowne. Dlatego radzę uformować 12-15 ciastek, obtoczyć je bardzo-bardzo w cukrze pudrze, nie żałując go, a nawet później jeszcze warto posypać ciacha cukrem pudrem z sitka, i sruuu do piekarnika na 11-12 minut w 160 stopniach. I kolejną partię formujemy, obtaczamy nie żałując cukru pudru i do piekarnika.
Smacznego-czekoladowego i całusy od Raula! :*** ;-)
5 komentarzy
ostatnio robiłam rosół z kurkumą Twojego przepisu i był pyszny, także bez wahania jutro po zakupach zrobię te ciacha!
Super! Cieszę się, że rosół się udał! :-)
To mi wygląda na niezwykle dobre patenty – i ciastka, i Raul :)
Przepis na pewno wypróbuję. Ja właśnie mieszam w garnku mleko, śmietankę i serek na panna cottę. Robię ją już trzeci raz, bo tak zasmakowała wszystkim domownikom☺
Czy dobrze rozumiem, że drobny cukier jest do ciasta, a puder – do obtaczania przed pieczeniem??