Ten odcinek TCP w ogóle nie miał się pojawić na blogu. W ogóle nie miał się pojawić. Nie był ani w moich planach, ani nawet w przypuszczeniach. Przecież ciąża to powinien być taki bezproblemowy czas, w którym siedzimy sobie, ewentualnie polegujemy na sam koniec. Przynoszą nam na tarasik herbatki, starsze dziecko samo się wychowuje, potrafi się sobą zająć. Pranie się pierze, obiad gotuje, słońce przyświeca.
No full wypas, mówię Wam. Tak mi się kiedyś jawiła ciąża.
Tymczasem wczoraj, podczas wizyty u mojego ginekologa dostałam z prawego sierpowego. Miałam tylko zaplanować termin cesarki lub ewentualnie połasić się w kwestii porodu naturalnego, uzgodnić te pierwsze detale i sprawdzić styrane spojenie łonowe. Miałam zapłacić należne, wyjść z gabinetu z uśmiechem, cała w skowronkach i pomknąć z powrotem do mojego pierworodnego.
Tymczasem mój lekarz zatrzymał mnie w tych moich prozaicznych marzeniach. Kilka razy pomruczał, coś tam posprawdzał, pomierzył i podotykał. Serduszko bije. I czkawkę widać. Jeszcze pomruczał. Zmarszczył brwi odrobinę. Popatrzył na mnie badawczo, jednak tak by nie wywołać u mnie zbyt wielkich emocji. I ubierając te swoje myśli w ładne słowa zrozumiałam jedno:
„Pani Magdo, szpital za tydzień.”
Pif paf. Trafił mnie. Śrutem prosto w serce. Strzałą na wylot. Jednym słowem na wskroś.
Ale jak to? Przecież ja dopiero we wrześniu, Panie Doktorze! – chciałam załkać. Przecież ja taka nieprzygotowana. Mąż zagranicą. Kochany dwulatek w domu. Nic niewyprane. Niepoprasowane. Z wyprawką w powijakach. Nawet normalnej piżamy szpitalnej nie mam! Panie Doktorze, do jasnej cholery! Pan tu przesadza. A na jak długo? I po co? Dlaczego? Może nie trzeba?
„Nie trzeba? Myli się Pani. To jest konieczność. Głowa do góry.”
I cały świat staje do góry nogami. Myśli latają. To w lewo, to w prawo. Łzy lecą ciurkiem. Chusteczki się kończą. Nos cały czerwony. Oczy podobnie. Wsiadam do taxi. Szepczę kurs jakiś. Kierowca coś mówi. Nie odpowiadam. Głowa osobno. Serce łomocze. Ręce się trzęsą. Gardło ściśnięte. Te scenariusze. To zamartwianie. Oczy zamykam. Byle do domu. No, jak najszybciej!
Otwieram drzwi.
Siadam na krześle.
Tulę Ivka.
Uśmiecham się krzywo.
Parzę herbatę.
Wannę napełniam.
Dziecko usypiam i już mnie nie ma.
Gdzieś tam odpływam.
Gardło ściśnięte.
Myśli miliony.
Byle do września i byle do przodu.
Musi być dobrze. Trochę kroplówek, trochę tabletek. I będzie cacy.
I tak, po tej burzy. Po tych myśli zderzeniach, które w mojej głowie spustoszenie sieją totalne. Bo ja wrażliwa. Może z wierzchu twarda, ale w środku jak pianka. Nie lubię być słaba. Nie lubię być miękka. Ja walczę do końca i się nie poddaję. Bo przecież dobrze być musi. Maluch jest silny. Do września poczeka! A spróbowałby nie!
To po tych myślach i łzach wylanych lwica się budzi! Nadzieja się wskrzesza i jest już dobrze.
Nie można wątpić. Nie można ględzić. Trzeba się spiąć i być dobrej myśli.
Pamiętam, gdy jakiś czas temu na Dzień Kobiet zadzwonił Teść mój. Złożył życzenia zupełnie nie wiedząc, że u nas pod górkę. Tysiące badań i czarnych myśli. Zazwyczaj kończył klasycznym: „…i dużo zdrowia”. A on tymczasem na koniec rozmowy powiedział tym razem jedną niecodzienną dla niego rzecz: „no i pamiętaj, zawsze ale to zawsze bądź dobrej myśli.” A ja scenariusze najgorsze pisałam. Niepotrzebnie zupełnie, jak się później okazało. Głos mi się skończył. Krótkie „Dziękuję” wydukałam z siebie i poleciałam schować głowę w kolana.
A ja dostałam turbodoładowania ;-) Siłę mam nagle. Wena przychodzi. Chęci wracają. Sprzątam, układam, prasuję, nadrabiam. Ivka przytulam i z rąk nie puszczam. Zapłaczę się za nim przez te dni parę. Ale dam radę!
Trzymajcie kciuki! Musi być dobrze :-)
15 komentarzy
ja jeszcze sił dużo mam, przyjadę Ci poprasować te rzeczy :*
Będzie dobrze ! Nie może być inaczej! Myśl pozytywnie :-* trzymam kciuki !
Trzymaj sie Madzia! Zaciskam kciuki mocno zeby było dobrze! A Ty, tak po ludzku, bądź najlepszej myśli i nie pozwól zeby żadne czarne scenariusze kłębiły sie w głowie i mąciły optymizm!!!!
Ja też ryczalam jak bobr jak się okazało że 2 tygodnie przed terminem porodu musxe pójść do szpitala. W prawdzie wszystko było gotowe ale czułam się podobnie, kiedy czytałam przed chwila Twój teks wszystkich wróciło i zmarła. A potem przypomnialam sobie jak fajnie było czekać, ,ja to się nawet smialam ze mąż kasy pozalowal i tanie w czasy wykupił:-)
Ale najpiękniejsze było to co się stało dokładnie po dniach 10 kiedy się z moją Córką poznalysmy osobiście :-)
Magda nie martw się, będzie dobrze a nawet cudownie lada moment :-)
Trzymam kciuki i pamiętaj…bądź dobrej myśli ;)
Będzie dobrze :)
Trzymam kciuki i pozdrawiam serdeczne
Wiem co czujesz bo sama to przechodziłam niedawno ale Madziu będzie dobrze ! Wszystko się uda i czas w szpitalu niedługo będzie już tylko wspomnieniem a ty dwa swoje skarby bedziesz tulić. Głowa do góry :)
Magda, weź nie strasz ludzi :( na czwartkową wizytę będę szła cała zestresowana :(
A Ty się trzymaj i obyś nie musiała być w szpitalu za długo
Ściskam Cię mocno
Wszystko będzie dobrze, trzymajcie się tam całą ekipą ;)
….i pamietaj, badz zawsze dobrej mysli….. kocham <3
Oj, smutny tekst ale zakonczenie bedzie radosne . Oczywiscie we wrzesniu. A jaki szpital wybrałas? Pewnie ten najlepszy?
Pamiętasz, jak chciałaś, żeby zdarzył się cud, żebyś mogła wyrobić się na BFG? ;) Będzie git, dzidzia wie, co robi, spoko! :*
Będzie dobrze ! Głowa do góry ! Przeleżałam pół ciąży w szpitalu i …. uważam z perspektywy czasu, że było warto. Każdy jeden dzień warto było przeleżeć… a Tobie tak dużo nie zostało przecież !