Nasza rodzina rozstrzelona jest po odległych krańcach Polski. Ja pochodzę z Wrocławia, a mój Mąż znad Doliny Sanu. Zdecydowaliśmy się zamieszkać w Krakowie i wydaje się to być najlepszym rozwiązaniem – zarówno do jednych rodziców, jak i do drugich, mamy jednakowy kawał drogi ;-) Ma to swój [chyba jeden, jedyny] plus – nikogo nie faworyzujemy pod względem częstotliwości odwiedzin, a także spore minusy – np. nie mam szans na podrzucenie dziecka teściowej, gdybym zechciała wybrać się sama na lumpeksowe łowy, o randce z Mężem we dwoje nie wspominając ;-) Ubolewam nad tym, ale spinam tyłek i idę dalej.
Udało nam się wyściubić nosy z naszej krakowskiej oazy i wyruszyliśmy na Dolny Śląsk, do pradziadków Iventego. Ostatni raz widzieli go, gdy miał 7 miesięcy – jeszcze nie potrafił samodzielnie siedzieć. Tym razem zaskoczył pradziadków pełnym repertuarem nowych umiejętności – bieganiem po ogródkowych ścieżkach, zajadaniem się kamieniami i wyrywaniem kwiatów z babcinego skalniaka. Wszystko zostało mu wybaczone ;-) Jego klasyczna mina Franka Sinatry, lekko zadziorny uśmiech i subtelne mrugnięcia lewym okiem zrobiły dobrą robotę :-D
Podziwiam moich dziadków. Podziwiam ich nie tylko za trwanie w małżeństwie, w biedzie i bogactwie, ale także za pokonywanie wszystkich życiowych przeszkód. Patrzę na nich i widzę, że są oni stworzeni do bycia razem – troszczą się o siebie, przygotowują wspólne posiłki, mają pasje [babcia swój ogródek, który prowadzi książkowo a dziadek majsterkowanie i kryminologię].
Nie żyją obok siebie, a razem – wypracowali swój system prowadzenia gospodarstwa domowego i wychodzi im to bezbłędnie. Każdy ma swoje koniki, którym oddaje się bez reszty, a druga osoba potrafi to uszanować. Podziwiam ich także za życiowy optymizm. Ponadto nie zastygli w bezruchu i doskonale opierają się swojej metryce – ich kondycja fizyczna jest doskonała. Mój dziadek pokonuje 10 kilometrów dziennie na rowerze. Babcia biega po schodach niczym nastolatka.
Podczas naszego pobytu naładowaliśmy tam baterie do pełna. Mój mąż próbował oddawać się urokom wsi i miał plan nadrobić zaległości czytelnicze, co mu skutecznie uniemożliwiałam [Skarbie, sorry!] marudząc o tym i o owym, zupełnie niepotrzebnie. Ivek był w siódmym niebie. Zaliczał u pradziadków trzygodzinne drzemki, co nie zdarza mu się w Krakowie. Mógł biegać w pampersie po ogródku i nikt nie wytykał go palcami ;-) Lizał kamyki, krzyczał wniebogłosy i budził się z krzykiem wyrywając ze snu wszystkie wiejskie koguty. Marzy mi się dom z dużym ogrodem! Och…! Blisko lasu, z pięknymi trasami rowerowymi i czystym powietrzem.
A ja zasięgnęłam babcinych porad dot. prowadzenia ogródka [ P.S. mam swoje dwie skromne skrzynki na tarasie, o których pisałam TUTAJ ;-)] i gotowania bigosu :-) Rozruszaliśmy się na rowerach, przetestowaliśmy nowy kask rowerowy dla Iventego, a także fotelik. Była moc! :-) Miałam nawet czas, aby robić zdjęcia pszczołom i pajęczynom, a także obierać truskawki z szypułek, impossible! ;-)
A my, jako małżeństwo z kilkuletnim stażem, podpatrzyliśmy jak to „wszystko” się powinno robić : jak trwać razem, szanować się, celebrować codzienność i pielęgnować to, co się posiada.
9 komentarzy
Pięknie tam :) Ja mam do mamy daleko (nad morzem) do teścia daleko (Holandia). Faworyzujemy jedynie babcię męża, bo mieszka w tym samym mieście. Ale dzieci jej nie podrzucam, po tym, jak zostawiła Tymona samego z chorym dziadkiem i poleciała do banku.
Babcia ma coś z nieodpowiedzialnej nastolatki ;-) Może lato tak na nią działa…
pięknie tam,rabatki cud malyna ;) a Ivek jest po prostu prześliczny, chociaż to może nieodpowiednie słowo dla chłopca ;) my ruszamy na wieś w ten weekend, już nie mogę się doczekać. pozdrawiamy
Co nie, że cud malyna? :-D
Udanego weekendu, wyszalejcie się!
Ja mieszkam na Górnym Śląsku, moi rodzice na podkarpaciu a teściowie nie żyją. Także też nie mogę liczyć na niczyją pomoc gdy chcę wyjść gdziekolwiek. Ciężko czasem ale jakoś pcham to do przodu :)
Fajnie tak podpatrzeć jak żyją kochający się ludzie.
Nie mamy wyjścia, prawda? ;-)
No jasne, że nie. Mnie tylko żal, że nie pracuję bo wolę sama wychować dziecko zanim poślę do przedszkola, zamiast oddać pensję niani. A na placu zabaw więcej babć z wnukami niż matek z dziecmi.
Rozważałam w pewnym momencie nianię, ale szlag by mnie trafił, gdybym musiała dać pod opiekę moje „maleństwo” ;-) obcej kobiecie. Taka już jestem :-D
Hm, my narazie mieszkamy za granicą, i też jesteśmy zdani na siebie, a w Polsce marzy nam się dom z duuużym ogrodem, najlepiej w pobliży jakiegoś lasu, rzeki. Niestety rodzice moi i męża są z zupełnie innych części Polski i też nie wiemy, gdzie się ulokować :) Może opcja, pomiędzy nie jest zła? Musze spędzić trochę czasu z mapą:)