Jest duże prawdopodobieństwo, że dzisiejsze moje wyznanie okaże się dość intymne i obnaży pewną cechę, którą bardzo głęboko skrywałam do tej pory, i nigdy nie chciałam, aby ujrzała ona światło dzienne.
Pewnego dnia obudziłam w sobie siłę, której potrzebowałam do walki o „lepsze ja” i jednocześnie obudziłam w sobie bardzo ważną potrzebę, bez której ta walka nigdy by się nie rozpoczęła.
Jaka byłam kiedyś?
Do czasu pojawienia się na świecie moich dzieci byłam szaloną kobietą zdobywającą wszelkie moje prywatne cele. Nie pamiętam, abym na horyzoncie widziała jakiekolwiek ograniczenia. Taranowałam rzeczywistość niczym pług, kombajn i lodołamacz w jednym. Co sobie zaplanowałam, to zrobiłam.
Jednak od momentu, w którym na świecie pojawił się mój pierwszy Syn, mój życiowy rozpęd, który miałam wcześniej, został totalnie zahamowany. Czułam się tak, jakby jakaś niewidzialna siła obcięła mi wszystkie kończyny i zaprogramowała mnie w sposób ograniczający moją odwagę, przebojowość, moje podstawowe potrzeby, i hamujący mnie już na pierwszym etapie każdego mojego planu. Czułam się zniewolona przez samą siebie.
Wiecie, kiedy się ocknęłam?
Kiedy podczas wieczornej rozmowy, którą będę pamiętać do końca życia (bo skutecznie wytknęła wtedy jeden z moich deficytów) mój Mąż zadał mi bardzo proste pytanie:
„Dziecko dzieckiem. Ale tak szczerze, Magda, jakie Ty masz pasje? Jakieś zainteresowania, coś co Cię nakręca, motywuje. Robisz coś jeszcze dla siebie? Ja widzę, że dziecko jest taką Twoją zasłoną dymną, za którą się ukrywasz. „
Mój mąż zatkał mnie. Miał rację. Schowałam się. Na tamten moment nie miałam nie tylko żadnych pasji, przez co rzeczywiście czułam pustkę, ale nie miałam też większych potrzeb. Zepchnęłam samą siebie na koniec drabiny potrzeb. Poświęcając się dziecku zupełnie zapomniałam, że jeszcze jestem w tym wszystkim JA.
Ja – kobieta, ja – żona, ja – koleżanka, ja – dawna tancerka, ja – dawna dusza towarzystwa. Ja – kobieta przebojowa, rozwijająca się, nie stojąca w miejscu. Ja – kobieta dbająca o siebie, o moje ciało.
O swoją skórę, o zapachy jakimi się otaczam, o dietę. To moje dawne JA zniknęło. Pojawiło się DZIECKO. I wraz z dzieckiem zniknęło wszystko to, kim byłam kiedyś. Zniknęły moje potrzeby i moje plany. Przestałam inwestować w siebie, mimo że mam męża, na którego mogę liczyć i wspierałby mnie we wszystkim, gdybym tylko zasygnalizowała taką potrzebę.
Podczas tamtej rozmowy z moim mężem (która wcale nie odbyła się tak dawno temu, jak mogłoby się to wydawać) OBUDZIŁAM się. Obudziłam w sobie potrzebę, aby zacząć inwestować w siebie. W moje dobre samopoczucie, w to jak wyglądam, w to, co sobą reprezentuję.
W jaki sposób się obudziłam?
Wyrzuciłam wytarte dresy, które zamęczałam w domu na śmierć. Zrobiłam przemeblowanie w łazience. Schowałam z pierwszego planu tony kosmetyków dla dzieci i odważnie postawiłam tam moje ulubione mleczko do demakijażu i tonik, po które zaczęłam sięgać regularnie, a nie tylko od święta. Postawiłam obok nich mój ulubiony zapach.
Przestałam zasłaniać się wymówkami, że na coś nie mam czasu, czegoś nie mogę, że mam dziecko, które jest przeszkodą. Dziewczyny, nie uwierzycie! W końcu zdecydowałam, że przystąpię do egzaminu na prawo jazdy, którego zdanie odkładałam od lat! Kurs skończyłam 4 lata temu, a nie odważyłam się podejść do egzaminu. Z czystego tchórzostwa!
.
.
.
Dziecko nie było przeszkodą. Ja byłam tą przeszkodą dla samej siebie.
Dlaczego dzisiaj opowiedziałam Wam moją historię?
Podskórnie czuję, że kobiet, które są przeszkodą dla samych siebie, jest więcej. Że nie tylko ja hamowałam moje działania w zarodku, zamiast stawić im czoło.
Razem z tołpa, marką która bardzo wspiera kobiety i z którą sympatyzuję od ponad 20 lat, głęboko wierzymy, że każdą większą zmianę możemy rozpocząć od małych kroków, które doprowadzą nas do wielkich zmian. Od małych codziennych rytuałów, skończywszy na tych większych, które zmieniają całą naszą kobiecą perspektywę.
Co powiecie na to, aby rozpocząć te zmiany na przykład od jednego z moich najważniejszych rytuałów, jakim jest codziennie oczyszczanie skóry?
To prosta i niedoceniana czynność, które może przynieść świetne efekty, a którą ja kiedyś notorycznie zaniedbywałam. Nie można oczyszczania mylić z demakijażem, który polega na usuwaniu makijażu. Oczyszczanie to kolejny krok, zaraz po demakijażu, który ma za zadanie oczyścić naszą skórę z takich zanieczyszczeń jak np. pot, smog czy martwy naskórek.
Dzięki oczyszczaniu odkrywamy naszą skórę na nowo, pokazując jej nowy świat! Wiem, że to filozoficzne, co napisałam, ale ja tak właśnie uwielbiam o tym myśleć! Wprowadzam trochę praktycznej magii do mojej codzienności i to działa ;-)
Więcej o tej magii przeczytajcie tutaj. Ona naprawdę ma sens :-)
Oczyszczanie skóry to taka podstawa – podstaw. Czynność dla mnie równie ważna jak mycie zębów. Szkoda, że tak późno zaczęłam ją doceniać i regularnie z niej korzystać.
.
Nie zliczę, ile razy budziłam się kiedyś z wczorajszym makijażem, ziemistą skórą, którą aż wstyd było pokazywać światu. Oczy pandy z rana i marmurkowa skóra. Fatalnie… Wydawało mi się, że demakijaż i oczyszczanie, a później tonizowanie, dzięki czemu przywracamy prawidłowe tj. kwaśne ph skórze, to zbędne zabiegi. Że to nic nie znaczące czynności, które i tak nic dobrego nie wniosą.
Bardzo się wtedy myliłam. Teraz wiem, że odpowiednie oczyszczanie skóry (jeden z moich ulubionych to płyn micelarny tołpa dermo face, physio – bardzo dokładny w oczyszczaniu i cudownie delikatny, a do tonizowania zdaje egzamin tonik tołpa, dermo face, sebio) to jeden z mega ważnych etapów. Porzuciłam dyżurną kostkę mydła, która tylko przesuszała skórę. Zrozumiałam, że opryskanie twarzy wodą nie wystarczy, aby dobrze ją oczyścić, bo woda nie rozpuści nadmiaru sebum, które zapychało mi pory i powodowało powstawanie zaskórników (które kiedyś były moją zmorą …). Tonizowanie skóry to mój przyjemny obowiązek, którego nie omijam, choć czas często nagli, oj nagli. Czasami dłużej trzymam mojego dwulatka z pieluchą z rana, ale nie mogę sobie darować kilku obowiązkowych punktów mojego porannego programu.
Jakich błędów już nie popełniam podczas oczyszczania?
1. Przede wszystkim już nie zapominam ani demakijażu i oczyszczaniu :-) Wyrzuciłam mydło i przestałam pod prysznicem zmywać makijaż żelem pod prysznic mojego Męża. Psssst. Ale o tym cichosza, że tak robiłam :D
2. Nakładając na płatek kosmetyczny płyn micelarny już nie symuluję, że mam w ręce papier ścierny, jak to miałam kiedyś w zwyczaju ;-) Delikatnie zmywam makijaż, bez nadmiernego pocierania dzięki czemu moja skóra wygląda po tym dobrze, a nie jest zaczerwieniona.
3. Zamiast „zlewać” twarz wodą, tonizuję skórę tonikiem, co przywraca jej właściwe, tj. kwaśne ph gotowe do walki z przeciwnościami. Po pierwsze – moja skóra w końcu przestała się przesuszać. Po drugie – mam wrażenie, jakby skóra lepiej przyjmowała makijaż i dłużej się on wtedy trzymał. P.S. Nie używam toników z alkoholem w składzie. On wybitnie wysusza moją skórę.
4. Po oczyszczaniu i tonizowaniu pamiętam o kremie. Kiedyś wydawało mi się, że przez krem moja skóra błyszczy się, świeci i poci się. Tak było, ponieważ miałam krem niewłaściwy dla mojej skóry…
…
.
Pssst. Przy okazji, mam dla Was kod rabatowy o wartości 20% do wykorzystania na www.tolpa.pl.
KOD RABATOWY: szczesliva17
Kod ważny jest przez cały miesiąc. Kod nie łączy się z innymi promocjami i kodami rabatowymi w ramach jednego zamówienia.
W e-sklepie tołpa możecie upolować cuda. Jeśli jesteście w ciąży, jak ja, oprócz kosmetyków do oczyszczania, zawieście też oko na serii dla kobiet w ciąży. Jako jedna z niewielu serii na rynku nie tylko skutecznie zapobiega rozstępom, ale nie klei się na mojej skórze. Żel na zmęczone nogi o bezpiecznym składzie też się Wam sprawdzi. Ja cały sierpień na nim przetrwałam podczas tej letniej fali upałów.
Wiecie, ile zajmuje mi powyższe, tj. inwestowanie w siebie w tym jednym aspekcie?
3 minuty! Znajduję je codziennie rano i wieczorem, choć czasami trzymam w międzyczasie na rękach juniora, a starszak błaga mnie wtedy o szukanie jakiegoś zgubionego klocka. Zdecydowałam, że mam potrzebę i czas, aby zainwestować w siebie i poświęcić każdego dnia 180 sekund na to, aby wyglądać lepiej. Trzy minuty to czas potrzebny na to, by oczyścić skórę z makijażu i zanieczyszczeń. Trzy minuty może zająć również wypicie ciepłej kawy. Trzy minuty zajmie mi również znalezienie czegoś innego w szafie niż sprane dresy, które zamęczam po domu i wyglądam w nich fatalnie.
Trzy minuty to czas, który nie tracę na powyższe. To czas, który zyskuję inwestując go w siebie, bo wiem, że to już procentuje :-) Od jakiegoś czasu mam śmiałość inwestować w siebie – choć wiem, że niektóre kobiety jeszcze nie mają na to odwagi. Warto się jednak przełamać…
Partnerem postu jest Tołpa.
P.S. Zdanie testu na prawo jazdy nie zajmie mi 3 minut, ale głęboko wierzę, że dam radę jeszcze przed rozwiązaniem ciąży! To mój mały-wielki plan do zrealizowania do końca 2017 roku! :-) Bo podobno ograniczenia są tylko w naszych głowach!
4 komentarze
Ciekawe, mam z prawkiem ten sam problem… Dobrze, że nie jestem tak głupio jedyna.Motywuj mnie jeszcze!!!!
Ja też. Ponad rok temu ukończony kurs. I nie mogę się zmobilizować do egzaminów. Żenada.
po 30 zaczełam bardziej przywiązywać uwagę do pielęgnacji twarzy ;) Tołpa ma świetne kosmetyki :)
Zdawaj, zdawaj. Ja też po trzech latach zdałam egzamin na prawo jazdy. I zdałam na początku września. A od czerwca mają wejść bardziej restrykcyjne przepisy dla świeżych kierowców więc spiesz się, ale powoli ;) powodzenia!