Do zupy mocy zbierałam się już dobre dwa miesiące, ale nie ukrywam, że stanie przy garach mnie trochę zrażało. Bo to jest zupa na wyjątkowe okazje, i zupa o wyjątkowych wymaganiach. Ale warto, naprawdę warto zrobić ją pierwszy raz, bo późniejsze razy są gwarantowane.
Oliwy do ognia i do tej mojej wstępnej niechęci dolewał jeszcze fakt, że wiedziałam, że pyrkanie zupy przez długi czas zostawi po sobie mnóstwo plam na blacie kuchenki, które [ależ oczywiście], że będę zdrapywać ja, nikt inny tylko ja, właśnie! Grrr… A ja tego nie cierpię… ;-)
W sumie, w rezultacie rezultatów, znalazłam ciekawe wyjście z sytuacji, które chodziło mi po głowie od jakiegoś roku, ale nie udało mi się przekonać do tego mojego M. W końcu samą siebie przekonałam i sprezentowałam sobie wolnowar. Mam nadzieję, że nie będzie się kurzył, ale czas pokaże. A Wy okażecie się sędziami sytuacji. Znalazłam kilka fajnych przepisów, w tym jeden na ciasto, więc jest szansa, że użyję go częściej niż tylko do zupy mocy.
W każdym razie, zupa mocy to zupa mocy. Możecie ją przygotować w wolnowarze, jak akurat mam angielskiego Crock-pota, tak jest łatwiej, tzn. mniej czyszczenia i doglądania. Jednak w klasycznym garnku zupa mocy wyjdzie równie genialna i nic a nic ze swoich mocy nie straci! Przepis, który Wam zapodam jest uniwersalny i w garze 5-6 litrowym wyjdzie cud-miód paluszki lizać!
Zupa mocy, inaczej zupa 5 przemian [ogień, ziemia, metal, woda drzewo], ma to do siebie, że nie można jej schrzanić. Ba, moim zdaniem im więcej Waszej inwencji smakowej, tym lepiej :-) Grunt to trzymać się tego przepisowego szkieletu, a resztę można dowolnie interpretować. I ja mam dla Was wariację zupy mocy a’la Szczęśliva.
Zupa mocy, przez niektórych zwana rosołem mocy stawia z martwych, ratuje z przeziębieniowej opresji, pomaga przy chorobie, poprawia libido, i… mam dalej wymieniać? :-) Umówmy się, że wcale nie musicie jej robić teraz, ale zapamiętajcie ten przepis. I gdy zobaczycie, że zajdzie taka potrzeba, to znaczy zachorujecie, stracicie energię, życie seksualne zwolni a Wy chcecie niczym F1 zapierdzielać po seksualnym torze, to wrócicie tu do mnie po szczegóły.
Potrzebujecie na początek:
- 4-6 litrów gorącej wody
- kura [z dobrego źródła, a jak z tym problem to ratujcie się dużą porcją rosołową, kurczakiem zagrodowym]
- przyprawy: liść laurowy 5-6 listków, ziele angielskie 6-8 ziarenek, pieprz kolorowy 6-8 ziarenek,
- 4 marchewki, 1 pora, 2 cebule, plaster świeżego imbiru, 2 korzenie pietruszki, 1 średni seler
- sól
- nać pietruszki
- świeża kolendra
- świeży lubczyk [duuużo!]
- czarnuszkę – 1 łyżeczka, ma działanie meeega przeciwzapalne
- majeranek, oregano, tymianek [po bujnej gałązce, a jeśli mamy suszone to po pół łyżeczki]
- 2 przekrojone na pół ząbki czosnku
Jeśli przeraża Was ta długa lista składników, to głowa do góry. Kura czy kurczak, mnóstwo włoszczyzny, przypraw, czarnuszka to obowiązek! I duuużo lubczyku! Trochę czosnku, chilli i śliwek dla rozruszania organizmu, i heeeja go gara!
Patrzcie jak to pięknie w garze wygląda! <3
Gotujemy wszystko 2 godziny. Ogień musi pyrkać delikatnie a Wy macie obserwować taflę zupy i patrzeć jak wyzwalają się szczęślive moce! ;-) Następnie dodajemy:
- 5 grzybów shiitake bądź mun [dostępne w wielu miejscach na dziale azjatyckim]
- 1-2 papryczki chilli
- sól do smaku [1 łyżeczka]
- sok z cytryny [1 łyżeczka]
- kurkuma [1/4 łyżeczki]
- 5 suszonych śliwek
- pieprz
- i na koniec jeśli potrzeba sól do smaku albo szlachetny sos sojowy
To wszystko na wolniutkim ogniu gotujemy co najmniej 1,5 godziny. Im dłużej gotujemy, tym większą „moc” ma nasza zupa. Ja gotowałam ją 24 godziny i nie żałuję. Na koniec, godzinę przed końcem dodałam raz jeszcze porcję włoszczyzny, aby zwiekszyć walory odżywcze wywaru. Na sam koniec nie żałowałam lubczyku. Wkroiłam do każdej porcji kilkadziesiąt listków. Lubczyk działa na wyobraźnie, ładnie to ujmując ;-)
I takie wywar pity w dużych ilościach, co najmniej 0,5l dziennie, zrobi Wam dobrze! Ręczę za to!
Niech moc będzie z Wami!
12 komentarzy
No i jestem głodna. A dieta nie pozwala :)
Ej, ale coś tam jesz w ogóle? ;-)))
Coś tak ;)
wolnowar mam, ale powiem Ci, że nigdy rosołu w nim nie robiłam. także kusisz i może się zdecyduję, bo nos zatkany i chyba mnie choroba bierze.
będę improwizować ze składnikami, bo częsci nie mam i pewnie szybko nie dostanę, ale pewnie to i tak nie ma znaczenia:))
powodzenia, Kasia! :-)
Nie to żebym się czepiała… ale gotowanie rosołu jest niejako moim hobby, więc nie mogę przejść obojętnie. :)
Zupa mocy jest oparta na 5 przemianach, więc podstawą jest tutaj kolejność dodawania składników (jak w całej kuchni pięciu przemian). Inaczej to zwykła improwizacja nt. rosołu jednej przemiany.
Dzięki za komentarz :-)
Doskonale rozumiem, co masz na myśli. Ja zrobiłam moją wariację na temat zupy mocy i o dziwo miała ona wspaniałe działanie. Mam nadzieję, że jak dopracuję mój przepis wg 5 przemian i zadbam o dobrą kolejność to zupa w ogóle na mi jakieś cybermoce. Te okazały się wystarczające :-)
Ide dziś po składniki, a jutro rano nastawiam. Zapowiada się pysznie ?
Wg. medycyny chińskiej składnikiem jest również ogień, zupę mocy najlepiej gotować na kuchni/piecu i palić drzewem, dopuszczalne jest gotowanie na gazie. Niestety elektryczne gotowanie nie za dobrze tutaj wygląda ( mówiąc delikatnie ).
Leczniczą Zupę Mocy gotuje się na kościach wołowych, 2 kg kości na 4-5 litry wody, gotować minimum 4-5 godzin na ogniu z warzywami. Można gotować nawet 28 dni. Ogień wg. medycyny chińskiej jest składnikiem, im go więcej, im dłuższe jego działanie tym lepiej. Warzywa i kości się wyrzuca, można pić sam bulion lub użyć tego wywaru do gotowania innych zup.
Ale każdy gotuje jak chce i to je :) Pozdrawiam.
Wg. medycyny chińskiej bardzo ważnym składnikiem jest ogień, zupę
mocy najlepiej gotować na kuchni/piecu i palić drzewem, dopuszczalne
jest gotowanie na gazie. Niestety elektryczne gotowanie nie za dobrze
tutaj wygląda ( mówiąc delikatnie ).
Leczniczą Zupę Mocy gotuje się na ogniu, 2 kg kości wołowych na 4-5 litrów wody, warzywa, gotować minimum 4-5 godzin, można gotować nawet 28 dni. Wg. medycyny chińskiej im dłuższe działanie ognia tym zupa wartościowsza. Następnie pić wywar 1 litr dziennie lub użyć go do gotowania zup smakowych.
Ale każdy gotuje jak chce i to je :) Pozdrawiam.
Dzisiejszym moim odkryciem, jest czarnuszka, zupa po moich modyfikacjach, wyszła rewelacyjna. Jestem zachwycona.
W jakiej kolejności wrzucać składniki? Proszę podpowiedzcie?