Do dzisiaj pamiętam piękne, dorodne i co roku wyjątkowe obficie rodzące drzewko wiśniowe, które zajmowało jeden z rogów babcinego ogrodu.
Jako mała dziewczynka, w białych podkolanówkach i w czerwonym fartuszku ledwo dosięgałam najniższej gałązki, aby najpierw na wiosnę zerwać za dziadkowym pozwoleniem gałązkę pięknych białych kwiatów, a kilka miesięcy później próbować dosięgnąć pierwszych, dojrzałych wiśni.
Wiśni wyjątkowych. Niezapomnianych. Lekko słodkich i kwaśnych zarazem. Babcinych. Zawsze pięknie przycinanych dziadkowymi nożycami. Czerwono-bordowych. Wykręcających moje poliki od swojej kwaskowatości. Barwiących mój już i tak czerwony fartuszek w intensywne fioletowo-czerwone plamy. Wiśni soczystych jak żadne inne, których soki ściekały mi po brodzie podczas łapczywego ich jedzenia i chowania co lepszych kąsków do małych fartuszkowych kieszonek.
Wiśni, z których babcia robiła pyszny placek, kompot i konfitury.
I niezapomnianą zupę owocową, którą nazywałam kisielem ;-)
Podzielę się dzisiaj z Wami przepisem na nią.
Poznajcie smak mojego dzieciństwa :-)
Składniki:
- 40 dag wiśni
- 4 łyżki cukru
- 125 ml śmietanki 30%
- 2 łyżeczki mąki ziemniaczanej
- skórka z cytryny
- 700 ml wody
- 2 łyżki syropu z kwiatów czarnego bzu [opcjonalnie]
Sposób przygotowania:
Myjemy wiśnie i drylujemy je. Następnie zalewamy je wodą. Dodajemy cukier i kawałek skórki cytrynowej, i gotujemy ok. 30 minut. Blendujemy zawartość garnka. Mąkę dokładnie rozpuszczamy w małej ilości wody, dodajemy do szklanki śmietanki i tak uzyskaną miksturę wlewamy do zblendowanych wiśni cały czas mieszając. Na koniec możemy jeszcze dosłodzić zupę wg potrzeby np. syropem z kwiatów czarnego bzu.
Smacznego! :-)
Z jakimi owocami kojarzy się Wam Wasze dzieciństwo?
P.S. Gdy wpadłam na pomysł zrobienia zupy wiśniowej i oznajmiłam to mojemu kochanemu Teściowi podczas naszego pobytu na Podkarpaciu, on nagle pobladł! Ale nie dał po sobie poznać, że będzie to dla niego wyzwanie ;-) Ach, ta męska duma! :-)
Dopiero po godzinie okazało się, że Tata mojego Męża wspinał się dla mnie na ponad 6 metrową drabinę, aby zerwać te cudne wisieńki, które widzicie na zdjęciach! Bo tylko na samym czubku drzewa wiśniowego się one ostały! Reszta już dawno wylądowała w brzuchach sprytnych szpaków! ;-)
Brawa dla mojego kochanego Teścia! Od niedawna wiem, że zdarza mu się zaglądnąć na mój blog od czasu do czasu! ;-) Dziękuję za wisieńki!
7 komentarzy
O, jakie pyszności. Zaintrygowało mnie połączenie jabłek z tymiankiem. Koniecznie do wypróbowania. A mam jeszcze pytanie- skąd te fantastyczne drewniane podkładki? Pozdrawiam
Drewniane podkładki to dzieło mojego Teścia :-)
Piękne! Zazdroszczę Teścia :)
Mam nadzieję, że to przeczyta! :-)
Mnie też ten tymianek zaskoczył :) jak u Ani Starmach :) Spróbujemy na podwieczorek :)
Piękne zdjęcia i jak zdrowo! Ja dziś też o jedzeniu piszę, ale zdecydowanie „cięższym”
mi się kojarzy z jagodami na które czesto chodziłam z braćmi i z mama.