Sprawa chrztu świętego i wiary nie jest dla mnie tematem tabu. Mam swoje granice prywatności, jednak fakt nieprzyjmowania sakramentu chrztu przez moje dziecko jest pod tą kreską, toteż wypowiem się otwarcie w tym temacie i jego obocznościach.
Moje stanowisko dotyczące kościoła katolickiego i przynależności do tej wspólnoty jest wyjątkowo mgliste i chwiejne. Przyjęłam 3 sakramenty: Chrzest, Komunię Świętą oraz Bierzmowanie. Nikt nie pytał się o moją zgodę podczas przyjmowania pierwszych dwóch sakramentów a sakrament bierzmowania został odgórnie „zasądzony” przez szkolnego księdza.
Nikt nie tłumaczył mi, dlaczego je przyjęłam. Jak posłuszny baranek spuściłam głowę i dałam się pobłogosławić. Nie winię za to nikogo – rozumiem, że tak wypadało, a moi rodzice nie zastanawiali się nad tym, czy moja zgoda będzie do tego potrzebna. Przyjęli, jak zapewne większość katolickich rodziców, że taka jest kolej rzeczy. I pewnie mieli swoją w tym rację.
Jako nastolatka podpierałam zawsze tyły kościelnych naw bocznych. Uczestnictwo w niedzielnej mszy było dla mnie przykrym obowiązkiem. Dlaczego przykrym? Próbując uczestniczyć w nabożeństwach w wielu kościołach jako nastolatka nudziłam się wybitnie. Klepanie kazania przez co sztywniejszych księży skutecznie mnie zniechęcało. Nie miałam tego szczęścia, jak mówią niektórzy, i nie było mi dane być inspirowaną. Węszę, że aby rozbudzić wiarę w młodzieży należy mieć to „coś”, czego brakowało kapłanom, a ja nie miałam na tyle samozaparcia, aby szukać dalej.
Niedługo po moich osiemnastych urodzinach moi rodzice skapitulowali i zapewne uznali, że nie mają już siły na przekonywanie mnie do niedzielnych nabożeństw. Nie czerpałam z nich ani radości, ani nie wyniosłam żadnych nauk, które mogły mi ówcześnie pomóc. Prawdy przekazywane z ambony odczytywałam wtedy jako średniowieczną zaściankowość, która nijak miała się do problemów, z którymi musiałam się zmierzyć w początkach mojej dorosłości.
Jedni powiedzą, że nie trafiłam do właściwej wspólnoty.
Drudzy oznajmią, że moja butność przesłoniła mi świat i zdolność widzenia, a wiara katolicka to jedyna właściwa droga.
Trzeci spojrzą na mnie z niesmakiem. Biorę to na klatę.
Są i tacy, którzy przyjmują moją postawę ze stoickim spokojem, gdyż sami są w podobnej sytuacji.
Jednak ja, pomimo mojej dawnej chwiejności w tym temacie, jestem szczęśliwym człowiekiem, z kręgosłupem moralnym i zasadami, których w życiu przestrzegam. Rodzina jest dla mnie wartością nadrzędną. Kocham i jestem kochana. Pomagam. Słucham. Analizuję. Nie mam potrzeby uczestnictwa w działaniach żadnej wspólnoty. Jeszcze? Kto wie? Może nazwałabym się człowiekiem poszukującym choć nie zdziwię się, że apostazja to w moim przypadku tylko formalność, którą powinnam uczynić, aby być uczciwą wobec samej siebie.
Jednak nie chciałam pisać tylko o sobie. Urodził nam się Syn. A po jakimś czasie i drugi.
Jedno i drugie cudowne, szczęśliwe i zdrowe dziecko. Dziecko rodziców, którzy nie są praktykującymi katolikami [co jest pleonazmem, zgodzicie się ze mną?]. Dziecko, którego dziadkowie biorą czynny udział w mszach świętych i wierzą w Boga. Dziecko, którego rodzice nie ochrzcili, gdyż nie są wierzący, jednak chcą dla niego jak najlepiej.
Czy powinnam zacząć się bać, bo moje dziecko będzie w mniejszości, gdy pójdzie do szkoły? Mamy to szczęście, że nasza rodzina przyjęła naszą decyzję dotyczącą niechrzczenia dziecka wyjątkowo łagodnie. Padła garstka pytań, na które spokojnie odpowiedzieliśmy. Przyjęli to ze zrozumieniem. Może jedynie lekkim grymasem, jednak obyło się bez dwuznaczności.
Przecież wykazalibyśmy się obłudą, gdyby nasz syn przyjął ten sakrament, czyż nie? Nie moglibyśmy wychować naszego Syna w duchu katolickim. A z uwagi na sporą odległość, która dzieli nas od naszych rodziców liczoną w setkach kilometrów, nawet oni nie mogliby próbować wychowywać go w duchu wiary, co sami zresztą przyznali.
Od kiedy jestem rodzicem, zaczęłam z uwagą przyglądać się otoczeniu i zauważyłam kilka rodzajów rodzin z chrztem dziecka związanych:
GRUPA 1. W przypadku tych osób chrzest jest wynikiem głębokiej wiary rodziców dziecka. Rodzice uczęszczają do kościoła, modlą się gorliwie i identyfikują w pełni z wiarą katolicką. Kochają Boga i ufają mu. I przy bożej pomocy chcą zająć się wychowaniem swoich potomków.
GRUPA 2. W drugim przypadku chrzest jest wynikiem tradycji, raczej nie głębokiej wiary. Regularność w uczestnictwie w nabożeństwach jest różna i chwiejna. W tym przypadku uczestnictwo w sakramentach wynika nie z głębokiej, gorliwej wiary a bardziej z przyzwyczajenia, pewnej rodzinnej tradycji, której nie chcą przerywać, gdyż nie mają ku temu powodów.
GRUPA 3. W trzecim przypadku do sakramentu chrztu dochodzi dla [świętego] spokoju. Rodzice dziecka nie uczestniczą w nabożeństwach a także nie identyfikują się ze wspólnotą. Nie chcą wysłuchiwać pytań i uszczypliwości ze strony rodziny, sąsiadów dlatego też dla świętego spokoju i dlatego, iż tak się utarło przyjmują wszystkie sakramenty.
GRUPA 4. W czwartym przypadku do sakramentu chrztu nie dochodzi, gdyż rodzice dziecka nie należą do kościoła katolickiego. Do tej grupy zaliczam osoby niewierzące i osoby innego wyznania. Do tej grupy należę i ja z Mężem. Pomimo, iż nasi rodzice wychowali nas w duchu wiary katolickiej, my zdecydowaliśmy się pójść inną drogę, cały czas starając się być dobrymi ludźmi. No przecież, że można i tak.
Jako, że należymy do czwartej grupy a przy tym jesteśmy bardzo otwarci i tolerancyjni na inne religie, nie będziemy naszemu Synowi blokować drogi, aby znalazł swój sposób na rozwijanie duchowości, jeśli będzie miał taką potrzebę. Optuję za tym, aby uczestniczył w przyszłości w lekcjach etyki, które mogą być także ciekawą lekcją historii, a także poznawał ludzi różnej wiary.
Kto wie, może to w kościele katolickim znajdzie miejsce dla siebie?
Wiem jedno – na pewno nie będę mu w tym przeszkadzać.
59 komentarzy
jestem w tej samej grupie :) moje dzieci też są nie ochrzczone. To ma być ich świadoma decyzja. Coraz więcej wśród moich znajomych jest osób które chrzczą bo rodzina każe bo wypada- nie mają siły walczyć o własne zdanie.
„To ma być ich świadoma decyzja.” – tego się trzymam.
Rozumiem ten argument, że to ma być świadoma decyzja i też to dłuuuuuugo rozważaliśmy, ostatecznie jednak uznaliśmy, że chrzest to jest początek czegoś, coś do ofiarowuje się najczęściej małemu dziecku, zatem jeśli planujemy uczyć słowa „Bozia”, obchodzić święta, etc, to dajemy dziecku to wprowadzenie w wiarę gdy jest ono malutkie. Jak już pisałam wyżej, mamy trochę inne pojmowanie chrześcijaństwa niż jest to praktykowane w Polsce :)
W mojej ocenie robię dobrze i wierzę, że moja dusza będzie zbawiona, niekoniecznie muszę klepać formułki przebłagalno-dziękczynne co niedziela, w pierwszy piątek i 100 innych dni w roku… Zupełnie inaczej brzmią te modlitwy wszystkie w innym języku. A tutaj, kiedy już odwiedzam kościół, najczęściej czuję się jak robal pełny grzechu, bolą mnie kolana i wychodzę zdołowana… Nie tego szukam i nie tak chcę pojmować życie ;)
Zgadzam się z każdym słowem :) my też nie chrzcimy Tymka. Nie chcę kłamać, że wierzę, choć tak nie jest, ale, co najlepsze, osoby „wierzące” nie widzą w tym żadnego problemu.
Ja akurat należę do pierwszej grupy. Uważam jednak, że chrzczenie dziecka przez rodziców, dla których to nie ma znaczenia jest zupełnie bez sensu.Bo co dziecku da chrzest, jeśli nie będzie wychowywane w wierze katolickiej?
Dokładnie…
to ja tak samo. choć z mojej wierzącej perspektywy, chrzest św. otwiera dziecku bramy niebieskie, ale bez sensu, bo skoro rodzice tego nie wiedzą/nie czują to tak, byłaby to obłuda. a i dla dziadków to może być kiedyś dobra okazja żeby się wykazać :P
Trzeba tez pamiętać, że pojawiają się miksy powyższych punktów: Matka „2”, a Ojciec „4”. Dobrze jeśli potrafią się dogadać.
Słuszna uwaga. Zakładam, że rodzice decydując się na dziecko mówią jednak jednym głosem w tak ważnej sprawie.
Ania. Dzięki za Twój głos w tej sprawie. Podpisuję się pod każdym Twoim zdaniem.
Odpowiedź na Twoje post scriptum jest oczywista… Mam nadzieję, że w niedługim czasie ten mechanizm się zmieni.
P.S. Mam nadzieję, że mimo wszystko Wasza rodzina przyjmie Waszą decyzję ze spokojem i zrozumie Wasze pobudki.
Jeśli tak ponuro wygląda rzeczywistość, to ja z mężem podejmiemy się zapoznawania Iventego z tymi aspektami. Np. podczas podróżowania.
Wychowałam się w wybitnie niepraktykującym domu, choć moi rodzice twierdzą, że są katolikami. DO chrztu i komunii wysłali mnie, bo wypadało, bo przecież wszystkie dzieci szły. Nie zmuszali mnie by chodzić do kościoła, miałam jako 8-latka fazę na kościelny chór i to był właściwie jedyny czas gdy uczestniczyłam w mszach. Potem mi minęło i kościoły odwiedzałam tylko w celach podziwiania zabytków architektury na wycieczkach.
Nie ochrzczę dziecka i nie wyślę go do komunii. Rodzina namawia mnie, żebym to zrobiła i wiesz jaki jest ich argument? „Bo co Ci szkodzi?”. Ano szkodzi mi to, że nie chcę wychowywać dziecka w obłudzie, w świecie, w którym robi się coś „bo co Ci szkodzi”, żeby zadowolić innych,albo bo coś wypada.Wiele osób pyta mnie o to co będzie jak wszystkie dzieci z klasy Pulpeta będą szły do komunii i cieszyły się prezentami, a on nie.
Ale ja już mam plan, zabiorę go w tym czasie do Disneylandu (patent podpatrzony u mojej koleżanki, która jest Muzułmanką i oczywiście nie szła do komunii wraz ze wszystkimi dziećmi – dziś jako dorosła kobieta mówi, że wcale jej nie było przykro że koleżanki dostały rowery czy zegarki i miały białą sukienkę, bo Disneyland to Disneyland, prawda?).
Moja babcia, która nie mieszka w Polsce, często zapytana o to kiedy przyjedzie w odwiedziny, mówi, że na chrzest Pulpeta.Tłumaczę jej więc, że nie będzie żadnego chrztu, ale ona chyba traktuje to jako żart (mimo, że sama nie chodzi do kościoła).
Monika, dzięki za Twój komentarz.
Uważam, że to dobry pomysł z tą wycieczką do Disneylandu. Aczklolwiek, kto wie, czy Pulpet nie będzie na tyle rozsądnym i dojrzałym dzieckiem, że nie będziesz musiała substytuować mu komunii i wycieczka rowerowa na Śnieżkę mu wystarczy :-)
Mam nadzieję, że Babcia przekona się do tego, aby jednak odwiedzić wnuka mimo jego nieprzystąpienia do tego sakramentu :-)
Uważam, że zaniesienie dziecka do chrztu ma sens tylko w przypadku pierwszej grupy. Choć mam wątpliwość, czy nie należałoby jej rozbić na dodatkowe podgrupy.
Ja również tak myślę. Ciekawa jestem Twoich pomysłów na podgrupy. Gdybyś znalazł czas, podziel się kryteriami, które by je determinowały.
Może spróbuję odpowiedzieć tak:
mam przekonanie, że zewnętrzne objawy nie muszą świadczyć (a być może mogą świadczyć w inną stronę) o „poziomie” (to chyba nie jest odpowiednie słowo, ale nie mam pomysłu teraz na inne) wiary.
Tutaj pisałaś o swoich znajomych i być może moje wątpliwości nie mają uzasadnienia, ale w ogólności chyba mogą mieć.
Chodzi mi o to, że można regularnie uczestniczyć w nabożeństwach, (deklarować) regularną modlitwę etc, a niekoniecznie głęboko wierzyć. Jednocześnie wynikanie w drugą (wierzę to robię) stronę już (imho) sens ma.
(Proszę pytaj ewentualnie dalej, bo nie mam pewności czy te moje wynurzenia są zrozumiałe.)
Wiem, co masz na myśli. I zgadzam się z tym. Zdecydowanie mogłabym rozszerzyć te grupy na wiele podwariantów. Pozostawiam to w takiej formie, gdyż uważam, że jest to czytelne.
Miałem nadzieję, że nie potraktujesz tego, jako uwagi skłaniającej do zmiany ufff, a co najwyżej jako moją opinię.
Dobrze, że nie zmieniasz. Jest OK.
Chciałam się pokusić o rozszerzenie, ale darowałam sobie :-)
Dzięki za Twój głos i za ciekawe spojrzenie.
jest jeszcze piąty przypadek:
gdy rodzice są wierzący, uznają istnienie Boga, chociaż niespecjalnie uznają Kościół w Polsce.
Oto my: wychowani w praktykujących mocno rodzinach. Ja – dziecko oazowe, pielgrzymkowe. Niepraktykujemy z dwóch powodów: szkoda nerwów na słuchanie obłudy z ambony oraz szkoda, że Kościół w Polsce jest tak mocno skrzywiony. Inne narody nie mają tego problemu: są nastawieni na radość, miłość, wiara to ukojenie serca i znalezienie pociechy. Nie polityka, nie bogactwo, nie dwulicowość.
Ku oburzeniu całej rodziny, wyciągamy z chrześcijaństwa to co uważamy za najcenniejsze i żyjemy z tym po swojemu.
Syna ochrzciliśmy w wieku 10 mcy, w naszej malutkiej podkrakowskiej wsi, gdzie ksiądz to równy gość po 50tce, w starym jeepie i w martensach. Gdzie nikt nas nie pytał o brak ślubu kościelnego, nie zaglądał do koperty, a przywitał nas słowami „jak świetnie, że chcecie pokazać dziecku piękne założenia naszej wiary!”
WOW, zrobiło wrażenie!
Co z tym zrobi moje dziecko – nie wiem. Chciałabym by dostrzegł to co ja, kiedy byłam w Fatimie, Lourdes, Jerozolimie, Betlejem. Kiedy oglądam filmy typu „Kingdom od Heaven”. Sam zadecyduje w co wierzy i jak mocno, mam nadzieję.
dobry przykład! cieszę się, że dyskusja idzie w tę stronę, poszukiwaniami zwaną.
„Sam zadecyduje w co wierzy i jak mocno, mam nadzieję.” – wierzę, że tak właśnie będzie.
Grażyna, całkowicie odnajduję swoje doświadczenia w Twoich przeżyciach. Też uważam, że brakuje tych prawdziwych kapłanów – przewodników duchowych, wskazujących drogę, otwartych, potrafiących słuchać, brakuje radosnego nastawienia, miłości, ukojenia. Ja długo się szarpałam ale już nie mam siły. Myślę, że każdy ma prawo wyboru swojej drogi.
My również należymy do grupy 4 w mojej okolicy coraz więcej czwórek, acz ciągle jesteśmy w mniejszości. Myślę też, że identycznie można traktować kwestię ślubu kościelnego.
Aa i nigdy nie mieliśmy nieprzyjemności ze względu na fakt niechrzczenia dzieci.
„Aa i nigdy nie mieliśmy nieprzyjemności ze względu na fakt niechrzczenia dzieci.” tego się obawiałam, ale jesteś już kolejną osobą, która potwierdza, że niekoniecznie czarne scenariusze się sprawdzają :-) Dzięki, Alicja :-)
A dlaczego nie Islam? To że część wyznawców tej religii jest ekstremistami, nie oznacza że należy ją potępiać w całości i traktować na równi z satanizmem. To tak jakbyśmy patrzyli na wszystkich chrześcijan przez pryzmat garstki „moherowych beretów” czy innej mało znaczącej acz głośnej grupy.
Moje dziecko jest ochrzczone, mimo że ja jestem ateistką z aktem apostazji. Z prostego powodu – ojciec dziecka jest wierzący i bardzo mu na tym zależało. Oczywiście, mogłam kruszyć kopię, że powinna sama zdecydować.
Ale nie widzę powodu dla którego miałaby nie zdecydować później. Mając skrajnie różne poglądy w jednym domu. Poglądy, które mimo wszystko kochają się i są razem a nie przeciwko – decyzję podejmie świadomie. Będąc dzieckiem ochrzczonym, przyjętym, uczestniczącym w nabożeństwach lepiej pozna kościół i sama zadecyduje czy to jej droga.
To co napisałaś pokazuje, ze tworzycie całość i mówicie jednym głosem w kwestii wychowywania Waszej córki. Myśle, ze Wasz model jest niestety deficytowy – przynajmniej wg moich obserwacji, a szkoda…
Ja z mezem pochodzimy z rodzin wierzacych ,,do bólu” ale z dwoch roznych religii.
Mamy roznych bogow, modlitwy i rytualy.
Nasz syn byl zanuesiony wg ich tradycji do swiatyni w 40stej dobie zycia. Ja z chrztem czekam jeszcze bo chxe zeby byla przy tym cala moja rodxina, wiec musiny zjechac do Polski.
Ja chodze z mezem do jwgo swiatyni on ze mna do kosviola.
Codziennie razem sie modlimy, kilka minut on, kilka ja ale zawszw razem.
W domu mamy ołtarxyk, na ktorym obok Guru stoi krxyż. Moj syn najpierw sie przezegna, potem sklania glowe ( rownoznaczny gest)
Ja do pacierza zakrywam glowe, maz sklada rece…
Wartosci takie jak poszanowsnie rodziny, zawierzenie Bogu, itp mamy wspolne….a ze obrzadki inne? Maz z przyjemnoscia robi swieconke a ja jego potrawy swiateczne.
Miesa nie jemy w piatki ( bo ja) i niedxiele ( bo on).
Nie czuje zebysmy mieli problemz wychowsniem syna.
Poznaje obie religie, pozniej wybierze.
Moim ,,obowiaxkiem” jest ofiarowac dziecko Bogu, co robie przez chrzest. Poznaje modlitwy i jesli kiedys zdecyduje sie wybrac religie ojca – nie bede miala nic przeciwko.
Wazne, zeby byl blisko Boga….bo Bog jedt jeden, tylko imiona ma rozne
Pewnie sprowadzę na siebie falę krytyki, ale niestety jestem połączeniem 2 i 3 grupy chociaż też nie do końca, żeby było prościej:)
Z jednej strony jest to niewątpliwie tradycja w mojej rodzinie, tak jak obchodzenie świąt kościelnych. Chociaż moim zdaniem jest to podejście bezmyślne gdyż patrząc na moich rodziców mam wątpliwości co do ich codziennego praktykowania wiary, za to wszelkie święta obchodzą bardzo gorliwie, właśnie z powodu „tradycji”, „bo tak wypada” itp.
Nie jest tak, że w Boga nie wierzę, wierzę, ale otoczka jaką dodaje kościół w naszym kraju jest dla mnie po prostu nie do przyjęcia. Chciałabym trafić kiedyś na księdza z powołania, z którym można POROZMAWIAĆ na wszystkie tematy, a nie tylko SŁUCHAĆ kazań. Chciałabym aby taki ksiądz był faktycznie przewodnikiem po sferze duchowej, pomagał zrozumieć czy też zaakceptować rzeczy, które czasem trudno pojąć. Aby nie przekreślał z założenia ludzi innej wiary, o innych poglądach, bo tolerancja nie wyklucza bycia katolikiem. Niestety na takowego w swoim dorosłym życiu nie trafiłam. Większość albo ma to w nosie, albo co gorsza nie dość, że ma w nosie, to jeszcze wyciąga łapska po kasę i tyle.
Moje dziecko będzie ochrzczone w dużej mierze dla świętego spokoju, ponieważ moi rodzice nie dali mi żyć po tym jak wzięłam ślub mieszany (mój mąż jest niewierzący). Powiem szczerze nie chce mi się słuchać przez kolejnych 30 lat jaka to ja jestem okropna, że jak oni mnie wychowali bla bla bla. Pewnie to mało asertywne z mojej strony, pewnie w jakiejś mierze jest to również hipokryzja, chociaż nie aż taka wielka jak w przypadku gdybym w tego Boga nie wierzyła, bo tak jak pisałam nie wierzę w kościół w obecnym wydaniu.
Jeśli Zo w dorosłym życiu będzie chciała zmienić wiarę – proszę bardzo, jeśli będzie chciała się wypisać z kościoła katolickiego – proszę bardzo. Zamiast religii dałabym religioznawstwo, tak wiem – pomarzyć fajna rzecz, ale jako kulturoznawca i tak zamierzam swoją pociechę zapoznawać z innymi wyznaniami. Wolałabym żeby zamiast na religię chodziła na etykę, z prostej przyczyny, moim zdaniem z tego drugiego wyniesie więcej pożytecznego niż z religii, na której trudno jest trafić na osobę z kwalifikacjami do uczenia małych dzieci. Na moich 8 lat podstawówki i 4 lata LO tylko 2 lata religia była prowadzona przez sensownego księdza. Takiego o jakim pisałam na początku – był przewodnikiem i przyjacielem młodzieży, a nie wszystkowiedzącym tyranem, który rzucał w uczniów 300 stronicowym katechizmem (taki pan uczył nas również przez 2 lata). Powiem więcej, do tego księdza, który prowadził zajęcia z otwartym sercem na lekcje przychodziły osoby niewierzące i takie o innych wyznaniach, bo człowiek ten po prostu umiał trafić do młodych, niekiedy zbuntowanych.
Reasumując. Nie praktykuję, ale wierzę w Boga. Nie wierzę w kościół zwłaszcza ten który na wstępie podaje cennik usług. Dziecko ochrzczę, ale w przyszłości jeśli będzie chciała wybrać inaczej nie zamierzam jej tego uniemożliwiać, za to zamierzam uczyć ją, że na świecie są też inne religie i żadna z nich nie jest jedyną słuszną.
My akurat jesteśmy wierzący oboje, wyszliśmy oboje z rodzin katolickich i praktykujących. Naturalne dla nas obojga było to, że ślub będzie kościelny i że nasze dzieci będą przyjmować sakramenty. Było i jest to dla nas ważne. I choć z tą praktyką u nas różnie, to trzymamy się KK i wciąż staramy się widzieć w Kościele bardziej tę jego boską część niż ludzką. I może przez tę moją świadomość i otwarte zadeklarowanie własnego wyznania wkurza mnie, kiedy ludzie którzy jawnie deklarują że nie chcą z KK mieć nic wspólnego – chrzczą dzieci i prowadzą je potem do Pierwszej Komunii TYLKO po to, żeby mieć święty spokój, albo żeby dziecku nie było przykro w szkole. Za to ogromnie szanuję ludzi, którzy twardo trzymają się swoich poglądów i są w tym konsekwentni. Trzymajcie zatem tak dalej i róbcie i żyjcie w zgodzie ze sobą! :)
Ja i mój mąż nie chcemy chrzcić dziecka bo jesteśmy niewierzący, niestety jesteśmy szantażowani przez moją katolicką rodzinę, która grozi odcięciem pomocy, zerwaniem kontaktów. Nie wiem co zrobimy…
olać ich . Mój chłopak jest ateistą a ja katoliczką w sumie to sama nie wiem czy wierze czy nie już w szkole podstawowej się zastanawiałam czy bóg istnieje rodzice kazali chodzić do kościoła to chodziłam a oni też tacy że jak okazja jest ślub czy coś to wtedy idą do kościoła .urodził nam się syn ojciec dziecka się nie zgodził na chrzest moi rodzice już wymyślali że o chrzczą naszego syna tak żeby ojciec się nie dowiedział ale ja powiedziałam że jak dziecko dorośnie to sam zdecyduje nie będziemy go do niczego zmuszać długo mnie tak męczyli ale w końcu dali mi spokój przez jakieś 2 lata mnie męczyli
nie można wychowywać dziecka w wierze będąc niewierzącymi. W kościele prosząc o chrzest dla swojego dziecka, obiecujecie wychować je w wierze, jak możecie to zrobić nie wierząc. Nie dajcie się szantażować
Moje dzieci nie beda chrzczone , same sobie wybiorą w co chcą a w co nie chcą wierzyć ale to nie znaczy ze nie beda znaly aspektow wiary :)
ale jest nas dwoje niewierzących i nie ma presji ze strony rodziny :)
Jestem mama 3 dzieci z czego jedno zostało ochrzczone, bo tak wypadało, a ja chyba nie czułam się na tyle silna by temu się przeciwstawić. Kiedy urodził mi się syn myślałam by go ochrzcić, biłam się z myślami, bałam się, że będzie wytykany, odtrącony w społeczeństwie. Byłam u księdza nawet, ale po rozmowie z nim tylko przekonałam się do swojej racji, że nie będę chrzciła pozostałej dwójki. Im głębiej wchodziłam w tematy rzymskokatolickich spraw, tym pewniejsza byłam swego przekonania. Jak widzicie nie wynika to z zagubienia czy niewiedzy, tylko z głębokiej analizy. Moje dzieci nie uczęszczają na religie, choć nie powiedziane, że jeśli zechcą uczestniczyć będę rzucała im jakieś kłody pod nogi. Chcę tylko by świadomie wybrały coś, czego nam wybrać nie dano. Niejednokrotnie byłam szykanowana z powodu swego wyboru, mówiono: „w takiej religii zostałaś wychowana, nie odbieraj tego dzieciom” (nie mówił tego nikt z bliskich). Ja im niczego nie zabieram, daję im wybór. Dziękuje za ten temat, bo jest to coś co wciąż pojawia się w moim życiu. Pozdrawiam
Zaliczamy się szczęśliwie do 4 grupy, rodzina nie robiła nam problemów, były pytania, prababcia groziła (miała dziwne argumenty) ale trwamy przy swoim, nie ugięlibyśmy się tylko dla tego że ktoś chce inaczej. Nasza wola, jesteśmy dorośli i wiemy co dla nas i naszych dzieci będzie odpowiednie. Ślub tylko cywilny, dzieci nie są chrzczone bo to by była hipokryzja z naszej strony. Co do sakramentów to obydwoje mamy wszystkie 3 bo…wypadało, rodzina kazała, bo tradycja, wszystko to właśnie. Nikt nie pytał czy chcemy, wiadomo, każdy chrzcił, posyłał do komunii a bierzmowanie było na zasadzie ” no jeszcze tylko to bo w razie jakbyś chciała białą sukienkę założyć”. Z jednym zasadniczym faktem, że odkad pamiętam nigdy nie chciałam stawać w kościele w białej kiecce :)
jak dobrze wiedziec ze nie tylko ja jestem ta „zła, wyrodna, grzeszna matka” :) mam dokładnie takie samo zdanie. uwazam ze chrzest dziecka w sytuacji kiedy rodzice sa niepraktykujacy jest obłuda fałszem zakłamaniem a z tego co pamietam nie o to w tej religii chodzi. jesli moja córka pewnego dnia podejmie swiadoma decyzje ze chce przynalezec do koscioła bede pierwsza osoba ktora jej w tym pomoze.
ja jestem chyba w drugiej grupie, mam dwójkę dzieci, jedno jest ochrzczone, drugie jeszcze nie (ma już 4 lata). Powiem szczerze, że nie do końca wiem co zrobić, bo nawet jak przyjmie ten sakrament, to bardziej dla świętego spokoju, zeby nie było mu głupio w szkole
Moje dzieciaki są nieochrzczone. Nie jest to tajemnica, ale też nie chodzę i nie opowiadam o tym wszystkim dookoła. My personalnie nie usłyszeliśmy negatywnych opinii na ten temat, jednak już moja siostra kilka razy od „koleżanki” usłyszała „miłe” słowa właśnie o nas. Jesteśmy niewierzący, ale nie w tym rzecz. Uważam, że tak ważne decyzje powinny podejmować osoby świadome swoich czynów. Po właściwym przygotowaniu, przemyśleniu, upewnieniu się. Jestem za chrztem osób pełnoletnich. Co zrobię kiedy moje dzieciaki będą chciały chrztu…ucieszę się, z tego, że będzie to ich świadoma przemyślana decyzja.
noo, ale akurat w KK chrzest z jakichśtam powodów odbywa się w dzieciństwie. sakramentem dojrzałości jest bierzmowanie. i tu, jako osoba wierząca, podejmowałabym walkę o to, żeby do bierzmowania ludzie podchodzili indywidualnie a nie szkolnie, bo ja choć aktualnie jestem już osobą dojrzałą w wierze, bierzmowałam się jako głupi pętak. ale nic mi się nie stało.
Pewnie masz rację, ale według mnie chrzest jest zbyt dużym „zobowiązaniem” żeby podejmowano decyzję za mnie. Jestem ochrzczona więc należę do KK. Bierzmowanie nie włącza ludzi do KK jest jakby potwierdzeniem przynależności do niego. Uważam, że samo wstępowanie w ramy jakiegokolwiek kościoła powinno być podejmowane świadomie i dojrzale. Pod tym względem dużo bardziej przemawiają do mnie Baptyści.
Jakie jest pochodzenie chrztu? Czym on jest? Co obejmuje? Jak się przygotować na chrzest? Czytaj więcej >> https://wbiz.tk/xn
Chrzest powinien być świadomą decyzją osoby na tyle dojrzałej, że będzie mogła sama określić czy chce się identyfikować z określoną religią….Granica wieku nie musi być ściśle…..bo 18 lat wcale nie musi oznaczać dojrzałości.
ojej, no też nie do końca. bo jeśli rodzice są wierzący, to niech chrzczą, przecież stanowisko typu: wierzymy, ale małego nie ochrzcimy bo może jak dorośnie nie będzie mu to pasowało jest bez sensu. zamierzają kształtować swoje dziecko w wierze, przekazać mu to, co uważają za najlepsze i uszczęśliwiające! w przyszłości dzieciak i tak może to olać i wtedy co za problem?
My też nie zdecydowaliśmy się na chrzest. Praktycznie nikt z rodziny nie zrozumiał naszej decyzji, pomimo tego że moja rodzina nie należy do zbytnio wierzących. Głównym ich argumentem był fakt że nasze dziecko nie będzie mogło iść do komunii, czyli nie dostanie prezentów. My postanowiliśmy z mężem że jeśli nasze dzieci nie będą chciały iść do komunii (z powodu wiary) to i tak zorganizujemy im ich święta – tyle że będą to dawne obrzędy słowiańskie ( postrzyżyny, zapleciny) tak aby nasze dzieci też miały okazję do bycia w centrum uwagi w danym dniu i żeby poczuły magię obrzędów. Może się to wydawać dziwne, ale dla nas to naturalna kolej rzeczy bo my ogólnie jesteśmy szurnięci na punkcie naszych rodzimych zwyczajów.
Zostałam wychowana wspolnie z narzeczonym w wierze katolickiej. Juz jako mala dziewczynka zupelnie nieswiadoma swojej religii, uczestniczylam w coniedzielnych mszach swietych, pielgrzymkach i olimpiadach religijnych. Dzieki temu doskonale poznalam Biblie ( ktorej nie zna ponad polowa katolikow). Wierzylam i lykalam wszystko o czym mowil kosciol, ksiadz, rodzice i babcie….przyjelam chrzest, komunie i bierzmowanie. Z upplywem lat moje zainteresowania i postrzeganie zycia zaczelo sie zmieniac. Czlowiek dojrzewa, zaczyna byc dociekliwy , a ze jestem osoba baaardzo dociekliwa, temat wiary i religii byl dla mnie bardzo interesujacy…W miedzy czasie wzielam slub,,,koscielny oczywiscie. Biala suknia i kupa wydanych pieniedzy tylko po to zeby po kilku latach wniesc sprawe o rozwod…Po slubie mala bezbronna istotka, oczywiscie ochrzczona bo tak wypadalo. Dzis znam swoje miejsce na swiecie. Wiem ze nie jestem czescia kosciola katolickiego. Wspolnie z moim nazeczonym uzupelniamy nasze przekonania. Zyje bez slubu i jestem szczesliwa. Bez wydawania pieniedzy na slub suknie i oplaty koscielne. Kosciol katolicki jest dla mnie porazka. Mysle ze zrozumialam ze nie wierze…przeczytalam tysiace artykulow i poznalam setki innych wiar. Nie byla to decyzja podjeta z dnia na dzien. Tak nam jets zupelnie dobrze. Mamy swoje poglady. Nie dbam juz o to co mowia inni. Choc zdaje sobie sprawe z tego ze moje kolejne dziecko bedzie moglo miec nieprzyjemnosci z tego powodu, trudnosci z wyborem szkoly…itd.Ale czyz nie skazuje je z drugiej strony na niebezpieczenstwo dajac mu znamie katolika bez jego zgody? Poprostu nie potrafie. Nie umiem opowiadac juz o Bozi ktorej dla mnie nie ma. Nie umiem odpowiedziec na pytanie co to jest kosciolek i po co tam wszyscy ida. Bo dla mnie odpowiedz jest jedna : Manipulacja ludzmi….niestety. Zdecydowalismy wiec ze nie ochrzcimy kolejnego dziecka choc nacisk rodziny napewno bedzie. Jestesmy szczesliwa rodzina i znamy wszystkie zasady moralne i etyczne. Zyjemy w milosci i nie musi nam tego tlumaczyc kosciol,ktory tak naprawde przestaje miec cokolwiek wspolnego z jakim kolwiek prawem etycznym. Swieta?? Lubimy ubierac choinke :) Tak dla tradycji:) a pod nia mnostwo prezentow :) Lubimy dobre jedzonko i spotkania rodzinne:) I kochamy MIKOLAJA! Moje dzecko przezywa Nasze swieta a nie swieta kosciola:) A kiedys dorosnie i samo odnajdzie sie w swiecie wiary i etyki…a my jestesmy po to zeby je w gtym wspierac;)
Dobrze było to przeczytać. Powiem więcej, że wreszcie mam poczucie, że osób podobnych do mnie jest więcej niż początkowo mi się wydawało.
Nie posiadam potomstwa ale uważam, podobnie do Ciebie, że chrzest dziecka nie jest zbyt dobrym pomysłem, jeśli oboje rodzice nie są w stanie wychować potomka w wierze katolickiej. Chrzest zawsze można przyjąć, będąc już świadomym swych czynów.
Ja bym jeszcze dodala grupe nr 5 i tu sie chyba bedzie plasowala moja rodzina. Ateisci od kilku pokolen, ktorzy uznali, ze bedzie lepiej, jesli bede mogla isc z innymi dziecmi do komunii i cieszyc sie biala sukienka, ktorzy, jak to zwykle ateisci od kilku pokolen,traktuja chrzest nie jako sakrament, a raczej kilka ruchow magicznych, a komunie jako zabawe w biala sukienke. I chwala im za to, bylabym bardzo nieszczesliwa, gdyby wszystkie moje kolezanki mialy sukienki a ja nie ;).
Osobiście posiadam jeden sakrament. Dwóch pozostałych się nie dorobiłam i póki co się nie dorobię, z uwagi na to, że choć jestem wierząca, to niepraktykująca. Wierzę w Boga, niekoniecznie w kościół. Dzieci chrzczę, do Komunii wątpliwe, bym posłała, z uwagi na wiek przyjmowania II Sakramentu. Niemniej – Twój podział na grupy chrzczących jest jak najbardziej trafny. Choć ja dodałabym jeszcze piątą grupę – dla prezentów/pieniędzy…
W 100% podzielam Twoje poglady. Sa spojne z moimi. Rowniez corki nie ochrzcilam z tych samych powodow!
Osobiście należę do grupy pierwszej, ale szanuję ludzi takich jak Ty. Nie przepadam za osobami, które nie mają wiele wspólnego z kościołem, ale uczęszczają do wszystkich sakramentów. Właśnie tacy najwięcej negatywnego mają do powiedzenia na temat kościoła, ale jak trzeba dziecko ochrzcić to uśmiechają się od ucha do ucha do proboszcza, by im to umożliwił. Tobie życzę znalezienia właściwej drogi duchowej, obyś znalazła na swojej drodze właściwych księży, choć zawsze twierdzę, że wiara to nie księża, a Bóg. Wiem, że dzięki świetnym księżom można głęboko uwierzyć. Sama stałam kiedyś pod kościołem zamiast w ale teraz mam zdrowe dziecko i wiem, że mogę być tylko Bogu za to wdzięczna.
Ja znów jestem w grupie trzeciej. Pierwszy syn ochrzczony dla świetego spokoju. Teraz drugi w drodze i niechcemy chrzcic. Problemem jest dla mnie tylko to czy mały malutki niebędzie sie czuł pokrzywdzony. Starszaczek od wrzesnia ma mieć religie w przedszkolu. Niebedzie na nią chodzić. Ale toeretycznie przynależy do wspólnoty ale młodszy będzie już tego pozbawiony. I tu powstaje problem sumienia którego póki co nieumiem w żaden sposób rozwiązać…
Niczego nie będę komentował, masz swój rozum, rób po swojemu. Mogę tylko powiedzieć, że głupota jest obrażanie się na Pana Boga, mając pretensje do ludzi. I jeszcze jedno, mój syn nie ochrzcił wnuczki i twierdzi jak Ty, że jak wnuczka będzie chciała to sama zdecyduje, O czym ma zdecydować? Jak pozna Boga i religię? Sam jej opowie? Jak słuchał na religii i na mszy św. Tak jak Ty? ( Czyli pobieżnie lun wogule). To właśnie nazywam demagogią. Pozdrawiam.
Zet jeśli nie komentujesz, to po co cała reszta? Wielką hipokryzją jest chrzcić dziecko, samemu nie wierząc. Taki mały przytyk z mojej strony, skoro w słowniku znajduje się „demagogia” to na pierwszym miejscu powino być „w ogóle”.
Szanuję Twoją decyzję, ale nie mogę zgodzić się ze stwierdzeniem jakoby chrzest był blokowaniem dziecku drogi dla swobodnego wyboru sposobu rozwoju jego duchowości. Więcej niż pewne jest, że Twój syn nie będzie w ogóle tym zainteresowany. Wiarę przekazują rodzice, a inne źródła (Kościół, katecheci, lekcje etyki) mają rolę drugorzędną. Jeśli dziecko nie ma przykładu w domu, nie będzie miało po prostu takich potrzeb. Niezwykle rzadko się zdarza, żeby osoby wychowane w rodzinach niepraktykujących żadnej religii, rozwijały potem swoją duchowość. Ta sfera życia człowieka po prostu zamiera.
Chciałabym poddać pod rozwagę kilka kwestii.
Rzeczywiście przystępowanie do sakramentów kiedy jest się niewierzącym to nieporozumienie. Podobnie święta. Ale ja nie o tym…
My, rodzice, czytamy składy słoiczków, kremików, dbamy o to żeby zabawki były kreatywne, wózek wygodny a fotelik bezpieczny. Czy nie powinniśmy się zainteresować również duchowym rozwojem swojej pociechy? Czy nie zastanawiacie się czasami czy jednak życie człowieka nie kończy się wraz ze śmiercią? Czy nie zbyt pochopnie i bez namysłu rezygnujemy ze spraw, które mogą okazać się w życiu najważniejsze? Wiara to nie zbiór zasad moralnych, to nie chodzenie do kościółka i odhaczanie spełnionych powinności (choć każda z nich ma swój sens). To coś znacznie głębszego. Coś, co nie znika wraz z pierwszym napotkanym „złym” księdzem.
Odnośnie Kościoła…
Wiadomo, Kościół to ludzie, księża to ludzie, niedoskonali, ułomni, popełniający błędy. Jednak trwa od tylu lat i mimo zawirowań ma się dość dobrze, a nawet się rozwija. Czy miliony ludzi dałyby sobą manipulować przez wieki? Co z objawieniami, cudami, egzorcyzmami? Kościół zanim zatwierdzi objawienie czy cud, zleca naukowe badania, które je potwierdzają lub nie.
I na koniec moja osobista krótka historia. Byłam rok temu na mszy o uzdrowienie w Wąwolnicy, właściwie jako kierowca (zwiozłam osobę która mnie o to poprosiła). W trakcie modlitwy, niedaleko mnie zaczęła dosłownie ryczeć nieludzkim głosem opętana dziewczyna, właśnie w czasie modlitwy do św. Michała Archanioła. To nie może być przypadek, że do takich rzeczy dochodzi właśnie w Kościele. W „bonusie” otrzymałam jeszcze jeden dar – miesiąc później zaszłam w ciążę, po 10 latach małżeństwa, ale to akurat mógł być przypadek :)
Nie wiem czy Autorka w ogóle opublikuje ten komentarz, może wydam się „nawiedzona”. Ale jestem pewna, że gra jest warta świeczki. I mogę tylko pokornie zaapelować do grupy 4, żebyście przynajmniej spróbowali „szkiełkiem i okiem” temat zgłębić. Wiara niestety nie przychodzi z pstryknięciem palca, chrzest też jej nie gwarantuje. „Właściwy” ksiądz też może nigdy nie stanąć na waszej drodze. Więc chyba warto wziąć sprawy w swoje ręce.
Aha, odnośnie grup. Ja staram się, z różnym skutkiem, utrzymać w grupie 1 :)
Mam dokładnie tak samo, tylko u nas rodzina cały czas naciska na chrzest… tłumacze im, ze nie jestem w stanie wychować naszej małej w wierze katolickiej skoro sama jestem osoba niepraktykującą, ale niestety to do nich nie dociera ;)
Temat w tym artykule według mnie został wyczerpany jest wszystko w nim zawarte na temat chrztu.