W przerwach od pracy i nauki (studiowanie dietetyki zobowiązuje) przez cały dzień docierały do mnie dzisiaj urywki z social mediów, które jak zawsze nawiązywały do dzisiejszego święta.
Dzisiejszy Dzień Kobiet był dla mnie przyczynkiem do tego, by porozmawiać z moim Starszakiem na temat praw kobiet na świecie, tego jak się one zmieniały na przestrzeni wieków, a następnie na przestrzeni dekad XX wieku. Rozmowa wyszła w sumie dość spontanicznie – Ivo zapytał, dlaczego świętuje się Dzień Kobiet a już Dzień Mężczyzny (sprawdziliśmy – obchodzony jest 10 marca :P) już niekoniecznie tak hucznie. ;-)
Przedstawiłam mój punkt widzenia, na koniec zgodziliśmy się z tym, że nie ma powodu, by tego drugiego dnia nie obchodzić hucznie w naszej rodzinie. ;-) Aczkolwiek należy tę tradycję stworzyć, jeśli takie jest życzenie męskiej części naszej rodziny. ;-)
Ale gdy już dzieciaki poszły spać, co miało miejsce niespełna kwadrans temu, miałam taką krótką chwilę zadumy w kontekście dzisiejszego dnia. Bo czy ja czegoś szczególnego sobie życzę w tym roku? Czy czegoś życzę mojej córce, która kiedyś zrozumie, że bycie kobietą niesie za sobą pewne trudności, z którymi trzeba i warto się mierzyć?
Dzisiaj dostałam telefon z życzeniami od jednej z bliskich mi osób. I zapytała na koniec: „no i czego mogę Ci jeszcze życzyć?” Dlatego miałam teraz moment na mały rekonesans w mojej głowie i zdecydowanie życzę sobie bym:
– coraz częściej potrafiła odpuszczać, bez udowadniania samej sobie, że trzeba wszystko ogarniać na 100%. udaje mi się często, jednak później nadrabiam podwójnie i udaję niezniszczalną…
– bym nauczyła się odpoczywać. by czytać książkę bez pośpiechu i bez planowania obiadów na najbliższy tydzień, między akapitami i rozdziałami
– bym mogła żyć w kraju, w którym słowo „tabletka dzień po” i „aborcja” będą decyzją, która każda kobieta może podjąć zgodnie ze swoim sumieniem a nie nakazem czy zakazem żadnego biskupa, polityka czy innego faceta nie posiadającego jajników.
– bym mogła studiować, co też zresztą czynię, będąc zarazem mamą, kobietą pracującą, i nie musząc się jednocześnie tłumaczyć z tego, kto w tym czasie ogarnia dom i dzieci, kiedy mnie nie ma. no kto ogarnia? drugi rodzic, rzecz jasna. i za to on nie potrzebuje otrzymywać ani żadnego medalu ani kotylionu zajebistości. ot, podział obowiązków i uzgodnionych zadań. kropka.
– bym nie musiała czuć, że muszę tłumaczyć się nikomu, dlaczego schudłam czy też przytyłam. a moja waga będzie tylko moją sprawą. a mimo wszystko nie jest, bo są osoby, które lubią komentować wygląd zamiast zająć się swoim podwórkiem.
– bym mogła zerwać znajomość bez dodatkowego tłumaczenia innym, dlaczego podjęłam taką decyzję. by wystarczyło zwykłe: „ta znajomość mi nie służy”. bez doszukiwania się podtekstów, kompleksów i innych.
– bym otaczała się ludźmi prawdziwymi a nie „takimi którzy się na kogoś kreują”. co zresztą mi się od pewnego czasu udaje i widzę same plusy. Odkąd zdystansowałam się od social mediów (a nie jest łatwo to zrobić pracując w tej branży) i je mocno filtruję, to widzę że moja głowa odpoczywa. bardzo tego odpoczynku potrzebuje.
– bym potrafiła wyłączać wieczorami telefon, bez scrollowania Facebooka, sprawdzania newsów. Niby mi się udaje, ale szybko wracam do starych nawyków.
– bym polubiła siebie. Tak szczerze. Za to kim jestem, jaka jestem, jak się zmieniam, jak trwam w moich postanowieniach, jak czasami w tych postanowieniach polegam, ale znajduję siłę, by powrócić do nich mimo porażek. bym zrozumiała, że jestem fajna, z głową na karku. bym nie doszukiwała się w sobie wad. bym polubiła siebie z całym moim inwentarzem, a nie pomimo niego.
I tego też Wam życzę! :*
Życie mamy jedno. Niech ono będzie prawdziwe. Jedyne w swoim rodzaju. :* Nasze!
Brak komentarzy