
Czasami chce się po prostu ryczeć. Wyć. Łkać. Schować pod kołdrą. Albo w jakimś cichym kącie i stać niewidzialną. Tak, aby nikt nas nie zobaczył i nikt nie mógł wytrącić z tego bycia samą.
Czasami chce się po prostu ryczeć. Wyć. Łkać. Schować pod kołdrą. Albo w jakimś cichym kącie i stać niewidzialną. Tak, aby nikt nas nie zobaczył i nikt nie mógł wytrącić z tego bycia samą.
Zawsze znajdą się tacy, którzy będą Cię chcieli oceniać. Ba. Nie tylko będą Cię chcieli oceniać, ale jeszcze będą wiedzieli lepiej od Ciebie, co jest dla Ciebie właściwe. Nie zapomną o tym, aby próbować wpłynąć na Twoje decyzje. Oczywiście, wszystko [jak zawsze] w dobrej wierze, z głębi ich pojemnego serducha, z największej troski i w towarzystwie innych osób, które będą przysłuchiwały się tym dyrdymałom z klasycznym wyrazem przejęcia i ze wzrokiem typowej bolączki i współczucia dla Ciebie…
Mam w pamięci początki mojego macierzyństwa. To był wybitnie intensywny okres, obfitujący w nieprzespane noce, tysiące znaków zapytania i niewyjaśnionych zagadek z pogranicza pielęgnacji i wychowania tego małego człowieka.
Wiem, że bywają dni kiedy jesteśmy dociskani do parteru. My – rodzice. Chcielibyśmy wziąć dzień wolnego. Walnąć się na sofie, po drodze capnąć jakąś gazetę, zrobić w międzyczasie kawę. Może nawet oglądnąć serial, którego pierwszy odcinek zobaczyliśmy w 2012 roku i nie było okazji, a właściwie czasu, na to by zobaczyć kolejne kilkanaście odcinków.
Początki drogi, którą obrałam kilka lat temu, nie były łatwe. Właściwie nie skłamię jeśli powiem, że były one dosyć napięte, burzliwe i kryzysowe. Wcale nie zapowiadało się wtedy, że cokolwiek się ustabilizuje, zelżeje czy nabierze innego wymiaru.
Jak łatwo oceniać, szufladkować, doklejać łatki, wydawać osądy, wyrokować i pieprzyć głupoty. Tak wspaniale przecież jest znaleźć ofiarę, taką matkę na ten przykład, i jechać po niej jak po łysej kobyle.
Nie wiem jak w Waszym przypadku, jednak w moim to czas okazuje się być moim najlepszym nauczycielem. Nic innego nie daje mi do myślenia tak bardzo jak mijające dni i fakt, że z czymś stoję w miejscu albo jeszcze czegoś nie zrobiłam, a bardzo bym chciała. A ja nie lubię grzać tyłów, oj nie!
Nie wiem skąd ten trend, to ślepe podążanie za wiecznym nadążaniem. Nie mam pojęcia skąd tkwi w nas – matkach to przekonanie, że przecież musimy zawsze, bez wyjątku trzymać uszy do góry i cycki na baczność.