
No to zapisuję na kartach mojego bloga wrześniowe dialogi moich trzech szkrabów, coby wracać do nich w celu polepszenia matczynego humoru, gdy codzienność doskwiera. ;-) Nie zapomnijcie zostawić w komentarzach dialogów Waszych smyków. ;-)
No to zapisuję na kartach mojego bloga wrześniowe dialogi moich trzech szkrabów, coby wracać do nich w celu polepszenia matczynego humoru, gdy codzienność doskwiera. ;-) Nie zapomnijcie zostawić w komentarzach dialogów Waszych smyków. ;-)
Wiem, że nie każdy rodzic potrzebuje tej metody do tego, by z powodzeniem „wyregulować” u dzieci czas, który spędzają np. przy ekranach (TV, konsola czy telefon) i jednocześnie zaktywizować je do tego, by zaczęły dostrzegać czynności, które np. mogą samodzielnie wykonać w domu (jak np. wyniesienie śmieci, wypakowanie zmywarki, posegregowanie prania, odkurzenie pokoju, poukładanie książek na półkach itd.). Sama miałam na początku mieszane uczucia, ale postanowiłam spróbować. :-)
Dopiero od kilku dni czuję, że wrześniowe puzzle nareszcie się u nas poukładały. Pierwszy tydzień września, jak co roku zresztą, jest dla mnie wyzwaniem. Skompletowanie wszystkiego, co potrzebują dzieciaki do szkoły, przedszkola i na treningi spędza mi zawsze sen z powiek.
Dacie wiarę, że te drożdżówki były moim pierwszym drożdżowym wypiekiem ever, nie licząc pizzy i chleba? Do tej pory wszystkie moje słodkie wypieki nie miały w swoim składzie drożdży a ja pozbawiałam się tym samym tego jakże pięknego rytuału jakim jest oczekiwanie, aż ciasto pięknie podwoi albo potroi swoją objętość!
Będę tęsknić za latem. W tym roku mija mi ono wyjątkowo szybko. Będzie mi brakowało tych ciepłych nocy, podczas których otwieraliśmy okno na oścież, by posłuchać świerszczy. Tych naszych wieczornych ognisk, na których dzieci piekły kiełbaski, chleb i słodkie pianki, jakże pyszne po skarmelizowaniu.
Babcie są specjalistkami w tym, jak ochłodzić mieszkanie latem, gdy na zewnątrz jest upał a wszystkim leje się pot z czoła. W lipcu i sierpniu, kiedy przebywałam na wakacjach u moich babć jako dziecko, chłonęłam te wszystkie ich sztuczki, aby móc z nich korzystać w dorosłym życiu.
Po raz kolejny się zaczął. Festiwal pieprzonych licytacji. Jedna matka drugiej matce będzie próbowała uświadamiać, że ona ma jednak GORZEJ. TRUDNIEJ. BARDZIEJ POD GÓRKĘ. Że nasze zmęczenie nic nie znaczy, gdyż w porównaniu do tego, przez które ona sama przechodzi, to jest jedno wielkie NIC.
Kilka dni temu rozpoczęłam dyskusję z moim M. na temat kwestii, za którymi mi się okrutnie tęskni. Choć właściwie zamiast dialogu powinnam nazwać to monologiem, bo w sumie to tylko ja mówiłam, a on słuchał i nie mam pewności, czy podobnie odczuwał. :D