Nie znałam Jej. Ale znałam Jej głos. Znaliśmy Jej śmiech.
Wydawać by się mogło, że razem znaliśmy jej sposób patrzenia na świat. Przez pryzmat trafnych puent, dobrego humoru i braku najmniejszego zadęcia wtedy gdy nie musiała odgrywać roli, jaka była jej pisana. A była w niej najlepsza.
Dziś coś we mnie pękło. A nieczęsto coś we mnie pęka i każe się zatrzymać na dłużej.
Bo czasem wystarczy jedno zdanie, jedno imię – i robi się cisza.
Nie taka zwykła. Taka… inna. Taka, co rozsadza klatkę piersiową.
Musiałam dać sobie chwilę, by poukładać myśli. Uwierzyć w to, w co głowa uwierzyć nie mogła dzisiejszego ranka.
I nagle się chce bardziej.
Mocniej kochać.
Mniej się złościć.
Zjeść razem śniadanie.
Wyłączyć telefon.
Powiedzieć „chodź”, zanim będzie za późno.
Bo …– nie wiemy, ile mamy czasu.
I może to oklepane, może już wszyscy o tym pisali, ale dziś ja też chcę to powiedzieć. Nie odkładajmy życia. Nie czekajmy na idealny moment. Nie wierzmy, że zdążymy wszystko.
Nie zdążymy. Ale bądźmy tu i teraz, najgłębiej jak tylko się da.
Bo kto wie, czy spotkamy się razem jutro?
Tego nie wie nikt.