Ten cykl wpisów zaniedbałam tak bardzo, ale to tak bardzo, że szkoda słów! Pół roku od ostatniego odcinka to niemalże jak wieczność! I między innymi ta obsuwa oprzytomniła mnie w kwestii realizowania swoich niezliczonych postanowień i wrzucania do kalendarza kolejnych zadań, które to czekają na swoją kolej.
Od ostatniego odcinka [ LINK ] minęło już 6 tygodni. To było wyjątkowo intensywne półtora miesiąca. Nie tylko dlatego, że byliśmy poza domem w tym czasie. Także dlatego, że Iventemu rosną wymagania w każdej dziedzinie, a naszym zadaniem jest je weryfikować i w miarę rozsądku spełniać. Toteż dostajemy w kość, a głównie to mi się ostatnio obrywa.
Gdyby nie moje podpunkty z „Jak nie zwariować na macierzyńskim” to pewnie zakopałabym się w tym marudnym nastroju, który dostaję w sporej dawce od mojego Syna, i który mi się udziela. Walczę z codziennością i się nie poddaję – to jedyna metoda na to, aby nie wpaść w przesileniowy marazm ;-)
W drugim Odcinku Jak nie zwariować na macierzyńskim muszę dokonać weryfikacji kilku moich tez, które ośmieliłam się rzucić na wirtualne stronice szczeslivej.pl w pierwszym Odcinku [ link TUTAJ].
Nie owijając w bawełnę i oszczędzając Wam przydługich wstępów powiem jedno: to czy nie zwariujesz z dzieckiem w domu [ i ze sobą również] zależy wyłącznie od Ciebie. W zależności od Twojej sytuacji zawodowej i rodzinnej, masz przed sobą 12 miesięcy, z którymi musisz coś zrobić. Im wcześniej zorganizujesz sobie codzienność, tym lepiej dla Ciebie. Jeśli Twój bamber jest wyjątkowo łaskawy i naśladuje Smerfa Śpiocha, to masz prawdziwe pole do popisu.