Już na wstępie powiem Wam, że unikam jak ognia nazywania nauczycieli wychowania przedszkolnego „przedszkolankami”. Jednak takiego słowa użyła Czytelniczka Monika Z., która wysłała do mnie maila niecały tydzień temu, dlatego zdecydowałam, że nie będę ingerować w tytuł jej maila. Z listu usunęłam niektóre fragmenty, które niepotrzebnie ułatwiłyby identyfikację placówki i skorygowałam kilka literówek.
Muszę przyznać, że w przypadku tej sytuacji [mimo sympatii do Moniki ;-) ] trzymam stronę nauczycielki wychowania przedszkolnego. :-) Doskonale rozumiem troskę Moniki w tym temacie, jednak to nie tędy droga. Ciekawa jestem, czy się ze mną zgodzicie, czy może macie zupełnie odmienne w tej kwestii zdanie?
„Magdo poradź proszę. Moja Natalka od września chodzi do przedszkola. Bardzo szybko się zaklimatyzowała i odpukać tylko raz miała infekcję. Jedna rzecz mnie tylko martwi a tak naprawdę to nie daje mi spokoju odkąd na początku stycznia Natalcia powiedziała mi, że ona nie je w przedszkolu obiadów. Zaczęłam od tamtego momentu codziennie dopytywać przedszkolanki o to, czy ona zjada posiłki czy nie. Codziennie dostawałam podobną odpowiedź, że Natalka zjadła trochę ziemniaczków, trochę rosołku, ale z jej jedzeniem różnie bo trochę podziubie i zostawi. Inne dzieci podobno w miarę dobre jedzą.
Powiedziałam opiekunce jej grupy, że to tak nie może być, żeby dziecko nic nie jadło i czy nie mogłaby wziąć ją na kolana, żeby pokarmić ją trochę. Stanowczo odmówiła. Podobno nie ma czasu na to, by dzieci brać na kolana i nie jest to dobra metoda. Tylko że jak ja ją biorę na kolana to chociaż coś zjada a w przedszkolu nic. Płacę właściwie za to, że wszystko wyrzucane jest do kosza. To nie ma sensu w moim odczuciu.
Ostatnio specjalnie przyszłam do przedszkola w porze obiadowej, żeby zobaczyć, jak to wygląda. Byłam w szoku, kiedy przedszkolanka na koniec obiadu nie wzięła nikogo na kolana, żeby dokończył posiłek. Mogła chociaż poświęcić te kilka minut, żeby te dzieci namówić do jedzenia. Nic takiego się nie stało. Kiedy Natalka wstała od stolika, to przedszkolanka poklepała ją po pleckach i od razu zabrała talerz sprzed jej nosa i dała na wózek z resztkami. Ja bym tego tak nie mogła zostawić. To wystarczy przecież kilka minut rozmowy, żeby dziecko spróbowało zjeść a tutaj nic takiego się nie wydarzyło. Nie wiem, czy mam to jakoś zostawić czy przeprowadzić poważną rozmowę.
Czy według Ciebie do obowiązków przedszkolanek należy również to, by zadbać o to, by dzieci zjadły? Moim zdaniem tak. Potrzebuję poznać opinie innych. Ja osobiście mam ochotę poprosić o spotkanie z dyrektorką. Mój mąż twierdzi, że do obowiązków przedszkolanek nie należy namawianie dzieci do jedzenia i nie chce nawet ze mną zaczynać dyskusji.
Czy ja przesadzam? Poradź proszę.
Monika Z.”
Ciekawa jestem Waszej opinii, natomiast moje zdanie jest dość klarowne – moim zdaniem do obowiązków pań nauczycielek wychowania przedszkolnego nie należy namawianie dzieci do jedzenia, ani karmienie ich na kolankach. ;-) Mogą podać jedzenie dzieciom, przeprowadzić z dziećmi rozmowę dotyczące tego, jak ważna jest zdrowa dieta, etc. Nauczyciel mający pod swoją opieką kilkunastu przedszkolaków zwyczajnie nie ma czasu na to, by w ciągu 15-20 minut przeznaczonych na obiad próbować karmić dzieci, namawiać usilnie do jedzenia i gonić za dziećmi.
Ponadto zapewne również taki nauczyciel nie chce sprawiać wrażenia, że faworyzuje jakieś dziecko np. biorąc je na kolana.
Zupełnie szczerze wyobrażam sobie, że na miejscu wychowawczyni zrobiłabym to samo – poklepałabym dziecko po plecach mówiąc, że może np. podwieczorek bardziej mu przypadnie do gustu. Cóż można więcej zrobić? No chyba nie na siłę kazać dziecku jeść, gdy nie ma na to ochoty. ;-)
P.S. A może któraś z Was jest nauczycielką wychowania przedszkolnego? Ciekawa jestem Waszego doświadczenia i Waszego zdania. :-)
3 komentarze
Jestem nauczycielką wychowania przedszkolnego i tak + nie mam czasu na karmienie dzieci ani na rozmowę z każdym, aby przekonać do jedzenia. Staram się jednak podejść do niejadków i poprosić, żeby chociaż spróbowali – a niż posmakuje 😏
Rodzice oczekują od nas, że będziemy skakać tylko nad ich dzieckiem, ale fizycznie nie ma przecież na to szans…
Niestety u mnie taka sama sytuacja, co u Magdy… Też jestem nauczycielką w przedszkolu i serio przy takiej ilości dzieci ciężko podejść do każdego… Człowiek zawsze starał się żeby zachęcić dzieci do spróbowania na forum grupy, nie zawsze mówiąc po imieniu kto zjadł słabiej. Chociaż my miałyśmy możliwość wykupienia sobie obiadów w pracy i mieć to samo, co dzieci i odkąd zaczęłyśmy jeść z dziećmi przy stolikach to zaczęli jeść chętniej.
W placówkach publicznych jest 25 dzieci w grupie. W młodszych grupach jeden nauczyciel, jedna pomoc. W starszych jeden nauczyciel, pomoc jeśli jest potrzeba tzn. jeśli w grupie są dzieci z orzeczeniami o niepełnosprawności. Niestety tak wygląda rzeczywistość w wielu placówkach. Jeśli miałabym poświęcić każdemu dziecku 3 minuty to nietrudno policzyć że obiad musiałby trwać ponad godzinę 🙈 odrobinę zrozumienia. Z drugiej strony usłyszałam kiedyś od jednej z mam prośbę, żebym zwróciła uwagę mojej zmienniczce na to, żeby nie wpychać dziecku na siłę jedzenia. Okazało się, że pani tak się zaangażowała, że dziecko po powrocie do domu zwróciło cały obiad. Zachęcamy, proponujemy – owszem. Natomiast nigdy w życiu nie zamierzam wmuszać w czyjeś dziecko jedzenia. Moje prywatne dziecko przez pierwszy rok w przedszkolu nawet suchej kromki chleba nie zjadło. Teraz przychodzę i czekam, bo koniecznie musi dokończyć podwieczorek. Ile dzieci, tyle historii …