Mam w pamięci początki mojego macierzyństwa. To był wybitnie intensywny okres, obfitujący w nieprzespane noce, tysiące znaków zapytania i niewyjaśnionych zagadek z pogranicza pielęgnacji i wychowania tego małego człowieka.
Mój pierwszy Syn okazał się niezwykle absorbującym dzieckiem, na każdym kroku próbującym mi pozawerbalnie uświadomić, że to nie ja jestem teraz w centrum wszechświata, a właśnie on.
Przez jakiś czas wszystkim nam się wydawało, że jesteśmy zadowoleni z takiego stanu rzeczy. Ja w 100% poświęcałam mu swój czas i podarowałam mu „całą siebie”. W pewnym jednak momencie (oczywiście wszystko za moim przyzwoleniem ;-)), doszło do tak drastycznego terytorialnego przejęcia każdego centymetra mojej przestrzeni i czasu, że zapaliła mi się lampka! O, eureko! ;-)
I całe szczęście, że ta lampka mi się zapaliła! W porę się otrząsnęłam i doszło do mnie, że bycie mamą wcale nie musi oznaczać spędzania każdej chwili z dzieckiem. Nawet mój Mąż pewnego dnia zasugerował mi obowiązkowe samotne wyjście z domu, a on przejął wtedy opiekę nad dzieckiem! Od tamtej właśnie pory, dzieląc się obowiązkami z moim Mężem i nie tylko, zaczynałam małymi krokami odżywać. Wyjście na kwadrans do sklepu działało na mnie wręcz terapeutycznie! Mogłam stać w sklepie kosmetycznym przez pół godziny i przyjrzeć się żelom pod prysznic, co zresztą robiłam z wyjątkowym namaszczeniem! ;-)
Uczyłam się na nowo, że bycie mamą wcale nie musi oznaczać chodzenia w wyciągniętym dresie 24/7 i przy każdym wyjściu z domu będę nagradzać samą siebie małymi rzeczami. A niech będzie to kawa w kawiarni wypita w świętym spokoju i bez akompaniamentu miauczącego dziecka! A niech będzie to kolejnym razem zakup kolejnego kapelusza do kolekcji, który poprawi mi humor na cały tydzień i sprawi, że na spacery będę chodziła z podniesioną wysoko głową ;-) Rozumiecie, co mam na myśli?
My wcale a wcale nie musimy się biczować z tego powodu, że wszystko jest na naszych głowach! Mądre afrykańskie powiedzenie mówi, że:
„Do wychowania dziecka potrzeba całej wioski!”
dlatego ja korzystam z tego przy każdej możliwej okazji, zostawiając mojego rocznego juniora z Tatą, a starszaka zabieram na randki, na których bawimy się świetnie!
Tym razem partnerem naszej randki jest TEX, który zaprosił nas do zapoznania się z ich kolekcją ubrań dla dzieci, kobiet i mężczyzn dostępną w hipermarketach Carrefour. I rzucił przy tym wyzwanie – miałam za zadanie przyjrzeć się ubraniom, wybrać coś dla nas i stworzyć fajną jesienno-zimową stylówkę. Nie myślcie tylko, że na samym shoppingu się skończyło, oj nie, ale o tym za moment ;-)
Ja akurat naszą wizytę wykorzystałam do tego, aby wyposażyć mojego starszaka w ubrania na jesień i zimę, a dla siebie postanowiłam wybrać coś „ekstra”, bo nie pamiętam kiedy wyglądałam ostatnio bardziej kobieco niż sportowo ;-)
Przybijam dużą piątkę TEXowi przede wszystkim za świetną ciepłą kurtkę dla mojego Ivka. Skradła moje serducho od razu, bo jest ciepła, wygodna a futerko wokół kaptura robi robotę. Nigdy nie sądziłam, że w Carrefour jest odzież, tymczasem otworzyły mi się przy tej wizycie oczy.
Przy okazji codziennych zakupów śmiało można wyposażyć przedszkolaka w niezbędną wyprawkę. Ogromny wybór koszulek, bluzek, t-shirtów, bluz, spodenek, jeansów. Z jeansami to miałam spory problem, bo Ivkowi spodobały się wszystkie kolory ale udało się zakończyć łowy na jednych brązowych dżinach ;-) Koszule w kratę mają świetne wzory. Kupiliśmy jedną, ale jeszcze druga granatowo-czerwona się do mnie uśmiechała.
Cieszę się, że TEX nie ma tandetnych i pstrokatych nadruków. Fajne kolory, dobra bawełna. Przy okazji, poszukajcie tam produktów TEX z bawełny BIO, mięsistej, grubej i bardzo miłej w dotyku.
Kupiliśmy też dla mojego starszaka bieliznę. Naprawdę daje radę. Nie udało nam się kupić rajstop, bo rozmiar Ivka został rozchwytany. Poranki już są zimne i pod spodnie trzeba młodemu coś cieplejszego założyć.
TEX to też odzież dla maluszków, jak mój Teodor. Bardzo duży jak na hipermarket wybór body, śpiochów, spodenek, bluzeczek. Bawełna BIO króluje wśród tego asortymentu i o dziwo nie kosztuje majątku. W sumie trochę mi serce zaczęło mocniej bić jak zobaczyłam ubranka dla dziewczynek. Chyba kupię sobie lalkę i będę ją ubierać :P
Ivkowi kupiłam jeszcze sportowe buty. Trochę wyższe niż klasyczne, bo za kostkę. Chyba mają nieprzemakalną powłokę, bo podczas biegania po mokrej trawie wokół samolotów [o czym za moment!] skarpetki zostały suche.
O dziwo, bo ja z tych wybrednych, skombinowałam świetną stylówkę też dla siebie. Kapelusz – my love! Chyba jedna z niewielu firm, która robi kapelusze dla małych i dla dużych głów, jak moja ;-)
Szare poncho bardzo mi się spodobało i właściwie co drugi dzień się nim opatulam :-) Służyło nie tylko jako okrycie, ale nawet jako koc podczas chłodniejszego wieczoru :-)
Po udanych shoppingu, jak na całodzienną randkę z Synem przystało ;-), poszliśmy do Muzeum Lotnictwa, w którym jesteśmy [zupełnie serio] co tydzień, a czasami nawet codziennie. Trafiliśmy na ćwiczenia pilota helikoptera policyjnego i byliśmy zahipnotyzowani akrobacjami i umiejętnościami pilotującego. Mieszkańcom Krakowa baaardzo polecam tę miejscówkę! Dzieciaki mają szansę pobyć w kokpicie, doświadczyć kilku eksperymentów z pogranicza fizyki i aerodynamiki. Jest moc!
Przyznam się Wam zupełnie szczerze, że potrzebowałam takiego dnia. Starszak już nie jest małym dzidziusiem, można już z nim porozmawiać, pożartować. A ja pierwszy raz od bardzo dawna poczułam, że nie jestem związana pępowiną z moim najmłodszym dzieckiem. Że mogę a nawet bardzo potrzebuję tego, aby kupić coś dla siebie bez wyrzutów sumienia i ubrać się nie jak na szybki spacer wokół domu, a podkreślić w codzienności moją kobiecość.
Partnerem postu jest TEX.
9 komentarzy
W pełni zgadzam się z każdym zdaniem w tym wpisie! ?
Ps. Piękne zdjęcia! ?
:* Dzięki! :-)
Mój maluch kończy obecnie 3 miesiące, a ja mam wrażenie ze wiecznie gonię czas, posprzątanie mieszkania graniczy z jakimś cudem, jakby ciągła walka ze sobą i o każdą chwilę. Podziwiam mamy, które wszystko ogarniają (albo tak tylko mi się wydaję) i jeszcze są w stanie pracować, czy pisać bloga. Czytając Ciebie jedną nogą bujam leżaczek ;). Jedno natomiast jest pewne, dzieci szybko rosną i zanim się obejrzę również będę chodziła na randki z synkiem tak jak Ty i tej myśli się trzymam:). Pozdrawiam
Wiesz co Kinga, te pierwsze pół roku było u mnie chyba najbardziej intensywne i męczące. Później już z górki, chociaż jak teraz junior zaczął chodzić, to momentami wysiadam. Będzie dobrze! P.S. Ja dzisiaj rano posprzątałam i efektów już nie widać. Zastanawiam się, czy to sprzątanie miało w ogóle sens ;-)))
Ja ubranka TEX odkryłam gdy Córcia się urodziła. Super body, koszulki, które nie gubią kształtu po wyjściu z pralki, oraz super wzornictwo. Cenowo bardzo korzystnie, także polecam bardzo. Szkoda, że informacji o muzeum lotnictwa nie dodałaś wcześniej bo 2 tyg. temu byłam w Krakowie i niestety tam nie zaszłam ( a byliśmy w Parku Lema:(. Następnym razem odwiedzę na pewno. Pozdrawiam serdecznie:):)
O, to świetnie, że piszesz o ubrankach dla najmniejszych, bo ja dopiero przy następnej wizycie W Carrefourze kupię coś dla juniora :-)
Następnym razem koniecznie odwiedźcie Muzeum. Jest naprawdę super!
I to jest dowód na to, że w supermarkecie też można się świetnie, modnie ubrać! Zazdroszczę wypadu z tymi samolotami, czyham na coś podobnego w pobliżu :)
Można, sama się mile zaskoczyłam :-)
Powodzenia z czyhaniem! To jest mega atrakcja :-)
To ja miałam taki dzień dzisiaj – romantyczna randka z synem w …Ikeii :)))). Dawno nie byliśmy tak gdzieś razem sami i to tak długo!!!!! A młodszy z tatą ponoć świetnie się bawił :). Wróciłam taka „odżyta”;), że potem ogarnelam całe mieszkanie w 10 min. Bo mój M przecież” cały dzień OPIEKOWAŁ SIE DZIECKIEM!!!” heloł, przecież nie mogl jednocześnie robić dwóch rzeczy na raz ;P
A ubrania bardzo mi się podobają, nie wiedziałam, że w carefurze są takie fajne ciuchy. Chyba się przejdę :)