Kiedy słyszę te dyrdymały o tym, żeby kobiety wreszcie się ogarnęły i przestały w ciąży masowo chodzić na zwolnienia lekarskie, to nóż w kieszeni mi się otwiera!
Tak, najlepiej wrzućmy je wszystkie do jednego worka i zróbmy masową egzekucję, bo wg najmądrzejszych tego świata, to większość kobiet ostro leci w kulki czując się w ciąży świetnie naciągając swoich pracodawców i państwo na grube siano.
Przyznam się Wam do czegoś bez bicia. Dopóki miałam na karku lat dwadzieścia i prowadziłam wtedy działalność gospodarczą zatrudniając kilka kobiet, to myślałam, że laski które zaszły w ciążę szły na zwolnienie robiąc mi zwyczajnie albo na złość albo lenistwo nimi kierowało. Nie dość, że w takim wypadku z dnia na dzień traciłam pracownika, to byłam w dodatku zmuszona szukać na gwałt zastępstwa, co nie zawsze było takie łatwe. Czułam się jakbym była przez nie oszukana, bo wtedy utrata jednej osoby generowała ogromne straty dla mojej działalności.
Jako gorąca dwudziestka uważałam wtedy ciążę za jakąś fanaberię a złe samopoczucie kobiet w ciąży za kolejną mrzonkę i wymysł ciężarnych, którym nie chce się pracować, tylko zwyczajnie wolą pierdzieć w stołek. Byłam nastawiona do ciężarnych jak pies do jeża. Dziewczyny, o których piszę, właściwie wraz z potwierdzeniem informacji o ciąży u ginekologa, od razu na dzień dobry, przy pierwszym spotkaniu wręczyły mi L4. Szlag mnie trafiał wtedy. Teraz mogę je zrozumieć, chociaż żałuję, że zabrakło wtedy dialogu, bo byłyśmy nie tylko związane umową o pracę, ale również kilkuletnią znajomością. Co prawda w ich przypadku nie wchodziła w grę praca zdalna na 1/4 etatu z dowolnością godzin, ale wiem, że takie rozwiązanie oferuje np. w Anglii wielu pracodawców i ciężarne chętnie z tego korzystają.
Moje myślenie zmieniło się na dobre dopiero, gdy sama zaszłam w pierwszą ciążę. Poranne mdłości już od drugiego tygodnia [nie, nie żartuję i tak, to możliwe w wyniku zmian hormonalnych] zrobiły ze mnie wrak człowieka. Senność, która wtedy mnie dopadała, totalnie wyjęła mnie z życia. Wstawałam rano. Przez 2-3 godziny próbowałam powstrzymywać mdłości a następnie słaniałam się na nogach przez resztę dnia. Wieczory wcale nie dawały mi ulgi, bo i wtedy wizyty w łazience powstrzymujące wymioty były właściwie na porządku dziennym. Całymi dniami przypominałam śniętą mimozę, która leci na energetycznych oparach. Niemiły widok. O jakiejkolwiek efektywności czy umiejętności ogarnięcia w międzyczasie domu nie wspomnę.
Ponieważ przed ciążą nie byłam związana umową z żadnym pracodawcą, w trakcie ciąży nikomu nie musiałam się tłumaczyć i dopraszać lekarza o jakiekolwiek zwolnienia lekarskie. W sumie czuję z tego powodu dużą ulgę, bo pewnie byłabym traktowana wtedy jak największy korporacyjny intruz. Patrząc na sytuację z perspektywy czasu jestem przekonana, że nie byłabym w stanie pracować w pierwszym trymestrze ciąży. Nie tylko nie byłabym wydajnym pracownikiem. Ja nawet nie za bardzo wyobrażam sobie dojazdu do pracy gdziekolwiek mając mdłości, które zginały mnie w pół przez cały dzień. A co dopiero mają powiedzieć kobiety, które oprócz mdłości plamią, mają bóle podbrzusza, migreny i mnóstwo innych problemów, które mogą [ale oczywiście nie muszą] towarzyszyć kobiecie w tym wyjątkowym stanie. Nie wspomnę o naprawdę trudnych ciążach z nakazem leżenie i na podtrzymaniu…
Żeby nie było zbyt optymistycznie, drugi trymestr zarówno w pierwszej jak i drugiej ciąży przyniósł mi w pakiecie rozejście spojenia łonowego, które na dobre ograniczyło moją aktywność. Trzeci trymestr natomiast uważam za prawdopodobnie najtrudniejszy etap ciąży pod względem samopoczucia jak i zdrowia. Armageddon. Cholera, a przed zajściem w ciążę byłam zdrową kobietą, nie skarżącą się na żadne dolegliwości! Tymczasem ciąża sprawiła, że byłam uziemiona od samego początku. Mogłam sobie kiedyś obiecywać, że w ciąży będę kwitnąć. Ekhem… moge planować a życie pokazało mi inny scenariusz.
Ciąża to nie choroba, to już wiemy. Czasami jednak zwolnienie lekarskie w ciąży, potocznie zwanym drukiem L4, to jedyne rozsądne wyjście dla kobiety ciężarnej! Złe samopoczucie to niekoniecznie kobieca fanaberia na potrzeby siedzenia w domu. Ja osobiście zdecydowanie wolałabym pracować w tym czasie, zamiast walczyć z mdłościami nad łazienkowym klozetem. Zdaję sobie sprawę, że jest pewnie część kobiet, które ciążę wykorzystują do odpoczynku mimo świetnego samopoczucia. Całe szczęście, że ja nie znam takich indywiduów, bo ciśnienie pewnie zdrowo by mi wtedy skoczyło. Nadużycia tego typu są na szczęście nie tylko domeną ciężarnych, ale również tych, którzy próbują uniknąć zwolnienia z pracy i wielu innych przypadków
Sugerowałabym jednak nie wyrokować! To mężczyznom najłatwiej oceniać kobiety ciężarne. I paradoksalnie również kobietom, które wspominają swoje 9 miesięcy jako najlepszy i bezproblemowy czas w ich życiu, czego im szczerze zazdroszczę.
Ciąża w większości przypadków zdecydowanie nie jest chorobą. Tylko dlaczego tak często pytamy kobiety ciężarne o to, czy dobrze się czują? To z pewnością wyjątkowy stan, w którym powinniśmy szczególnie mieć na względzie życie i zdrowie drugiego człowieka, o którym nie zawsze wszystko wiemy!
21 komentarzy
No właśnie. W sam punkt (jak często też czytam pod twoimi postami). Moja ciąża nie była jakaś tragiczna, przeplatają grozą i horrorem. Początek był spoko, później, co dziwnie po 12 tyg. zaczęły się wymioty, zawroty głowy, byle brzucha i podbrzusza. Może przez to, że wyjeżdżałam o 6 rano, a wracałam po 22, czasem 23. I mimo, że w grafiku 8h, ja byłam i po 15 h. Trafiłam do szpitala, 3 tyg zwolnienia i dalej do pracy. Odpuściłam jak przyjechało po mnie pogotowie w prawie 7 miesiącu, bo nie mogłam podnieść się z kolan, wymiotowałam i nie czułam ruchów. Byłam wyczerpana. Co najlepsze, pracodawca nie przedłużył mi umowy jak byłam na macierzyńskim, pomimo zapewnień jakim to cennym i wartościowym pracownikiem jestem. Kto by znalazł drugiego takiego jelenia, co poświęca się swoim obowiązkom w 110%, wyrecza innych i uczy swojego następcę po godzinach, tkwiąc po 15 h w pracy, majac prawie godzinę dojazdu do domu.
Na zwolnieniu byłam od 3 miesiąca ciąży. Myślę, że gdyby charakter wykonywanej przeze mnie pracy był inny to pracowałabym dłużej, ale… Problemem były już same dojazdy do pracy. Żeby zdążyć na 6:00, pobudka najpóźniej o 4:30 – przyznaję, nigdy nie wstawałam o tej porze z uśmiechem na ustach (mój mąż twierdzi, że taka pora wcale nie istnieje :)) ale w ciąży byłam nieprzytomna. Potem prawie godzina jazdy autobusem w jedną stronę, gdzie co przystanek łapczywie wciągałam świeże powietrze mając jednocześnie ochotę spać i wymiotować… Dodam, że jest to praca w korporacji, przy telefonicznej obsłudze klienta (ja akurat zajmowałam się reklamacjami) wymaga mega koncentracji, jesteśmy rozliczani z wszystkiego, każdej minuty, ba, nawet z tonu głosu …próbowałam ale po prostu nie byłam w stanie. W związku z pójściem na L4 spotkałam się z liczną krytyką, pochodziła ona w większości od osób, które nigdy w ciąży nie były ale też, co było dla mnie bardzo przykre, od mojej mamy. Usłyszałam m.in., że ona w tym dniu, w którym mnie urodziła to rano jeszcze w pracy była…. Serio? No gratuluję! Ku chwale ojczyzny …. Ale, że ja w związku z tym też powinnam, tak za wszelką cenę? Mam coś komuś udowadniać, medal za to dostanę … ?
Szczerze mówiąc, chciałam ale nie byłam w stanie pracować, no na pewno nie tak jakby tego ode mnie oczekiwał mój pracodawca. Po dwóch rozmowach dyscyplinujących z moim przełożonym ( nieefektywna praca, tabelki w excelu się nie zgadzały) po prostu odpuściłam sobie. Z perspektywy czasu uważam, że to była dobra decyzja. Za miesiąc mój chłopczyk skończy roczek a ja kilka dni po nim 40 :)
Współczuję wszystkim kobietom w USA. Ja od 14 tygodnia ciąży leżę, już wariuje w domu. Nie miałam zamiaru iść na zwolnienie tak szybko, a tu psikus losu uziemił mnie najpierw w szpitalu a później w domu. Jeszcze 4 tygodnie i będę mamą, cieszę się z naszego systemu i 100% płatności, nie uważam mojego zwolnienia za wymuszenie, pracowałam, płaciłam składki i tylko największy wyrzut sumienia że tak nagle zostawiłam zespół bez asystentki, ale dali radę, zrozumieli moje problemy i kazali się nie przejmować, więc odpuściłam, myślę o sobie i dziecku. Nie można dać się zwariować, ciąża to nie choroba, niby błogosławieństwo, a tyle trosk i zmartwień, bóli itp. Dobrze że można się po prostu zatrzymać na L4 i zadbać o siebie, skupić się na dziecku bo w codziennym życiu gdzie czas dzieli się między czasie pracę, dom,zakupy nie ma czasem na to czasu, ja już miałam swoje ostrzeżenie, nawt nie jedno więc leżę.
Szczęśliwa zazdroszczę :-) tylko pierwszy trymestr mdłości? Ja wymiotowałam wszystkim po kilkanaście razy dziennie mniej więcej do 8-go miesiąca, schudłam 14kg, dieta cud normalnie i L4 od 6go tygodnia :-) z drugą ciążą czekałam aż młoda będzie rozgarnięta i mam 3latkę, 9tc i od miesiąca L4 i szczerze chyba wolałabym wymiotować jak w pierwszej bo te mdłości 24/7 tylko czasami kończą się wymiotami a tak to mnie męczą bez celu do tego senność. W pracy powiedziałam od razu mając tylko wynik testu, bo wiedziałam jak może być, próbowałam jeszcze tydzień ogarnąć i domknąć swoje rzeczy ale się nie udało.
A ja nie rozumiem nagonki na kobiety które biorą L4 mimo, że czuja się dobrze lub np średnio i teoretycznie mogłyby chodzić do pracy.. Ciąża to czas na odpoczynek, na skupienie się na sobie i dziecku, a jest dużo takich zawodów, które są stresujące, albo gdzie trzeba wykonywać ciężkie prace fizyczne. Więc dlaczego kobiety miałyby się codziennie stresować, dźwigać itd…? Czy to dobre dla dziecka gdy mama obgryza paznokcie ze strachu czy uda jej się prezentacja itp? Oczywiście są kobiety które będą chciały chodzić do pracy i ok, niech chodzą, ale te na które stres bardzo źle wpływa, albo które boją się pracy fizycznej jako zagrożenia dla ciąży powinny móc iść na L4 bez wyrzutów wszystkich dookoła jakie to one leniwe… Mam koleżankę, która pracowała w sklepie i przyjmując dostawy nosiła ciężkie pudła itd i nie było tam tłumaczenia, że ciąża,bo gdy na zmianie są tylko dwie osoby muszą pracować obie i koniec..więc gdy zaszła w ciążę od razu poszła na L4 i uważam, że dobrze zrobiła.
Uważam ze to czas dla nas i nawet w przypadku gdy czujemy się dobrze nikt nie powinien nas oceniać na zwolnieniu. Po porodzie czeka nas ciężka praca a potem powrót również do pracy. Druga sprawa to warunki panujące w pracy. Stres, przemęczenie, dym papierosowy (tak dobrze czytacie są takie miejsca nadal), nadmierne przeciążenie obowiązkami i praca przy komputerze (w ciąży można do 4h dziennie, i to ze obok cztery inne są włączone to tez zabójstwo), do tego można dołożyć brak możliwości zmiany wymiaru pracy, problemy z urlopem bądź wolnym np na wyjście do lekarza i tak na prawdę nikogo nie interesuje tak na prawdę jak Ty się CZUJESZ. Powyżej opisałam swoją sytuację. Gdybym miała inna prace chętnie bym do niej chodziła. Chciałam zaznaczyć iż jest to praca państwowa, niektórzy nie znając jej charakteru o niej marzą. Rzeczywistość bywa inna… W moim przypadku głęboko zastanawiam się nad powrotem do niej….
ja w ciąży czułam się dobrze ale i tak od początku byłam na L4 ponieważ pracuję w fabryce w której codziennie stykam się z butaprenem acetonem i innymi chemikaliami i każda kobieta która tam pracuje i zachodzi w ciążę od razu idzie na zwolnienie i nikogo to nie dziwi.
ja o ciąży poinformowałam po 3 miesiącu, szef moby zadowolony ale wszystkim opowiadał że go oszukałam i zapewne na drugi dzień przyniosę L4, dlatego zaczął szukać nowe osoby na moje stanowisko. Znalazł a ja dalej pracowałam, wtedy pokazywał mi że jestem niepotrzebna. W sumie pracowałam do 6 miesiąca, poszłam na L4 bo miałam dość i już nie zamierzam do niego wracać. Albo nowa praca albo kolejna ciąża. Niestety kobiety w ciąży mają (wg mnie) mają bardzo ciężko u pracodawców.
Najwidoczniej jestem taką pijawką, która była obciążeniem dla pracodawcy. W pierwszej ciąży miałam L4 od początku i tak przyniosłam je z dnia na dzień, a cała ciąża przebiegała bez problemów. Tylko pytanie, czy można mnie osądzać skoro każdy dzień był drżeniem o dziecko, o to czy wszystko przebiega pomyślnie? Pierwszą ciążę straciłam i do tej pory wyrzucam sobie, że może gdybym wtedy zwolniła tempo, może udałoby się tamtą ciążę donosić. Obie kolejne ciąże były dla mnie psychiczną huśtawką. Nie życzę tego nikomu. I jeśli dane mi będzie znowu być w tym stanie, to też pójdę na zwolnienie, bez względu na to, jak będę się czuła. Nie oceniajmy ciężarnych z góry, bo nie wiemy co już przeżyły, a takimi doświadczeniami jak moje, mało która chce się dzielić.
No dobra, ale umówmy się- ile jest takich kobiet, które idą bez powodu i już?
Jak dla mnie to jednak jest nie fair- jeżeli jesteś na samodzielnym stanowisku, albo twoich spraw nie da się przejąć z dnia na dzień- a czujesz się dobrze, nie ma zagrożenia, to, cholera, daj ludziom też się wdrożyć w Twoje sprawy.
Ja pierwszą ciążę przechodziłam prawie do 9-go miesiąca, teraz jestem w 6-tym i ciągle aktywna w pracy. mimo że ciąża zaczęła się pobytem w szpitalu i sporym stresem, co będzie. skoro teraz jest w porządku, a do tej pracy chcę wrócić- to trzeba też patrzeć trochę na innych- ja bym nie chciała być tak zostawiona z czyimiś projektami „od jutra do za dwa lata” …
Nie trzeba być umierającym, żeby iść na zwolnienie w ciąży. Zwolnienie nie oznacza też, że przeleży się te 9 miesięcy plackiem na kanapie. Czasem jest po prostu okazją do uniknięcia trudnych warunków w pracy, które mogłyby stanowić POTENCJALNE zagrożenie dla ciąży (duży stres, wysiłek, wdychanie chemikaliów). Owszem, kobieta może być na to wszystko narażona i w żaden sposób może to nie zaszkodzić jej dziecku, ale jeśli jest ryzyko, że jednak zaszkodzi, to naprawdę jest sens podejmować to ryzyko w imię udowodnienia takim osobom, jak Ty, że nie jest się „ciężko chorym na ciążę”?
Pani Ewelino,
Mnie natomiast drażni każda wypowiedź, która ocenia inne kobiety. Ja w pierwszej ciąży pracowałam do 9tego m-ca, bo miałam zobowiązania względem moich klientów. Owszem czułam się nieźle, ale bez względu na samopoczucie ciąża jest ogromnym obciążeniem dla organizmu każdej kobiety. Teraz jestem na początku drugiej ciąży i myślę, żeby pójść na L4 dość szybko, bo wiem, że to powinien być czas tylko dla mnie i dla moich dzieci. Zero stresu i pośpiechu. Uważam, że każda kobieta powinna móc wybrać co jest dla niej lepsze, nie ze względów finansowych, ale dla zdrowia i spokoju swojego i dziecka. Jeśli ktoś chce pracować całą ciążę proszę bardzo. Takie kobiety też można by oceniać, że myślą tylko o sobie, ale do tego nikt nie ma prawa. Tak naprawdę okres ciąży jest w życiu wielu kobiet jedynym momentem, w którym mogą zwolnić tempo. Bądźmy szczere, potem długo nie będziemy mogły sobie na to pozwolić. Pozdrawiam Panią i życzę dużo zdrowia☺
jestem w 4 tygodniu, mdłości przez cały dzień – również w pracy do której jeszcze chodzę – mnie wykańczają, mimo że w pracy mam być na 7 już od 5 słaniam się na nogach bo mdłości są okropne, pomaga mi leżenie na kanapie z uniesionymi na oparcie nogami i tak do 6 rano. później niestety trzeba się ogarnąć i wyjść, jechać autem do innego miasta do pracy (jazda przypomina mi tą jak byłam dzieckiem i miała chorobę lokomocyjną – żołądek całą drogę podchodzi mi do gardła) a w pracy… no cóż obsługa ludzi i ciągle siedząca pozycja przed komputerem nie pomaga wcale, kilka razy w trakcie rozmowy z człowiekiem tak strasznie zrobiło mi się niedobrze – pewnie przez jego mocno wyperfumowane ubranie i całą osobę – że musiałam go wyprosić z pokoju (siedzę sama więc nie ma opcji zostawić petenta w pokoju) i lecieć do łazienki. Mina człowieka i oburzenie że jak „śmie go wypraszać kiedy on nie ma czasu tutaj siedzieć i czekać bo ja mam jakieś problemy” mnie dosłownie doprowadziło do białej furii!! cały dzień w pracy tak wygląda, później powtórka z drogi do domu, w domu nie jest lepiej a niemal codziennie od 17 do właściwie mojego zaśnięcia to szarpanie żołądka we wszystkie strony. i uwierzcie że bije się z myślami o l4 bo nie wiem jak długo dam jeszcze tak rade. i też kiedyś uważałam że kobieta w ciąży dla wygody i chęci odpoczynku od obowiązków w pracy bierze l4 – teraz wiem że to nie prawda.
Pytanie, czy na bezpłatnym zwolnieniu w USA i tak nie wychodzi się finansowo lepiej niż w Polsce na płatnym 100%?
Ja jestem w 3 ciąży po dwóch CC. Mdłości mam jak nigdy dotąd. Zbiera mnie cały czas na wymioty, do pracy jeżdżę autem, a czuję się tak rozkojarzona, że boję się o swoje bezpieczeństwo za kierownicą (nie mam alternatywnego transportu). W pracy patrzą na mnie, jak na trupa…Chodzę na terapię z powodu fatalnej kondycji psychicznej.
Gdybym poszła do lekarza z podobnymi objawami, ale nie w ciąży, to L4 byłoby od ręki, na dużo większe głupoty mi proponowali… Ale ponieważ jestem w ciąży, to na prośbę o L4 na tydzień od lekarza usłyszałam tylko: „niech się pani ogarnie” i odmowa…Niestety rządzi dobro ZUSu a nie przyszłej mamy
Nie sądze, bo bezpłatne zwolnienie możesz dostać tylko na czas macierzyńskiego (do 12 tyg po porodzie) i tylko wtedy pracodwaca trzyma twoja pozycje, lub przywroci do pracy na inna (a to i tak tylko u dużych pracodawców, małe firmy to nie obowiązuje). A jeśli chodzi o opuszcanie dni w trakcie ciązy (nie mówie tu o zwolnieniu, bo takowych nie ma) to juz zalęzy od pracodawcy, ale raczej nikt nie będzi trzymał takiego pracownika, tu nie ma prawa pracy i mogą zwolnic z dnia na dzień (tak, nawet kobiete w ciązy), wtedy zostaje się bez pracy i bez ubezpieczenia zdrowotnego. (jeśli wogóle pracodawca takie oferował). W Ameryce jest prawdziwy kapitalizm, nie pracujesz, to nic nie masz, niestety.
Aleksandra, a nie możesz iśc do innego lekarza , nawet prywatnie po to zwolnienie?
Podzielam zdanie. Jestem w 7tc i mam wszystkie uciazliwe objawy ciazy. Mdlosci 24h/dobe, oslabienie, biegunki, sennosc. Gdybym poszla z takimi objawami do lekarza nie mowiac o ciazy to doatalabym lekko l4 na jelitowke. A tak po weekendzie z bezruchu z nogami do gory, zastanawiam sie jak funkcjonowac jutro w pracy przez 10h. Czy kobieta popelnia przestepstwo idac na zwolnienie w tak wzesnej ciazy?
Jestem w I trymestrze ciąży… poza czasami bólem w dole brzucha, bólem piersi, lekkich mdłości bez wymiotów i czasem senności w ciągu dnia, nie mam innych objawów… pracuję i zastanawiam się, czy z uwagi na specyfikę pracy i związany z nią stres, nie iść na zwolnienie …stresu nie da się wyeliminować z życia, ale… moja praca to codzienny kontakt z ludźmi, rodzinami z problemami: przemoc, niepełnosprawność, choroby, problemy wychowawcze, czasem interwencje, policja, sąd…
Ciąża to nie choroba- zgadzam się, ale ciąża to szczególny czas rozwoju dziecka, gdzie może nie warto narażać jego i siebie?
Jestem w 7 tygodniu, do 6 czułam się świetnie i myślałam że tak już zostanie a ja będę mogła pracować dopóki brzuch nie bedymi tego utrudnial. Nic bardziej mylnego… Zdecydowalam się na L4 bo mdłości ktore mnie dopadly sprawiaja ze nic nie jestem w stanie e utrzymac w żołądku o ile wgl cokolwiek uda mi się zjesc… Mam nadzieję że nie będzie to trwalo bardzo długo bo wolałabym wrócić do pracy.
Jestem w 13 tyg ciąży. Praca biurowa. Pozornie ktoś powie super, dobrze się czujesz to pracuj do końca ciąży. Tylko że problem zaczyna się wtedy gdy pracodawca ma w d… ze jesteś w ciąży i nie zmienia ci stanowiska pracy. Mam na głowie cale kadry łącznie obsługa 70 firm. Stres niesamowity i bite 8 godz przy komputerze. W ciąży czuje się dobrze ale ciśnienie i stres w pracy napewno niekorzystnie wpływają na dziecko. I co w takim wypadku. Pozostaje tylko l4 no bo przecież nie poskarżę się do PIP że pracodawca ma mój stan w głębokim poważaniu.
Ja sie o ciazy dowiedzialam w ten sposob, ze trafilam na ostry dyzur, podejrzewajac ciezkie zatrucie… na tydzien przed spodziewanym terminem miesiaczki… Potem migreny, mdlosci, wymioty – szlam na 2 dni zwolnienia i trafialam spowrotem do pracy. I tak w kolko przez 3 miesiace… w czwartym ginekolog dala mi zwolnienie… Teraz jestem w koncu 2 trymestru, migreny mam takie same jak mialam, tylko, ze od poczatku ciazy nie moge brac jedynych lekow, ktore mi pomagaja na migreny…
Większość komentarzy zawartych pod tym wpisem jest bardzo trafna. Bliskie są mi szczególnie te napisane przez Enkę, Kate, Isię. No właśnie, co z sytuacjami, kiedy kobieta w ciąży czuje się stosunkowo dobrze, ale charakter jej pracy jest taki, że może stwarzać zagrożenie dla płodu?
Ja w swojej pierwszej ciąży poszłam na zwolnienie od razu, kilka dni po tym, jak się o niej dowiedziałam. Miałam trochę mdłości, byłam bardziej niż zwykle senna, ale wydaje mi się, że spokojnie byłabym w stanie pracować. Jednak moje miejsce pracy – szpitalny oddział onkologiczny – ciężarnym nie sprzyjało. Praca stojąco-chodząca, czasem dźwiganie, u każdego pacjenta chemioterapia, u co drugiego ciężkie zakażenie… A do tego przeciążenie obowiązkami (bo personelu brakuje, a wyrobić się trzeba), ciągły pośpiech, nerwy, stres (bo pacjent i jego rodzina potrafią dać popalić i nic ich nie obchodzi, że po drugiej stronie też jest żywy człowiek, ze swoją historią życia i uczuciami). Dodam, że chodziło o moją pierwszą ciążę, w wieku ponad 35 lat, a więc z wystarczająco licznymi powodami do zmartwienia, że coś może z nią pójść nie tak.
Czy naprawdę powinnam chodzić do pracy, nawet mimo nienajgorszego
samopoczucia? Mój ginekolog orzekł, że nie. Każdej innej kobiecie prawdopodobnie doradzałabym, żeby w identycznej sytuacji dała sobie spokój. A jednak miałam wyrzuty sumienia, mimo że całe zawodowe życie pracowałam uczciwie i ciężko… I te wyrzuty sumienia zawdzięczam niewątpliwie komentarzom „życzliwych”.
Co ciekawe (i bardzo przykre…) sporą grupę tych „życzliwych” stanowią właśnie kobiety. Matki. Własne krewne i powinowate!!! Zazwyczaj takie, które dawno temu, mając po 25 lat, urodziły bez problemu zdrowe dzieci (ciekawe, że z reguły synów) i teraz ex cathedra obwieszczają, że ciąża to fizjologia, a one same pracowały do 9 miesiąca. Wspaniale, pracowały. Chwała im za to. W ogóle kobiety robiły dawniej w ciąży dużo więcej ciekawych rzeczy niż obecnie. Piły alkohol, paliły papierosy, a jeszcze dawniej ściskały się gorsetami albo pracowały w polu. Gatunek ludzki jakoś nie wyginął, więc może warto to nadal zalecać? Nie ma co, wspaniałe to były czasy i wielka szkoda, że minęły. No cóż, może powrócą przynajmniej częściowo, kiedy w ciążę będą zachodzić wnuczki tych mądrych i pracowitych kobiet. Ciekawe, czy wtedy będą równie skore do komunikowania im swoich poglądów.
(Ach, i rozczulające są ogólnikowe porady w rodzaju – poproś o przeniesienie na inne stanowisko, inny zakres obowiązków, lżejszą pracę itp. Być może takie rozwiązanie sprawdzi się w korporacji – ale nie wypowiadam się, bo nigdy w takowej nie pracowałam, więc się nie znam. Ale w polskiej służbie zdrowia [a pewnie i w niektórych urzędach, służbach mundurowych, sądownictwie itp.], gdzie na każdym kroku jest ciężki niedobór personelu, takie rozwiązania można śmiało włożyć między bajki. Nawet nieśmiała próba egzekwowania swoich praw kończy się tylko tym, że inni współpracownicy zaczynają patrzeć na delikwentkę wilkiem. Po co w ogóle przychodzi do roboty, skoro i tak inni muszą pracować za nią? No właśnie, po co?)