Jeszcze do niedawna sądziłam, że mój blog czytają wyłącznie kobiety, które mają dzieci bądź te dzieci już odchowały. Jak bardzo się wtedy myliłam!
W ostatnich miesiącach zorientowałam się, że co prawda kobiety posiadające potomstwo stanowią większość Czytelników tego miejsca, jednak ten blog odwiedzają również osoby, które z dziećmi jeszcze zupełnie nie mają nic wspólnego!
Kilka tygodni temu dostałam wiadomość od Weroniki, która ma 20 lat. Jest studiującą prawo singielką, która pragnie być w stałym związku. Marzy, aby ten związek okazał się wyjątkowy, na lata, kochający. Weronika wizualizuje sobie często to, że jest już mamą a obok niej jest kochający mężczyzna, który wspiera, dopinguje, szanuje. Jeśli mogę być z Wami szczera, to Weronika przypomina mi mnie samą, kiedy jako studentka marzyłam o byciu z kimś, kto nie jest przypadkowym facetem, a tym przy którym serce mocno bije, świat się zatrzymuje a ja dojrzewam jako kobieta.
Spokojnie czytałam maila od Weroniki czując się jak jej starsza siostra dopóki nie padło w nim pewne pytanie.
„Madziu, po czym mam poznać, że facet, z którym jestem, jest tym właściwym, jedynym? Co mam zrobić, żeby go rozpoznać w tłumie? Jak go przy sobie zatrzymać […]?”
Po pierwsze kogoś, kto Cię kocha nigdy nie trzeba zatrzymywać! On po prostu jest przy nas.
Doszłam do wniosku, że nie jestem w stanie nikomu niczego poradzić, pomóc rozpoznać, podjąć za kogoś decyzji albo wskazać drogi. Mogę jedynie powiedzieć, po czym poznałam, że mój mężczyzna, mój mąż, z którym mam dzieci, jest TYM mężczyzną!
Zupełnie serio myślę, że kiedy kobieta spotyka wyjątkowego faceta, to ona to po prostu wie. Ja to podskórnie czułam już od pierwszych chwil. W przeciwieństwie do moich poprzednich relacji z mężczyznami nie musiałam bawić się z nim w kotka i myszkę, udawać osoby którą nie jestem, zgrywać kogoś, kogo on mógłby chcieć zobaczyć. Otworzyłam się przed nim, jakby ktoś w tym właśnie momencie rzucił na stół książkę a ona samoczynnie zaczęła przewracać swoje stronice. Nie zasłaniałam się. Nie potrzebowałam się zasłaniać. Czułam się … bezpiecznie!
Po czym poznałam, że to jest ten a nie inny?
To był prawdopodobnie pierwszy facet, który nie dał mi odczuć, że są rzeczy ważniejsze ode mnie. Kiedy pił ze mną kawę, to ją ze mną pił delektując się tym wspólnym momentem, a nie pieprząc od rzeczy próbując dać mi do zrozumienia, że gdzieś się spieszy i ma na ten dzień mnóstwo innych, ważnych planów.
Kiedy patrzył mi w oczy, to w nie patrzył a nie rozglądał się na boki. Kiedy mnie przytulał, to przytulał mnie całym sobą a nie próbował dotknąć jak wujek Mietek dotyka kumpli na stypach. Kiedy mnie całował, to całował mnie tak, jak nikt inny mnie całować nigdy nie potrafił.
Kiedy chorowałam, to on był przy mnie. Nie miał wtedy ważniejszych spraw. Kiedy byłam operowana, to czuwał przy moim szpitalnym łóżku zostawiając na bok swoje sprawy.
Mój mąż był pierwszym mężczyzną, który wypowiadając się na temat naszej przyszłości i planów, używał liczby mnogiej. „Moglibyśmy”, „będziemy”, „zróbmy”. Nie robił tego w sposób nachalny. Robił to tak, że czułam, że możemy planować wspólną przyszłość nie martwiąc się tym, że ta „bańka” nagle z jego strony pęknie.
W sposób naturalny ograniczył w kontakty z kobietami, które do tej pory były w jego kręgu zainteresowania. Niczego nie robił nigdy na dwa fronty, nie knuł, nie szeptał za plecami. Tego samego mógł się spodziewać również po mnie. Byłam lojalna. Nie miałam potrzeby niczego ukrywać. Doszłam do wniosku, że chcę, aby ten człowiek miał okazję poznać prawdziwą Magdę, a nie moje wyobrażenie o sobie samej.
Nie chciałabym tutaj Weronice prawić banałów, ale przyznajcie sami, że właściwego mężczyznę się czuje. Czułyście go? Czuje się go w myślach, w planach, w bliskości, w chwilach intymnych. Chce się z nim być, poznawać go i dawać mu się poznać. Wyjątkowego mężczyznę, tak jak i każdego wyjątkowego człowieka, poznajemy w chwilach niespodziewanych. W momentach, w których widzimy ciemność, ale nagle i bezinteresownie ktoś podaje nam wtedy rękę…
„Nie, Nie! Kochać to nie jest wątpić o sobie i o drugich, ani czuć się gardzoną, zdradzaną… kochać to ufać i w dwa serca naraz spoglądać, jak w czyste zwierciadła, razem iść drogą długą i czystą, a u jej końca móc dwa swe imiona wypisać złotem przywiązania niezłomnego i zwyciężonych wspólnie postrachów życia…”
14 komentarzy
Zazdroszczę :-(
ja też
I ja
Ojej jestem pierwsza :-) Bardzo madry post, tylko w moim przypadku ojciec dziecka i moja druga polowka to nie ta sama osoba ale wierze ze spotkam tego ktory wstrzasnie mna tak ze bede wiedziala ze to wlasnie ON. Niestety marzenia, plany i rzeczywistość roznia sie od siebie diametralnie :-) Choc nie zawsze :-)
Pieknie opisane
Żeby być z kimś trzeba pozbyć się własnego „ja”. Niestety obecnie ludzie nie są w stanie wyzbyć się egoizmu.
Zgadzam się z pierwszym zdaniem. Kiedyś napisało mi się coś takiego: Głęboka miłość nie polega na przyjściu do drugiej osoby i powiedzeniu „oto moje plusy i minusy, weźmy Twoje plusy i minusy i stwórzmy coś razem”. Głęboka miłość to raczej tego typu ofiarowanie siebie (wyrażane ponadto w czynie) „Oto JESTEM, gotów stać się tym, co potrzebne dla Twego Najwyższego Szczęścia”…
Szczerze zazdroszczę. Niestety życie to nie bajka i nie jest łatwo spotkać właściwą drugą połówkę. Na początku każdej znajomości są motylki w brzuchu, oczarowanie, poczucie bezpieczeństwa itp. Potem zapada decyzja o ślubie, o dzieciach – i bywa, że czar pryska ….
Na pocieszenie dla wątpiących kobiet mogę napisać, że po „kryzysach” małżeńskich może przyjść nowe zauroczenie, dojrzalsza miłość :):)
Mnie mój mąż urzekł tym, że na pierwszym spotkaniu czułam jakbyśmy byli od lat najlepszymi przyjaciółmi, jakbyśmy po prostu nie widzieli się kupę lat. Byłam po kilku poważnych rozczarnowaniach i pochodziłam bardzo ostrożnie do wspólnej przyszłości. On był pierwszym, który zaczął w oczywisty sposób rozmawiać o wspólnej przyszłości, o poważnych planach, o ślubie i dzieciach. Wtedy zrozumiałam, że to ten facet. Po braliśmy się po roku znajomości, niedługo potem urodził nam się pierwszy sy, a teraz czekamy na drugiego :)
…ja też takiego mam o jakim piszesz….i mam go już 30 lat…
A mnie Dawid powiedział na pierwszej randce, że się ze mną ożeni. Byłam świeżo po rozstaniu z mężem, z dwójką dzieci, w rozsypce, on bez pracy, ale w tym momencie poczułam się jakoś tak bezpiecznie… Pierwszy raz czułam, że to jest to, czego szukam. Dziś minął prawie rok – Dawid ma świetną posadę, ja mam prawomocne papiery rozwodowe w ręku, dzieci przywykły do nowej sytuacji i wszystko wychodzi na prostą… :)
Magducha w 4 akapicie od dołu napisałaś mąż przez małe m :) Popraw. Twój zasługuje na duże :D
Tak, robię, jak tylko dzieciaki pójdą spać! :D ;-)
Lecz Kocham go,Chce z nim być do końca życia.Lecz czy On chcę być ze mną.Mimo przeciwności losu.