Podobno jestem cierpliwym typem rodzica, który tłumaczy, pokazuje, wyjaśnia, potrafi zainteresować, zasugerować. Nie złości się, nie krzyczy, nie podnosi głosu. Mogłabym tak wymieniać bez końca.
Takie zdanie mają o mnie osoby, które widują mnie na codzień, jednak nie wiedzą, że wcale nie jest ze mną tak różowo, jak im się wydaje. Czasami przychodzi taki moment w ciągu dnia, że żyłka mi pęka, energii ubywa a ja nie mam w sobie tyle determinacji, aby na akumulatorowych resztkach tłumaczyć po raz n-ty, że coś trzeba tak a nie inaczej. Jestem tylko człowiekiem. Matką, która się stara, jednak czasami polega.
Tak właśnie było w naszym przypadku z nauką samodzielnego ubierania się. Kilka miesięcy temu postawiłam sobie za punkt honoru, że nauczę tego mojego Syna jak najprędzej. Wiadomo, każda matka ma jakieś wydumane ambicje ;-) Ile nerwów straciłam przy tym zadaniu, nie zliczę. Ile łez wylał mój Synal również nie zliczę.
W końcu doszłam do wniosku, że nie tędy droga, aby denerwować siebie i dziecko. Oświeciło mnie, że mój Syn ma jeszcze czas na tę naukę i nie ma sensu, abym spinała się. Grunt to odpuścić sobie nasze „ambicjonalne rodzicielskie chcenia” i wsłuchać się w tego małego człowieka. I dzięki temu, że wyluzowałam i przeprowadziłam pięciominutową rozmowę [jak w tytule tego posta] z samą sobą, okazało się, że to był klucz do wszystkiego!
Po prostu: wszystko w swoim, indywidualnym tempie! Bez ciśnienia! :-) To, że Krysia, Zosia i Krzysiu ubierają się już sami, nie znaczy, że mój młodziak też musi im dotrzymywać kroku. Ba! „Do 18 roku życia z pewnością się tego nauczy” – jak mawiał mój. M. ;-)
Odpowiednio rozbudzona samodzielność to cudowny kapitał na przyszłość! Mówię TAK!
Nauka samodzielnego ubierania jest u nas cały czas na tapecie i jestem przekonana, że już niebawem będziemy mogli pochwalić się tym, że od stóp do głów moje dziecko ubierze się „siamo” ;-)
Razem z kilkoma innymi blogerami wzięliśmy na celownik samodzielność naszych dzieci. Dołączyliśmy do akcji „Powiedz TAK”, w której zgadzamy się na dziecięcą chęć eksplorowania świata, eksperymentowania i rozwijającej zabawy. Postanowiliśmy po swojemu zderzyć się z tym tematem i wyciągnąć wnioski.
Jest kilka myków, które pomagają w tym, aby poszło nam z tą nauką przyjemniej, sprawniej, ciekawiej. Część inspiracji zaczerpnęłam dzięki genialnym poradom pani Małgosi Ohme, która w sposób bardzo przystępny, życiowy i nieprofesorski, taki jak lubię, mówi o tym, jak możemy zaszczepić w naszych maluchach ziarno samodzielności w każdej niemalże dziedzinie życia. Ucieszyłam, że kilka z punktów, której znajdziecie w linku, na przykład nr 1 i 10, już wdrożyliśmy, obczajcie je koniecznie!
Dlatego chcę podzielić się z Wami tym, co u nas sprawdza się przy nauce samodzielnego ubierania się. Weźmy na celownik pachnące skarpeciory ;-)
1.Daję mu wybór! Nie spinam się, gdy przygotowane przeze mnie zielone skarpetki on ostentacyjnie rzuca w kąt. Ponadto zamiast z jedną parą, przychodzę do niego z dwiema parami.
„Chcesz te w kropki czy w paski, Ivo?”
Właśnie wtedy, gdy daję mu pole manewru, on włącza się do akcji i zaczyna swoje samodzielne próby :-)
2.Towarzyszę mu w jego zmaganiach! To naprawdę działa. Ja też biorę do ręki swoją parę i razem siadając na dywanie próbujemy ogarnąć skarpetkowy temat. Ja walczę ze swoimi szkitami, on ze swoimi. W grupie raźniej ;)
„Popatrz, ja też mam swoją parę. Próbujemy razem?”
3.Potknięcia są spoko! Przecież uczymy się na błędach! :-)
Gdy Ivo widzi, że założył skarpetkę na lewą stronę, ja zamiast za wszelką cenę mówić mu, że nie tędy droga, komentuję:
„Zobacz! Tak też jest ciekawie! Super są te farfocle z tej lewej strony, prawda? :-) Jutro spróbujemy odwrotnie, co Ty na to? „
On wtedy czuje, że wykonał całkiem dobrą robotę i warto się starać kolejnym razem.
4. A gdyby tak samodzielne ubieranie połączyć z zabawą? Robienie śmiesznych min przy zakładaniu czapki może spowodować niekontrolowane chichranie się, jak to bywa w naszym przypadku ;)
Lustro! Lustro to genialna sprawa. Spróbujcie!
Bardzo zachęca i bardzo urozmaica nudne wkładanie na siebie kolejnych warstw. Przy tym dziecko widzi w tzw.”real time’ie” efekt swoich poczynań! Mega!
5. „Samodzielność świadczy o kolejnym stopniu wtajemniczenia” , jest jak kolejny level w jakiejś grze, kolejny puzzel całej układanki.
„Ivo, zobacz! Sam dałeś radę założyć skarpety! Genialnie! Dzisiaj założyłeś sam skarpety, a jutro spróbujesz ze spodniami? Co Ty na to? :-)”
6. Staram się tłumaczyć a nie zakazywać.
Gdy widzę, że Ivo wkłada kolejną parę skarpet na nogę, reaguję:
„Ivo, wydaje mi się, że jeśli założysz jedną skarpetkę na drugą, będzie Ci niewygodnie chodzić w butach. „
zamiast:
„Nie ubieraj drugiej skarpetki.”
7. Chwalę nie tylko za wysiłek, ale za efekty również.
„Widziałam, że bardzo starałeś się założyć na siebie te szelki. Jutro spróbujemy jeszcze raz, co Ty na to? :-)”
8. Warto zacząć od rzeczy prostych a nie porywać się na mega trudne czynności.
Nasze ubraniowe zmagania zaczęliśmy od czapki, następnie szalika, majtek. Rękawiczki, skarpety i ogrodniczki zostawiamy sobie na później :-)
Obczajcie tutaj, co Pani Małgosia Ohme radzi jeszcze w kwestii samodzielności. Zachęcanie do eksperymentowania i samodzielnego odkrywania świata to powinien być nasz rodzicielski priorytet. Priorytetyzujmy się zatem wspólnie! ;-)
Przy okazji, bardzo jestem ciekawa jak u Was wyglądała sprawa samodzielności np. przy ubieraniu się? Czekaliście interwencyjnie na pospolite ruszenie w przedszkolu czy udało się to wcześniej opanować? :-)
Uwielbiam poniższe słowa Marii Montessori, które dokładnie oddają to, jak mam zamiar uczyć moje dzieci samodzielności. Paradoksalne, ale jakże wymownie [!]:
„Mamo – pomóż mi zrobić to samodzielnie.”
6 komentarzy
U nas umiejetnosci ubierania opanowałyśmy z córką (2,5roku) stopniowo, aczkolwiek poszło nam to…. dość szybko. Nie było czegoś w rodzaju: OK, dziś zaczynamy NAUKĘ ubierania :/ to byłby koszmarek :) Tak jakoś wyszło to w praniu. Rano po przebudzeniu córeczka przychodzi ze swojej sypialni do naszej, gdzie dzien wczesniej przygotowuję jej tu ciuszki. Podczas gdy ja ubieram młodsze (roczne) dziecko ona częściowo ubiera się samodzielnie. Skarpetki, majtki, getry, kapcie. Z koszulką jej trzeba pomóc. Dla mnie jest to niesamowita ulga i zaoszczędzony czas. Chodzi do przedszkola więc rano jest trochę gonitwa. I nie bylo w tym żadnej spiny- bo musi umieć coś szybciej niż inni ale z drugiej strony- jezeli widzę, że jest „kumata” i ogarnięta to też by było trochę nie fair wyręczać ją we wszystkim i odkładać pewne rzeczy na pózniej bo przecież…. jest jeszcze mała, bo przecież tak ją koooochamy, ze absolutnie niech się nie skala dziecko żadną pracą i obowiązkami :/ A też niestety zauważam takie zachowania, bo taka pokazowa miłość i bliskość jest trendy i traktowanie dziecka 2-3 letniego jak bobaska jest co najmniej trochę dziwne :/ Jejku, wypośrodkujmy to jakoś- od dziecka też trzeba wymagać czegoś- dla SWOJEJ poniekąd wygody (tak, tak- bo jak ubieram dwójkę na dwór to już samym ubieraniem jestem wykonczona), i dla dobra dziecka, to daje satysfakcję i podnosi poczucie wartosci.
Mój Syn ma prawie 2 lata i aktualnie pracujemy nad samodzielnym rozbieraniem się – po spacerku, do kąpieli, do spania. Baaardzo chętnie sam zakłada czapkę, próbuje buty. Skarpetki idą ciężko, bo ściągacze nie współpracują, a o rajstopkach nawet nie myślę ;) Synek ogólnie chce być samodzielny, więc ja mu tego nie ograniczam. Biorę tylko poprawkę na czas, który to będzie kosztowało, więc staram się szykować dobry kwadrans wcześniej niż muszę :)
O tak! U nas trzeba zarezerwować co najmniej dodatkowy kwadrans! ;-)
Że mną też tak jest, że znajomi pytają mnie: skąd ty masz tyle cierpliwości? A jabtak naprawdę cierpienia jej chroniczny niedobór. Nauka samodzielnego ubierania jeszcze przed nami, więc z chęcią skorzystam z Twoich rad. Póki co to ubieranie się jest świetną zabawą☺
Mój póki co genialnie się rozbiera :D
haha :-D Agencik! ;-)))