Opowiem Wam dzisiaj jedną anegdotkę napisaną na podstawie listu, jaki kilka miesięcy temu otrzymałam od Matyldy (imię zmienione). Dzięki Matylda, że wyraziłaś zgodę na jego opublikowanie! :*
W sierpniu zadała mi Matylda mailowo bardzo ciekawe pytanie:
„Cześć Szczęsliva. Tylko mnie nie zabij, ale uznałam że Ciebie mogę się akurat o to zapytać, bo co dwie głowy to nie jedna, a co więcej głów, jeśli będzie Ci się zachciało zapytać o to Twoje Czytelniczki to już w ogóle super. […]
Moja niespełna półtoraroczna Marcelina dostała od mojej mamy czyli swojej babci prezent na pierwsze urodziny. Nie było okazji wcześniej tego prezentu wykorzystać, ale w maju moja mama zaczęła się niepokojąco o ten prezent wypytywać i trochę suszyć mi głowę. Mianowicie Marcysia dostała od swojej babci lekcje grania na pianinie i kurs pływania dla dzieci z rodzicami. Podobno na te muzyczne lekcje chodzą już półtoraroczne dzieci bo to zajęcia takie jakby umuzykalniające i mają być podobno super doświadczeniem dla dzieci. W końcu poszłam z Marcysia na pierwsze zajęcia i co się okazało, że ona wręcz nienawidzi tych zajęć. Najpierw myślałam, że to strach przed nowym miejscem i w ogóle ale na drugich zajęciach już jak tylko przekroczyliśmy próg tego budynku zaczął się płacz, którego nie dało się powstrzymać. […]
Wyszłam z tych zajęć z nią całą rozdygotaną i opowiadam mojej mamie o całym zajściu a ona na to, że ja przesadzam, bo Marcysia na pewno ma po niej zdolności muzyczne i tego nie można zmarnować. […]
Podobna historia była z nauką pływania. Nie widzę żadnego entuzjazmu u córeczki, gdy wchodzimy na pływalnię. Trzyma się mnie kurczowo i nie chce puścić. Marcysia jest w ogóle bardzo wrażliwym dzieckiem i ja staram się to szanować, a nie iść z tym pod prąd, a moja mama na siłę chce przekonać nas, że to nasza wina, że dziecko nie będzie zdolniejsze od innych, bo my mu w ogóle nie dajemy na to szansy. Ja Ci powiem, że ja z Marceliną o wiele lepiej bawię się na dywanie, robiąc dziwne odgłosy zwierząt, turlając się i widzę radość w jej oczach wtedy i nie widzę sensu, żeby na siłę jak ma dopiero półtora roku gdzieś ją pchać skoro ona tego nie lubi. W rezultacie nie chodzimy na żadne z tych zajęć, bo nie przynoszą niczego dobrego tylko łzy, strach i moją bezradność […]
Co ja mam robić w takiej sytuacji? Każda rozmowa z moją mamą kończy się kłótnią i później nie odzywamy się przez tydzień. Poradzisz?”
Ja to w ogóle chciałam pogratulować Matyldzie trzeźwego umysłu! Moim zdaniem, to jasne, że skoro dziecko nie czerpie z zajęć radości, to nie ma ŻADNEGO SENSU tego rozwoju na siłę przyspieszać! Przyjdzie jeszcze czas (a może i nie przyjdzie…), że maluch poczuje blues’a ucząc się angielskich słówek, czytając książeczki przyrodnicze, robiąc eksperymenty chemiczne czy chociażby chodząc na pływanie albo naukę grę na pianinie.
A jeśli ten moment jeszcze nie nadszedł, to warto to uszanować!
Przecież przepaść dzieli dzieci półtoraroczne i sześcioletnie! A nie sztuka brzdąca przebodźcować samemu zacharowując się wożąc dziecko na osiem zajęć dodatkowych w tygodniu i obserwując jego nieustanny płacz… [słyszałam o takich przypadkach …] …
Może wyjdę na matkę, która jest totalnie do tyłu i będzie zbierać żniwo moich kiepskich decyzji [chociaż w sumie nie sądzę :-)] Ja mojej rocznej Gai nie zamierzam na razie zapisywać na zajęcia gry ma pianinie. Nie wykluczam zajęć grupowych, gdzie dzieciaczki sobie stoją w kółeczku i po swojemu tańczą, gdy pani im przygrywa na pianinie, ale litości – poznawanie nut, podczas gdy moja Gaia najlepiej bawi się ze mną w pościeli, na kocyku, na dywanie, tarmosząc mnie za policzki, tuląc się do mnie, robiąc fikołki, których stopień trudności sama sobie ustala :D
Przecież to chyba na tym polega to wczesne dzieciństwo? Zgodzicie się ze mną, czy może jestem furiatką? :D Każdy robi, jak mu podpowiada rozum. Mi podpowiada właśnie tak ;-)
Kiedy marka Pampers zadała mi pytanie, co jest dla mnie ważne jako mamy i co oferuję mojemu dziecku nie miałam wątpliwości, jaka będzie moja odpowiedź. Ja oferuję moim dzieciom tonę miłości, staram się je rozumieć, wchodzić w ich buty niejako, dawać im swobodę i dbać o to, aby się dobrze bawili na dywanie, w pościeli poznając ten świat od pozytywnej strony. Na negatywne emocje zostanie im pewnie okres nastoletni i dorosłość… Takie są realia ;-)
Co pomaga moim dzieciom w tym, aby czuły się swobodnie? Moi chłopy już „kibelkowo-nocnikowi” i im pomaga w tej swobodzie zielone światło do działania od mamy i taty, ale Gaiutek to typowo pieluchowy egzemplarz. Jej pomaga tona śmiechu, gilgotki jej mamy i tańce-hulańce na łóżkowym materacu, który już wiele przeszedł! ;-) Żeby obyło się bez materacowych awarii, to my obecnie używamy Pants Pampers Premium Care! I Teosiek też ich używał w późniejszym jego okresie pieluszkowym. Ale nie obyło się wtedy bez pewnej mojej irytacji! :D Otóż kiedy dostałam do testowania Pantsy, pomyślałam sobie, że kto to wymyślił takie rozwiązanie, że jak w pieluszce jest duży ładunek, to ja mam ściągać ten ładunek z pupy jak się ściąga majteczki! Dopiero mój Mąż mnie oświecił, że Pantsy trzeba delikatnie rozerwać po bokach i po kłopocie! :D
Gaiutek od niespełna miesiąca nosi właśnie Pantsy i przy dreptającym już dziecku to genialne rozwiązanie. Duża swoboda ruchów, przy tym duża chłonność i doczepiony paseczek, dzięki któremu można ładnie ten „ładunek” zabezpieczyć ;-)
Reasumując kochane mateczki!
Ja jestem za wsłuchiwaniem się w potrzeby naszego dziecka, za czytaniem ich emocji, które widać na ich twarzach, za daniem im swobody i niezmuszaniem do czegoś, czego nie lubią!
Przyjdzie jeszcze czas, aby stymulować dziecko. Dla każdego dziecka ten czas jest na szczęście różny, bo inaczej to mielibyśmy na ulicach chodzące klony ;-)
Duża piąteczka! :-)
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Możecie go też udostępnić swoim znajomym. Dziękuję! :*
Brak komentarzy