Na sto procent wiecie, jak to jest. Bywają dni kiedy nie ma czasu dosłownie na nic. Nawet na to, aby podrapać się po tyłku! A co dopiero na to, aby zrobić młodziakowi obiecaną dzień wcześniej pizzę!
Ja jestem z tych rodziców, którzy jak już obiecają [a obiecują bardzo rzadko, bo wiedzą, jak to z tymi obiecankami bywa…], to zrobią co w ich mocy, aby się z tego przymierza wywiązać. Choćby połowicznie!
Ostatnio obiecałam mojemu młodziakowi pizzę. I czekał na nią bidulek aż do niedzieli, bo nie miałam żywcem czasu, aby ogarnąć sprawę ciasta, zakupienia składników i wypowiedzenia tego magicznego abrakadabra. Ponieważ obiecana „piśpa”, jak ją nazywa mój trzylatek, to robota na (powiedzmy sobie szczerze) 1,5 godziny z przerwami, wpadłam na genialny pomysł! Ha!
Zdecydowałam, że oszukam trochę sprawę, bo nie mam wyjścia i posilę się jajkami, które mój M. wyhaczył od babeczki na targu dzień wcześniej. Jajka niebelejakie, bo kosztowały za sztukę złocisza, ale pyszne. Pyszne zjedzone ugotowane, i jak się okazało pyszne w puszystym omlecie.
Omlet! Wyszedł cudny. Puszysty. Ciekawy w smaku. Kolorowy. Patrzyłam na niego i robiłam jego zdjęcia na meeega szybko, aby za chwilę położyć go na stole i abyśmy go wszyscy zjedli ciepłego ze smakiem. Lubię dania szybkie, które są szybkie w wykonaniu, nie kosztują wiele a ponadto cudnie wyglądają na talerzu. :-) Trafiłam w dziesiątkę.
Do wykonania omleta potrzebujecie:
- 4 jajka
- 1 łyżkę mąki pszennej
- 50 ml mleka
- sól i pieprz do smaku
- rzodkiewki do dekoracji
- dodatki: tak naprawdę dowolne, jednak w tym wypadku użyłam węgierskiej salami dorwanej na krakowskim rynku w jednej z węgierskich budek, pokrojonej w cieniutkie paseczki; szczypiorku, którego użyłam i do „wnętrza: i do dekoracji, a także pomidorów w oleju, suszonych na słońcu (4-5 sztuk)
1. Oddzielamy białka od żółtek.
2. Ubijamy białka.
3. Do żółtek dodajemy mleko i kopiastą łyżkę mąki. Mieszamy wszystko. Taką masę solimy, pieprzymy i dodajemy do uprzednio ubitych białek. Miksujemy. Następnie dodajemy pokrojony szczypiorek, salami i pomidorki.
4. W międzyczasie rozgrzewamy patelnię beztłuszczową. Jeśli takiej nie posiadamy, to na klasycznej rozgrzewamy łyżkę oleju. Jak już się rozgrzeje, to papierem kuchennym delikatnie wycieramy jego nadmiar i wlewamy zmiksowaną z dodatkami masę. Na masę kładziemy cieniutko pokrojoną w plasterki rzodkiewkę.
5. Wszystko smażymy na małym ogniu. Możemy górę patelni przykryć. I pomalutku omlet się rumieni z jednej strony. Szpatułką sprawdzamy, czy jest już złoty.
6. W międzyczasie rozgrzewamy drugą patelnię do naleśników. Ona jest płaska, bez większych rantów. Umożliwi ona nam delikatne przewrócenie omleta na drugą stronę. To mój patent, dzięki któremu omlet wychodzi idealny. Jak już z jednej strony omlet jest rumiany, to przykładam drugą rozgrzaną już płaską patelnię, i szybko przekładam omlet na nią. To pozwala nie umknąć masie, jeśli wiecie co mam na myśli. Omlet nie traci wtedy na puszystości i jest zwarty, a o to nam chodzi przecież. I z drugiej strony również smażymy tak, aby był rumiany.
8. Teraz wystarczy posypać szczypiorasem, ewentualnie dodać kilogramy ketchupu [jak to czyni mój Synal] ;-) …
… smacznego! :-)
Jedlibyście? ;-)
3 komentarze
To się nazywa Frittata. ja robie bez mleka i mąki. Wczoraj jedliśmy na kolację. Zrobiłam z żółtym serem, pomidrem, szcyiorkiem i parówką. Zawsze robię tą jajeczną pizze gdy mam jakies resztki w lodówce i chce sie ich pozbyc :)
Tylko czy frittata nie jest przypadkiem bez mąki?
tak, możliwe, właśnie napisałam, że ja robię bez mąki i mleka :) ale taką jak Ty (ala omlet) też czasami robię, wyglądają i smakują podobnie :)