4 rzeczy, które musi zrobić każdy rodzic przewożący dziecko w samochodzie!

napisała 18/10/2018 Varia

Ta lista spokojnie mogłaby liczyć nie 4 rzeczy, a 26 rzeczy, i można by umieścić w niej naprawdę wiele kwestii, o których niektórzy rodzice zapominają, przewożąc swoje dziecko. Zdecydowałam jednak, że skupię się na wg mnie najważniejszych aspektach.

Co ważne – tak naprawdę, to wiele z tych zasad ma zastosowanie nie tylko wtedy, gdy przewozimy dziecko w samochodzie. Nawet jadąc sami czy będąc pasażerem mamy obowiązek o nich pamiętać bądź przypominać o tym kierowcy.

Twierdzenie: „nie mój samochód, nie moja sprawa” albo „to tylko raz, przecież nie robię tak codziennie” do mnie w ogóle nie przemawia! Sami dobrze wiemy, że wystarczy o czymś zapomnieć raz, albo raz jeden sobie z czymś folgować i właśnie wtedy „jak na złość” (a w tym przypadku „na brak odpowiedzialności”) stanie się to, co stać się nie miało. A kiedy mówimy o naszym zdrowiu, a nawet życiu, to przecież NIE MA ŻARTÓW!

Dlatego lecimy z tym koksem i punktujemy nieodpowiedzialnych! Niech ta lista będzie trochę taką „check-listą”, bez której nie wciskamy pedału gazu i nie przewozimy nikogo, a już na pewno nie przewozimy dzieci, które w 100% są zdane na naszą odpowiedzialność (albo jej brak…)

1. Podróżujemy z dzieckiem zapiętym prawidłowo w foteliku samochodowym!

Zaraz ktoś powie:

„Ale Szczęśliva! Przecież to wiadomo! Co Ty piszesz o takich podstawach!”.

I mi się wtedy nóż w kieszeni otwiera, bo nie dalej jak wczoraj, podczas stania na autostradowych bramkach widziałam około 3-letnie dziecko na przednim siedzeniu na poddupniku, tzw. podstawce! Mało, że jechało nie w foteliku (a na tym styropianowym czymś, co 3-letnie dziecko w ogóle nie ochroni, bo jest za niskie i lekkie) to brzdąc, w wieku mojego Juniora, stał sobie na tym czymś, skakał robiąc wygibasy totalnie nie zapięty pasami! A mateczka jego rozmawiała sobie przez telefon.

Dwa auta dalej na pasie po lewej siedział sobie brzdąc, pewnie ok. 2-letni. Co z tego, że chłopczyk był w foteliku skoro w ogóle nie był zapięty pasami, tylko sobie je rozpiął i bawił się żaluzją przy szybie koło siebie z kolanami koło szyby. Co z tego, że dziecko jest w foteliku typu RWF, czyli tyłem do kierunku jazdy, skoro przy pierwszym lepszym uderzeniu wypadnie pewnie w stronę szyby, roztrzaskując sobie głowę, łamiąc miednicę i resztę? Jako rodzice mamy obowiązek (brzmi to poważnie, ale takie są fakty) dopilnować, aby nasze dziecko jechało bezpiecznie.

Nie widzimy, że dziecko się rozpięło? Zatem trzeba sprawić sobie specjalne lusterko, na którym będziemy widzieć, czy dziecko jest cały czas prawidłowo zapięte.

Moja dwójka cały czas w RWF’ach, łącznie z trzyletnim Juniorem. Starszak, pięciolatek jeździ już przodem do kierunku jazdy, ale mamy fotelik idealnie dopasowany do auta, dziecka i z bardzo dobrą ochroną boczną, która jest wyjątkowa istotna.

Piszę trochę jakbym była policjantem? Groźnie to wszystko brzmi, prawda? Tak ma właśnie brzmieć, bo tutaj nie ma pola do żartowania sobie. I tak wierzę, że większość z nas o tym wszystkim doskonale wie.

2. Zmieniamy opony z letnich na zimowe, kiedy przychodzi na to czas!

To, że w naszym kraju (chyba jako jednym z ostatnich w Europie, co jest bardzo smutne!), nie ma takiego obowiązku, nie znaczy, że możemy to sobie bagatelizować. We wszystkich europejskich krajach (oprócz Polski i jeszcze kilku innych) każdy kierowca ma obowiązek zadbać o to, aby jesienią i zimą jeździć na „zimówkach”, czyli średnio od 15 października/ 1 listopada.

Ba! Wśród niektórych moich znajomych nadal istnieje przekonanie, że opony nie są wcale tak ważne, bo ważne to są zapięte pasy i płyn hamulcowy, reszta to tylko dodatek! Dwa tygodnie temu usłyszałam argument, który zwalił mnie z nóg:

„Nie stać mnie na opony zimowe. Może za rok!”

I teraz pojawia się pytanie: Nie stać Cię na opony zimowe, a stać Cię było na samochód i tankowanie jego? Stać się na pogrzeb swoich najbliższych, kiedy po wpadnięciu w poślizg przy lekkich przymrozkach Wasze letnie opony stracą przyczepność i okażą się totalnie bezużyteczne, a Wy spotkacie się z drzewem, które postanowi nie ustąpić Wam drogi?

Czy się różnią opony „zimówki” od „letnich”? Zimówki to miękkie opony, czyli zachowują dużą elastyczność nawet przy niskich temperaturach. Budowa opon zimowych zapewnia giętkość przy temperaturach poniżej 7⁰ C. Głęboki bieżnik ułatwia jazdę po śniegu i błocie, a bloki bieżnika zwiększają trakcyjność opony w mokrych, zimowych warunkach pogodowych. I spalanie też jest optymalniejsze w zimowych oponach używanych zimą! Bez dwóch zdań – opony zimowe powinny być szczególnie w dobrym stanie! Wiem coś o tym, kiedy to dwa lata temu spóźniliśmy się z wymianą opon z letnich na zimowe i wpadliśmy w poślizg przy deszczu. Miałam śmierć w oczach i gdyby nie umiejętności za kierownicą mojego męża, byłoby bardzo kiepsko :(

Jestem zdania, że pierwsze zimowe opony warto kupić nowe i dzięki temu będziemy mieli pewność i gwarancję, że nie kupujemy kota w worku, a pełnowartościowy produkt. My mamy na zimę opony Uniroyal i jesteśmy z nich bardzo zadowoleni. To już kolejny sezon zimowy w Uniroyalach i nie zawiedliśmy się i wierzę, że zima w nich na drodze nie będzie nam straszna.

Fakty są nieubłagane: Przyczepność opon letnich pogarsza się, gdy temperatura na zewnątrz spada poniżej 7°C. Dlatego tak ważnym jest używanie zimowych opon w okresie od października do kwietnia!

Ostatnio przy wymianie opon letnich na zimowe w salonie Best Drive w Oświęcimiu (gdzie widzieliście mnie na Instastories :P i zgadywaliście, co robię), pan pokazał nam, jakie błędy popełniła osoba wyważająca koła wcześniej i pokazała, jak to naprawdę powinno wyglądać, łącznie z czyszczeniem takiego koła, usuwaniem niepotrzebnych obciążników etc.

To dało mi do myślenia, dlaczego nasze wiosenne wyważanie kół trwało 10 minut a tym razem spędziliśmy w salonie zdecydowanie ponad 45 minut i przynajmniej mamy pewność, że dla kogoś nasze bezpieczeństwo na drodze jest ważne (a nie obojętne…). Listę salonów Best Drive znajdziecie tutaj [klik].

Dlatego na pewno warto pomyśleć o miejscu, gdzie ktoś wymieni Wasze opony przede wszystkim zgodnie ze sztuką, a nie „odbębni” to, byle przyjąć kolejnego Klienta.

Co do bieżnika, to rokrocznie z moim M. sprawdzamy, aby wysokość bieżnika naszych opon była pomiędzy 8 a 6 mm, bo wtedy jest najbezpieczniej. Jak wysokość bieżnika jest niższa, to dla nas znak, że kupujemy … nowe opony. Wszyscy łapiemy się wtedy za kieszenie, ale nasze życie jest przecież bezcenne…! <3

3. Usuwamy z samochodu wszelkie wolnostojące przedmioty!

Pisałam już o tym wielokrotnie, ale wiem, że warto o tym powtarzać – butelki, śniadaniówki, buty, książki, klocki, to wszystko, co się rusza, ma być schowane w bagażniku i zabezpieczone np. elastyczną siatką, z której się nie wyswobodzi, lub pochowane po schowkach. Zabawki? Ok, ale tylko lekkie pluszaki!

Pamiętacie mój post o tym, jak dziecko straciło życie, kiedy trafiła w nie butelka podczas uderzenia? To dało mi do myślenia więcej niż tysiąc książek dotyczących bezpieczeństwa na drodze. Od tamtej pory przestałam mieć wątpliwości co do tego, że każdy przedmiot w chwili zderzenia waży kilkaset razy więcej i jest życia podczas ewentualnego wypadku.

Nic w naszym samochodzie nie jest już na wierzchu. Znam z opowieści naszej rodziny sytuację, w której półlitrowa butelka latająca po podłodze samochodu wpadła pod hamulec i przyblokowała go, co skutkowało tym, że samochód wpadł do rowu i gdyby nie sprawna akcja strażaków i pogotowia, mogło być różnie :(

4. Zdjąć nogę z gazu i zaopatrzyć się w zestaw głośnomówiący!

Ja wiem, że trudno zdążyć czasami z przedszkola na zajęcia dodatkowe. Albo bardzo trudno czasami zebrać się z całą trójką z domu i zdążyć na czas na odpowiednią godzinę do lekarza! Ile razy spieszyliśmy się gdzieś z moim M. i prosiłam go, czy może przyspieszyć. Nerwy, stres, pośpiech, chwila nieuwagi, dziecko próbujące uzyskać tysiąc odpowiedzi od rodzica, który próbuje skupić się na drodze. A w tym wszystkim my, rodzice, którzy chcemy jeszcze zrobić zakupy, przypominamy sobie nagle, że nie zrobiliśmy opłaciliśmy wszystkich rachunków, za moment dzwoni telefon. A w tym wszystkim my, zabiegani, rozkojarzeni, naciskamy czasami pedał gazu tylko po to, by zdążyć.

Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamieniem! Tak można by było to podsumować, ale wiecie, że specjalnie przez ostatni tydzień obserwowałam na drodze rodziców prowadzących samochód? Gdzieś tam w głównej mierze skupiałam swój wzrok na mamach prowadzących auto, którą to mamą za kierownicą sama niebawem będę, bo mój kurs na prawo jazdy zmierza już do końca. Wiecie, że prawie każda kobieta, na której skupiłam dłużej wzrok rozmawiała przez telefon bez zestawu głośnomówiącego? :(

Rozmowa przez telefon naprawdę ogranicza naszą uwagę i przeszkadza w jeździe. Mogą się z tym niektórzy kłócić, ale przecież wszyscy doskonale wiemy, a w przypadku kolizji nasza zdolność manewru jedną ręką jest zdecydowanie ograniczona! Tak sobie myślę, że gdyby wystarczyło prowadzenie pojazdu jedną ręką dla zachowania pełni bezpieczeństwa prowadzenia pojazdu na drodze, to kierownica byłaby albo po lewej albo prawej stronie, w zależności od tego, czy jesteśmy prawo- czy leworęczni. A jednak kierownica jest na środku! ;-)

Bezpiecznej jazdy, kochani! Bezkolizyjnej, na dobrych, zimowych oponach, kiedy warunki już na to wskazują, z naszymi dziećmi prawidłowo zapiętymi w fotelikach samochodowych, i z zestawem głośnomówiącym, jeśli jesteśmy gadułami podczas jazdy!

Szerokości!

P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, utożsamiacie się z tą listą 4 arcyważnych zasad, to zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu   Możecie też go podać dalej. Dziękuję! :*

Partnerem postu jest marka Uniroyal.

Podobne wpisy

Brak komentarzy

    Odpowiedz

    Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.