Dzisiaj popołudniu dostałam już kilkanaście maili, w których pytacie mnie o to, co można robić z dziećmi w czasie kwarantanny i dzielicie się ze mną różnymi genialnymi patentami na spędzenie czasu z rodziną i niezwariowanie. ;-) Za wszystkie stokrotnie dziękuję! :* Możliwe, że uda mi się na dniach przygotować dla Was post z genialnymi propozycjami na ten czas. :-)
No cóż – przyznam się Wam, że kwarantanna nam … służy, jeśli można to tak nazwać. Mamy to „szczęście w nieszczęściu”, że razem z moim mężem od wielu lat pracujemy zdalnie i dla nas tak naprawdę niewiele się zmieniło. No może oprócz tego, że teraz jesteśmy z całą naszą wesołą trójką w domu i bardzo ciężko jest znaleźć czas na pracę w sensie stricte. Jednak nie mam prawa narzekać.
Mój M. jest chyba z tego wszystkiego najbardziej ucieszony. Ponieważ to do niego należało zawsze zawożenie dzieci do przedszkola, to teraz ma totalną labę! ;-) Chłopcy wniebowzięci, bo nikt nie musi ich rano budzić. Ivo i Teosiek mają odwołane zajęcia logopedyczne. Teosiek ma odwołane zajęcia z integracji sensorycznej. Ja i mój M. zdecydowanie zwolniliśmy z naszą pracą i zdecydowaliśmy, że na razie na ile jest to możliwe, to potraktujemy ten wspólny czas jako nagrodę, aby po prostu pobyć ze sobą, bo w ciągu roku przedszkolnego i naszych obowiązków i moich wyjazdów, a także nagrań, w których bardzo często biorę udział, po prostu cholernie trudno się zatrzymać! A jednocześnie wiemy, że pozostanie w domu to jedyne wyjście, aby przyczynić się do zdecydowanego spowolnienia zachorowań, i to nasz obywatelski obowiązek, dlatego nie zamierzamy łamać go. Dostałam sporo zdjęć od Czytelników z pełnych placów zabaw dla dzieci i wiem, że nie wszyscy podeszli do tematu na poważnie. Przykro mi było dostawać tego typu „donosy”, ale tez dało obraz sytuacji, że to, że koło mnie nie ma prawie żywej duszy, to nie znaczy, że w innych miejscach ludzie podeszli do tematu równie odpowiedzialnie. Wielka szkoda i jednocześnie wielkie rozczarowanie :(
Nasze dzieci co nieco wiedzą o bieżącej sytuacji, jednak myślę, że nie na tyle dużo, aby pamiętać ten czas za 10 lat. Chyba, że sytuacja pójdzie diametralnie do przodu i sytuacja, którą mamy obecnie, to jedynie 1/10 zmian, bo taki scenariusz też zakładam w mojej głowie. My z moim M. nie robimy z obecnej pandemii wielkiego wydarzenia, aby nie powodować u dzieci strachu. Wiedzą o myciu i dezynfekcji rąk, wiedzą, że przez jakiś czas nie będziemy widywać się z dziadkami i ze względów bezpieczeństwa nie chodzą na razie do przedszkola, jednak nie chcemy, aby się bali.
Ja sama pracuję też nad tym, aby ograniczyć czytanie nowych doniesień o zarażeniach, bo zwyczajnie odbija się to na moim samopoczuciu. Czy się boję? Nie wiem czy „banie się” to odpowiednie słowo. Czuję pewien niepokój. Znam zagrożenie, robię wszystko, aby dbać o naszą rodzinę i tyle mogę zrobić. Cała reszta jest jakby poza moją kontrolą i pracuję nad tym, aby doszło to do mojego mózgu, że tak powiem. ;-) Nie mam wpływu na resztę i nie chcę tą resztą na ten moment zaprzątać sobie głowy.
Ponadto włączyliśmy w naszych głowach i naszym funkcjonowaniu tryb rozsądnego dysponowania zasobami, jeśli mogę to tak określić. Od jutra zaczynamy piec nasze chleby – mamy zakwas i odpowiednie mąki. Jakoś ostatnio nie mieliśmy na pieczenie czasu. Bardzo dbamy o to, aby nie marnować jedzenia, a zdarzało nam się wcześniej znajdować w czeluściach lodówki rzeczy przeterminowane. Postawiliśmy na zdrową dietę, pijemy warzywne i owocowe smoothie z zamrożonych owoców i warzyw. Dzieją się w naszym domu pozytywne zmiany, dużo rozważamy, analizujemy. To jest ewidentnie produktywny czas pod względem analizy naszego życia. Od dzisiaj planuję ruszyć z czytaniem książek, które długo czekały na swoją kolej. Ale pocieszę Was – to nie tak, że ja sobie w ciągu dnia otwieram książkę i zanurzam się w lekturze :D Nic z tych rzeczy. Przy trójce moich dzieci i pracy, a także odrabianiu prac i realizowaniu pomysłów, które podsyła przedszkole naszych chłopców, to ja na książkę mam czas dopiero ok.godziny 23.00 z minutami, kiedy oni śpią, pranie się suszy, chata jest względnie ogarnięta a ja znajduję w sobie resztki energii, aby przy tych kilku książkowych stronicach nie zasnąć :D
Oprócz zabaw i wspólnej nauki bez najmniejszych wyrzutów sumienia puszczam dzieciom bajki, jeśli potrzebuję coś ugotować, czy musimy z M. popracować albo ogarnąć bajzel, a chłopcy mogą przez kilka kwadransów pograć sobie wtedy w Minecrafta. Gaia dużo czasu spędza ze mną na moich plecach w nosidle i dobrze jej ;-) Puszczam moje ulubione rytmy, kręcę tyłkiem i przy okazji zbieram z podłogi wszystko, co tajfun przed paroma minutami zostawił :D
Ponadto umówiliśmy się z moim M., że na 20 minut zamykam się w sypialni, żeby pooddychać ciszą :D Bez tego bym chyba zgłupiała. Moje dzieci to nie są anioły wcielone. One jak się zbiorą i zaczynają wspólne harcowanie to chata się trzęsie a moje uszy i głowa pękają. Te 20 minut to takie minimum, abym nie ocipiała – wybaczcie kolokwializm, ale to pierwsze słowo, jakie mi naturalnie przyszło do głowy.
A poza tym? Kolejny dzień chodzę w bluzie mojego M. i legginsach, które mają dziurę na kolanie. Taką mam właśnie kolejny dzień stylówę :D Bez stanika, z kikutem na głowie, kręcę się po domu jak pan i władca tej krainy i nic sobie nie robię z tego, że wyglądam niewyjściowo. Na domiar wszystkiego walczę z Indianami, którzy mnie nawiedzili (if you know what I mean :P) i dopiero jakoś od dwóch dni nie daję popalić mojemu M. Wcześniej gotowałam mu moje hormonalne piekło ;-)
Może jutro zdobędę się na to, że ogarnę paznokcie i zacznę wyglądać bardziej reprezentacyjnie. Tymczasem jest godzina 21.00 z minutami, piszę do Was czekając aż chłopcy posprzątają pokój przed pójściem spać, Gaia już zasypia ze swoim Tatulkiem. Ja klepię w klawiaturę a za jakąś godzinę planujemy odpalić jakiś serial.
P.S. Jak sobie radzicie, kochani?
Będzie dobrze, tego się trzymam! Przy tym całym sercem i myślami jestem z tymi, którzy są na froncie i mają ręce pełne roboty. Tylko Wy wiecie, jak to wygląda po drugiej stronie. Liczę na to, że zostanie Wam to wynagrodzone. A tymczasem DZIĘKUJĘ za wszystko, co robicie! :*
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post i jest on bliski Waszemu sercu, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Dziękuję!
1 komentarz
Dzięki za tekst. My od paru tygodni nie ruszamy się z naszej miejscowości, nie chodzimy na imprezki urodzinowe kolegów starszego synka, uważamy na siebie… teraz, jeżeli już wychodzimy na spacer, to 15 minut gdzieś na obrzeżach i do domu… od czwartku „siedzimy na dupie”, czyli dzisiaj 7 dzień i właśnie przeżywam kryzys :( jest mi cholernie źle, odzywaja się moje zaburzenia nerwicowe i mam kongo w głowie. Staram się nie okazywać tego przy dzieciach, ale tłumienie tego wszystkiego wpływa jeszcze gorzej na moje samopoczucie.
Dzięki za ten tekst, jakoś mi tak się lżej zrobiło :)
damy radę!
Zdrówka życzę i niezwariowania :D