Na „stanie magazynowym” ;-) mam już dwójkę maluchów. Jak na mnie, dawną przeciwniczkę najmłodszych, to całkiem zaskakujące zakończenie, jednak jak to mówi mój M.: „do zakończenia” nam jeszcze brakuje co najmniej jednego malucha;-)
Wracając jednak do mojego meritum, o którym chciałam powiedzieć kilka słów – dzięki tej mojej „dwójcy” cudnych chłopaków nauczyłam się sporo. Nie tylko życiowo i technicznie, ale również pielęgnacyjnie, że tak to ujmę. Kiedy spojrzę na moją pierwszą listę wyprawkową, którą zachowałam dla potomnych, aby pośmiali się ze swojej matki, babci czy prababci, to widzę na niej kilkadziesiąt niezbędnych [tak mi się wydawało] produktów do pielęgnacji małego dziecka. Oczywiście, że wszystkie zakupiłam! Szalona byłam, prawda? :D
Jak się okazało w praniu, większość z nich nawet nie została rozpoczęta, gdyż fizycznie nie miałam czasu użyć ich przy bardzo aktywnym maluchu. Zakończenie tych moich kosmetycznych zbiorów było takie, że po rodzinie i znajomych rozdałam kilkadziesiąt flaszek i tubek rozmaitości, dochodząc do cudownego wniosku, że „im mniej tym lepiej” oraz „jakość, a nie ilość”. Uff ;-)
I tak oto przy moim drugim maluchu mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że warto mieć na półce gotowe kosmetyki, które się sprawdzają. Jednak naturalne oleje i krótkie składy to też jest to, czym powinniśmy się kierować przy kompletowaniu kosmetycznej wyprawki małego człowieka. Podstawowa toaleta maluszka nie musi być długą listą rytuałów a dziecięca kosmetyczka może zawierać oprócz klasycznych kosmetyków, również naturalne oleje.
Z mojego matczynego doświadczenia mogę polecić 5 naturalnych produktów, które okazały się strzałem w dziesiątkę. Ba, w setkę bym powiedziała! No to do dzieła! Bierzcie i korzystajcie z tej listy wszyscy, i uszczuplajcie Wasze maluchowe półki. A jeśli macie jakieś Wasze strzały w dziesiątkę, to podzielcie się nimi ze mną.
- sól fizjologiczna to naprawdę wszechstronny produkt. Przemywałam nią lekko zaropiałe oczko, nosek. Przydaje się również w przypadku koniecznych inhalacji. Ma bezpieczny skład i nie powoduje podrażnień.
- maść propolisowa – na ciemieniuchę próbowałam ogromne ilości specyfików przy moim drugim maluchu. Nie pomagały żadne kosmetyki za grube myljony ;-) Nic a nic. Odchodziłam już od zmysłów. Nie wiedziałam czym nawilżać to miejsce, a za wszelką cenę chciałam uniknąć stosowania maści sterydowych. Już z pełnym zrezygnowaniem wzięłam do ręki maść propolisową, która pomogła mi kilka dni wcześniej zaleczyć wysypkę na dłoniach, i maźnęłam nią główkę mojego młodziaka. Po dwóch dniach po ciemieniusze nie było ani śladu! Koniecznie sprawdźcie skład propopolisu. To bomba niesamowitych substancji. Warto jednak zrobić próbę uczuleniową na nadgarstku, jeśli Wasze dziecko nie miało z nią wcześniej styczności.
- masło shea – genialnie zabezpiecza przed odparzeniami. Pachnie nieinwazyjnie. Długo zatrzymuje wodę w naskórku i stanowi wspaniałą barierę na linii pupa – pieluszka. Kiedyś podchodziłam do niego bardzo sceptycznie [nawet nie wiem dlaczego], tymczasem sprawdza się znakomicie! W przypadku naprawdę poważniejszych odparzeń maść z panthenolem powinna wspomóc masło shea. Polecam! Bym zapomniała! Masło shea zawiera również filtry UV i może być stosowane latem na odkryte części ciała zabezpieczając je przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych. Zimą natomiast osłania przed wiatrem i mrozem! Wszechstronność na medal!
- olej kokosowy – to cudny wynalazek natury. Nie tylko przydał mi się podczas ciąży, zabezpieczając [natłuszczając] skórę przed rozstępami, ale sprawdził się również jako dodatek do wieczornej kąpieli najmłodszych. Nakrętka oleju w wanience wystarczyła, aby nawilżyć malutkie ciałko. Ponadto olej kokosowy to niedroga opcja, w porównaniu na np. oleju ze słodkich migdałów czy orzechów laskowych, które również stoją na mojej łazienkowej półce.
- propolis – oby jak najmniej skaleczeń, jednak w przypadku trudno gojących się ranek propolis okazał się niesamowitym panaceum. Kilka dni temu na paluszku mojego Teośka zauważyłam naprawdę sporą opuchliznę niewiadomego pochodzenia a także zadrapanie w tym samym miejscu. Głowiłam się co z tym robić. Machinalnie przemyłam to wacikiem nasączonym propolisem. Po dwóch dniach nie ma po ranie i opuchliźnie ani śladu! Polecam przechowywanie w szklanej butelce z atomizerem.
„Natura jest zawsze mądrzejsza od ludzkich pomysłów.” – Antoni Kępiński
Czyli warto hołdować zasadzie: „Im mniej, tym lepiej.”, po prostu…
4 komentarze
Wow! Olej kokosowy do kąpieli! Super, że też nie wpadłam na to wcześniej ;-)
Dla mnie najlepszym produktem na oparzenia pieluszkowe jest mąka ziemniaczana. Sprawdziła się przy dwójce moich dzieci. Najpierw próbowałam smarować sudocrem-em ale nic nie pomagało a jak użyłam mąki ziemniaczanej to 2 dni i po kłopocie
Czy maść propolisowa 7% będzie dobra? Czy lepsza 3%? W aptece była tylko 7% więc taka kupiłam. Jakiej uzuwalas?
10% :-) 7 % bedzie dobra. Zrob najpierw probe uczuleniowa np. na nadgarstku.