Obiecałam sobie, że po moim trupie – nie dam się temu ponieść. Nie dam i koniec. Będę się zapierać nogami i rękami. Będę walczyć z moimi zapędami, jeśli kiedykolwiek będą mnie doprowadzały w tę stronę. Będę walczyć, jeśli cokolwiek będzie mi podpowiadało wyrządzać im tego rodzaju „krzywdę”.
Nie dam się i koniec! Mają wyrosnąć na porządnych, normalnych facetów, a nie męskie „eciepecie”, które to zostało przez swoje matki skrzywdzone i trudno to wszystko teraz odkręcić. Cholernie trudno, bo jak obserwuję niektórych męskich osobników, to mam ochotę podejść do nich i potrząsnąć zdrowo. I za moment podejść do ich matek również i nimi zdrowo potrząsnąć.
To była niedziela. Usiedliśmy sobie w miejscu, gdzie często udajemy się całą rodziną na niedzielny obiad. „Niedzielny obiad” czyli obiad, który sam się ugotuje. Sam to znaczy nie naszymi rękami ;-) Usiedliśmy sobie. Nasze dzieci również usiadły, o dziwo. Ale nie minęło pół godziny jak mrówki w tyłkach moich synów zaczęły dawać im się we znaki i restauracyjny ogródek już zaczynał być poligonem ich różnorakich doświadczeń. W dupie mając spojrzenia sąsiadów, że daję dziecku telefon i odpalam jakąś bajkę, odpaliłam bajkę i miałam święty spokój. O, jaka błogość nastała! Zjadłam od jakiegoś czasu pierwszy ciepły obiad. Rarytas!
I nagle obok nas usiadła rodzinka. Bardzo sympatyczna młoda mama z bobasem na ręku i powiedzmy dwulatkiem przy boku. Za nią szedł jej partner i jego rodzice. Dziewczyna cała spocona, bo maluszek dokazywał a dwulatek nie odstępował mamy na krok. Z kolei tata dzieciaczków cały czas wpatrzony w telefon. Nie zwracam zazwyczaj uwagi na sąsiadów, ale ponieważ moi chłopcy są bardzo towarzyscy, to musiałam kontrolować, czy nie przesadzają z zagadywaniem okolicznych ludzi. A wiem, że nie wszyscy to lubią, dlatego kontrola sytuacji musi być.
Mama dzieciaków całą upocona, ojciec dzieci na telefonie a jego mama raz po raz poprawiała synowi kołnierzyk albo próbowała wyciągnąć mu „śpiochy” z kącika oka. Jak to zobaczyłam to zamarłam :D W końcu dzielna mama rzuciła w stronę swojego partnera coś w stylu:
– Długo tak będziesz jeszcze w telefonie grzebał, kiedy ja się dwoję i troję, żeby się dziećmi zająć? Specjalnego zaproszenia potrzebujesz?
– Brawo Ty! W końcu! – miałam ochotę krzyknąć, ale powstrzymałam się w duchu.
I dała najmłodsze dziecko tatusiowi na kolana. Nie minęła sekunda a jego matka wyrwała dziecko ojcu i powiedziała na głos:
– Daj mu odpocząć! Należy mu się. Ja się nim zajmę. – powiedziała jej teściowa i zajęła się bobasem.
Tatuś znowu na telefonie a dwulatek miał chyba gorszy dzień, bo zaczął piszczeć i płakać. Mama dwoiła się i troiła, bo okazało się, że i tak niemowlę musiało do niej wrócić, bo teściowa nie domagała w opiece nad wnukiem. Ich jedzenie wjechało na stół. Towarzystwo zaczęło jeść a matka dalej z dwójką dzieci została. Nie miała nawet możliwości zjeść łyżki zupy, bo jak? (kurła mać!!!). Tatusiek wpierdzielał aż mu się uszy trzęsły, teściowie też a matka z dwójeczką dzieciaków z miną, która mówiła za siebie, jaka jest zadowolona. W końcu mama dzieciaków znowu nie wytrzymała i zasugerowała ojcu dzieci, że może by się zajął jednym z nich. Ale nie udało się! Po raz drugi wparowała teściowa, która wyrwała dziecko z jego rąk i powiedziała, że on ma prawo zjeść w spokoju!
Japierdolękurwamać! Ja myślałam, że takie debilne zachowania teściowych to już przeszłość! Myślałam, że czasy patriarchatu się skończyły, ale widać, że NIE! Że w pewnych kręgach dalej uznaje się niektórych ojców za święte krowy, które pierwsze jedzą, dłużej śpią i mają większe prawa!
Jak to się mówi: GUNWO PRAWDA!
Już dawno temu obiecałam sobie, że po pierwsze nikt mnie w taką chorą sytuację nie wrobi i moje macierzyństwo będzie stało na równi z ojcostwem mojego męża. Po drugie – nie wychowam moich synów na święte krowy! Tak i dopomóż! Nie będę dłubała im w nosie, poprawiała kołnierzyków i obcinała im włosów w uszach, gdy będą dorośli. Będę ich zawsze motywowała do tego, aby znali swoje miejsce w szeregu i nie czekali na jakieś wyssane z palca przywileje, w które będzie ich próbowało wrobić część społeczeństwa. A także będę dbała o to, aby traktowali swoje kobiety z szacunkiem i po partnersku. Czasy patriarchatu już dawno powinny być historią, do cholery!
Mateczki, przesadzam? Powiedzcie szczerze?! Ja mam szczerą nadzieję, że … myślimy podobnie!
W nas nadzieja, żebyśmy wychowały nasze dzieci na normalne jednostki. Na kochających rodziców, wolnych ludzi, którzy słowo: empatia, miłość i partnerstwo mają na codzień wryte w swoich słownikach.
Piąteczka! :*
P.S. Też miewacie dość? Tak po prostu? Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Dziękuję!
Brak komentarzy