Wieczory w naszej rodzinie to klasyczny standardzik. Ja w okolicach 18.00 piszę post blogowy, mój M. w tym czasie zajmuje się dziećmi. Następnie ja przejmuję maluchy, a on wtedy zajmuje się swoimi obowiązkami.
Nie mamy stałego podziału obowiązków domowych. Kolacja, kąpiel dzieci, ogarnianie mieszkania to w naszym wypadku czynności wymienne. Wieczorem to w ogóle jest niezły sajgon. Wszystkie bieżące sprawy chcemy dokończyć, dzieci chcemy odprawić do łóżek, chatę względnie odgruzować, aby móc później walnąć się na sofę i zresetować po całym dniu. Ewentualnie pokłócić się o pierdołę i zakończyć wieczór fochem, czym też się czasami trudnimy :D
Ale ja nie o tym! Chociaż może po części właśnie o tym! Wieczorem to jestem matką-perszingiem, która włącza szósty bieg i po prostu zapierdziela jak ruski ciągnik na ugorze, aby wszystko zrobić, dokończyć, ogarnąć, sprzątnąć. Kiedy chłopaki są w łazience a ja zrobię moje rzeczy wcześniej, to lecę na ścierce, wietrzę pokoje, odkurzam. Robię kolację. A gdy to ja zajmuję się ich kąpielą, to wtedy zdarza mi się sprzątnąć w międzyczasie łazienkę, poukładać ich ciuchy. Non stop szósty bieg.
To miało miejsce tydzień temu. Napisałam post na bloga, ogarnęłam kuchnię. Zrobiłam kolację. Dumna z siebie zmierzam w stronę łazienki, bo sądziłam, że chłopaki kończą suszenie włosów. Siedzieli już tam zdrowo ponad pół godziny. Otwieram drzwi … a tam jak po wybuchu bomby atomowej! Dzieci dalej w wodzie, posadzka pływająco-dryfująca, ciuchy porozpieprzane po całym pomieszczeniu a mój małżonek z nogą założoną na nogę siedząc na zamkniętym sedesie chichra się z nimi i w dupie ma, że wypadałoby chociaż względnie oporządzić pomieszczenie i mokre towarzystwo!
O ja durna! A ja zapieprzałam jak dzika, zamiast po prostu sobie usiąść, poczytać pudelka i nacieszyć się byciem samą! ;-) Wiecie, co do mnie wtedy dotarło? Że nie zdziwię się, jeśli współcześni mężczyźni będą dłużej żyli niż ich kobiety, bo nie będą się tak spalać w sobie jak my, spieszyć nie wiadomo po co, aby podopinać wszystko wzorowo. Oni jak pracują, to pracują. Jak zajmują się dziećmi to, nie robią tysiąca innych rzeczy, aby udowodnić całemu światu i sobie, że można. Oni często też nie wyolbrzymiają problemów i nie narzekają w takim samym stopniu jak my, bo … mają mniejsze wymagania i potrafią poluźnić gumkę w gaciach!
A ja głupia chodzę z tą gumką wpinającą mi się w tyłek, bo wydaje mi się, że tak trzeba! Że wszystko musi być tip-top. A właśnie, że widzę, że nie musi takie być! I zostawię dzisiaj naszą łazienkę jak po wybuchu bomby atomowej, aby się przekonać, czy ktoś ją zamiast mnie ogarnie! ;-) Będę patrzeć na tych dwóch naszych ludków, pobawię się z nimi zamiast szorować lustro i składać w kostkę ich rzeczy.
Pewnie mi się oberwie za ten post, że tak jadę po tych naszych biednych mężczyznach, ale ja nie po to go piszę, aby po nich pojeździć! Uzmysławiam sobie właśnie, że my kobiety wcale nie musimy się tak spinać. Możemy a wręcz powinnyśmy cieszyć się chwilą, bo umykają nam momenty, do których będzie nam ciężko wrócić.
Zwolnijmy, chociaż na chwilę! Wiem, że trudno szczególnie wtedy, gdy ma się świadomość, że co zostało niezrobione i tak do nas będzie należało. Ale zwolnijmy głównie po to, aby nacieszyć się tym beztroskim momentem nicnierobienia, klasycznym pierdzeniem w stołek, na co sobie nie pozwalamy! Poluzowanie gumki w majtkach od czasu do czasu w niczym nam nie zaszkodzi :-)
Piąteczka! :*
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post, zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Możecie też go podać dalej. Dziękuję!
40 komentarzy
Mam dokładnie tak samo :-) Mąż kochany, ale jednozadaniowy, a ja długo tak z gumką w majtkach chodźilam i odpuściłam jak w ciąży przyszło mi tylko leżeć i choć wkurzał mnie cały syf do około to zaakceptowałam to i nauczyłam się z tym żyć i wiem że się da. Teraz gdy urodziłam też już nie biegam że ścierką.Kuchnię kiedyś ogarnę, mąż kiedyś odkurzy, a jak mu powiem żeby posprzatał kuchnię to z bólem ale to zrobi. Nie bierzmy wszystkiego na siebie, jak już mamy faceta w domu to go wykorzystajmy,a same odpuśćmy.
Hehe właśnie masz rację.Ja też zauważyłam,że zabardzo sie spinam,denerwuje aby bylo wszystko szybko i dobrze zrobione a tymczasem moj facet na wszystko ma czas zero stresu.Chyba rzeczywiście za bardz sie spinam i chce aby było cacy a potem padam na twarzy.Więcej luzu tak masz rację;)
Miała też Tak! Aż zrozumiałam i dziele obowiązki
Chłopy to mają jednak dobrze! Niestety… :p U mnie podobna sytuacja. Wyszłam na chwilę do sklepu a po powrocie zastałam sajgon! Zabawki powywalane z pudeł, szuflady porozsuwane i nawkładana do nich tona klocków, chrupki powdepywane w dywan, dziecko całe wymazane flamastrem… A mąż? Leżał sobie spokojnie, z błogim uśmieszkiem na twarzy i patrzył jak syn robi to wszystko… Ręce momentami opadają! Ale przynajmniej zrehabilitował się i posprzątał. To już plus jakiś.
Ja mam codziennie sajgon w domu po powrocie z pracy. I może masz rację, że nie warto się tak denerwować? Mi od razu załącza się taki nerw jak widzę bałagan w domu po powrocie z pracy. Zaraz łapię dziecko i z małą na rękach ogarniam całe mieszkanie, a później po wszystkim padam razem z córą :D
poluzowałam. problem teraz jest taki że nie-mąż ma co najwyżej trzeci bieg i to tylko wtedy, gdy przyjeżdża jego mama albo znajomi. Więc tkwimy w totalnym burdelu. Bo mimo że się facet stara to nie jest w stanie zrobić tego tak jak ja na szóstym biegu. a ja się przyzwyczaiłam do tego „luzowania” i nie mam już ochoty wracać do tego co było. wrócę jak nas kurz przykryje.
Skąd ja to znam. Moja gumka jest napięta cały czas, od rana do wieczora. A dom musi lśnić jakby co najmniej miała zaraz tutaj wpaść Rozenek i zrobić mi test białej rękawiczki. No ale cóż juz tak mam, bo moje ego upadło by gdyby mój nie mąż zobaczył ze jestem nie doskonała, a naczynia leżą w zlewie. Być może kiedyś to minie, być może gdy pojawi się drugie dziecko. Ale póki co musze być idealna i pokazać wszystkim ze sama wszystko ogarniam. Pozdrawiam ?
Tylko ze to nie ma nic wspolnego z byciem idealna zona, sprzataczka moze tak, ale nie zona.
A może to jest tylko Twój wymysł ideału? Może dla Twojego męża idealna żona to taka, która czasem powie ” aaa w d….. mam sprzątanie” i usiądzie z nim na kanapie, poprzytula i zapyta jak było w pracy…
Trochę przykre takie małżeństwo gdzie nie możesz nawet na chwile odpuścić i pobyć sobą bo boisz się, że przez jeden głupi, brudny garnek po obiedzie Twoje ego upadnie…
Małżeństwo to nie wojsko aby stać cały czas na baczność!!!
Ja sobie takiego życia nie wyobrażam. Jesteśmy 10 lat po ślubie i 6-letniego sybka i mamy za soba zaledwie jedną kłótnię bo nie wymagamy od siebie bycia idealnymi, pozwalamy sobie na błędy i jak wpadną znajomi gdy mamy lekki bałagan w domu to nie przejmujemy się tym, bo nasi znajomi przychodza żeby zobaczyć się z nami a nie żeby sprawdzić czy mamy czysto! Przede wszystkim to być sobą!!!
Nie mam dzieci, ma już prawie męża, który oprócz tego, że jest mężczyzna jest jeszcze Wlochem. Nie ukrywam, że jego carpe diem trwa dłużej niż przeciętne. Szlag mnie często trafia, że gary niepomyte a juz minęło 10 min od zakończonego posiłku, że suche ciuchy susza się 2 dzień zamiast być w szafie. I mój właśnie Ukochany ma racje! I ty tez masz rację. Dzięki za wpis.
To nie jest kwestia płci! Dowód? Ja i mój mąż. Moje ego nie jest zależne od stopnia zaawansowania połysku mebli czy ilości mm kurzu tu czy tam… jak komuś przeszkadza-niech lata ze szmatą caly dzien. Tylko po co? Dziecko potrzebuje 150% uwagi matki,zadaje pytania,chce czuc sie zauwazone…a nie bedzie jesli mame bardziej interesuje szmata i co pomysli tata gdy znajdzie kota pod lozkiem. Ja moja mame molestowalam o spojrzenie,o wczucie sie w to,co opowiadam,pragnelam jej uwagi a ona,kochana,zawsze probowala odpowiedziec,zareagowac…ale patrzyla w gary,albo w zlew,albo odkurzacz zagluszal slowa. Irytujace to bylo.Czulam,ze znow przegrywam z „czyms wazniejszym”. Moje dziecko ma mnie gdy potrzebuje na 150%. Luzujcie te gumy,drogie Mamy… szkoda zycia!
Jejku jak ja Cię rozumiem… Dokładnie tak samo czułam się z moją mamą a jedyny faktyczny przejaw 150% zainteresowania czułam tylko jak chodziło o szkołę i oceny.. Drogie Mamy nie tędy droga. Jak się interesować to niena tylko jednym „działem” w życiu dziecka. Ono chcę wam pokazać więcej niż oceny i zeszyty (to tak na przyszłość) ;)
Jej, „popuść gumę w majtkach”… Czuję się, jakby mnie teraz ktoś tą „gumą” po rękach strzelił.
Dzięki za artykuł. Dla mnie w zupełności trafiony. ☺
Na szczęście nie mam tak ;-) Mam kompletnie wyluzowane podejście w tych sprawach nie spinam się tak bo po co ? Wszystko ma swoje miejsce i czas. Wiadomo, że trzeba wykonać pewne obowiązki. Jednak warto też wrzucić na luz.
Caly czas sie tego ucze a moj maz srednio dwa razy w tygodniu w soboty I niedziele mi o tym przypomina, „wyluzuj”… niestety byl u nas taki czas gdy powiedzial mi ze weekendy sa najgorsze bo wie ze bede sie spinac zeby bylo tiptop zamiast celebrowac czas ze soba I dziecmi. Zabolalo ale dalo do myslenia..
Ja usłyszałam dokładnie to samo :( ale to prawda niestety. Raz udaje mi się wyluziwać, a raz niestety nie- życie .
Szczera prawda ?
No tak… Tak właśnie jest. Problem mam teraz taki: gdy zapierdzielam na szóstym biegu to wkurzam się że nie jestem idealną matką, bo nie spędzam czasu z dziećmi, wiecznie zajęta. A jak zajmuje się nimi to wkurzam się że dom nie ogarnięty i nikt tego za mnie nie zrobi. Mąż nie widzi, nie przeszkadza mu to, później …norma. Trzeba wiedzieć kiedy i z czym można wyluzować żeby znaleźć złoty środek. Trudne… Ale tak, masz rację, trzeba częściej wyluzowywać ;)
Na pierwszym miejscu jest dziecko i wspólna zabawa, przebywanie ze sobą czytanie książek itp. a potem cała reszta. Obowiązkami.się dzielimy a nawet jeśli jakiś garnek zostanie wieczorem brudny czy zamiast obiadu zjemy na szybko kanapki to świat się nie zawali a dzieci się tak szybko rozwijają że warto wyluzować :)
Czytam… czytam.. i jakbym patrzyła w lustro . Jak w mordę strzelił cała ja… ciągła spina .. tysiąc rzeczy na raz.. a On.. jak zabawa to zabawa ..itp
Rewelacyjny post! Buziak
PS. Dałaś mi do myślenia!
„Możemy a wręcz powinnyśmy cieszyć się chwilą, bo umykają nam momenty, do których będzie nam ciężko wrócić.”
W punkt ? ??
Kochane mamy szkoda życia na spinanie dupki ?wiele ważnych spraw umknęło by mi gdybym żyła w ciągłym biegu . Staram się to wytłumaczyć moim przyjaciółkom które za wszelką cenę chcą być perfekcyjnymi paniami domu tylko jakim kosztem, po co dla zasady , na pokaz czy bo teściowa albo mama przyjdzie na kontrolę hehe
Post super
Pozdrawiam
Jestem szczęściarą, która ma pomocnego i wspaniałego faceta i nie zna problemu z ciasną gumką w gaciach :-) ale podoba mi się ta świadomość budząca się we współczesnej kobiecie, o której piszesz. Sprawia że mam mniejsze wyrzuty sumienia, że nie zasuwam w pocie czoła jak inne matki bez krótkiej chwili dla siebie i dziecka.
Mój synek właśnie siedzi w wannie i rozrabia, mąż miał dzisiaj wolne więc ogarnął całe mieszkanie ;) A ja? Po powrocie synka z przedszkola siedziałam godzinę i robiłam z nim łańcuchy na choinkę – a że nie dostałam nigdzie kolorowego papieru, więc wycinaliśmy paski z białych kartek i malowaliśmy je flamastrami – kto zgadnie jak wyglądał pokój? Nie ma co się spinać, porządek sam się nie zrobi – bałagan dziwnym trafem tak, ale dzieciom trzeba trochę czasu poświęcić – czasem robiąc większy bałagan :D
To wlasnie cala ja za co maz ciagle mnie opiepsza, mowi: zluzuj majty a ja dalej swoje tysic rzecz musze robic na raz. Po co? Dziekuje za ten post :) Noworoczne postanowiwnie: zluzowac gume w majtach! :) ;)
Ja luzuje „gumę w majtkach” codziennie i jest mi z tym dobrze wam radze to samo dziewczyny :) Pozdrawiam
A ja właśnie nie jestem pod tym względem matką wariatką .. nieuprane ciuchy , nieumyte naczynia , kurz na meblach ?? To nie ucieknie , a czas tak !! Czas który zamiast na składanie prania mogę poświęcić moim dzieciakom .. :) to mój mąż raczej jest pedantyczny czym mnie strasznie irytuje , bo dla niego w domu powinno być jak w muzeum (choć głośno tego nie przyzna) wszystko czysciutkie i na swoich miejscach .. A mi bałagan nie przeszkadza jeśli przy robieniu go dobrze bawiłam się z moimi dziećmi :)
Jakbym czytała o sobie i swoim mężu ;) U nas też wygląda to zupełnie odwrotnie – to ja podchodzą do tego wszystkiego na luzie, nie spinam się by wszystko było idealnie. Czas poświęcony dziecku jest dla mnie na pierwszym miejscu potem wszystko inne w miarę sił i możliwości za to mąż upierdliwy bo on chciałby sterylne warunki. Jak chce to proszę bardzo nie będę mu w tym przeszkadzać ;p
Absolutna prawda. Zgadzam się w 100%. Niestety…
Niestety, jak ja nie zrobię, to się samo nie zrobi. Wcześniej czy później i tak będę musiała wszystko ogarnąć. Nie znam faceta, który bez wyraźnego żądania z naszej strony wyręczy nas w robieniu tych „dupereli”.
A ja znam ?
Ja tez znam?
A ja zamiast przytulić drugorodnego to kręciłam beznadziejne ciast. I po co
Kochana, ok, mogę zluzowac. Mąż mnie dajmy na to zastąpi i wykapie dzieci i łazienka będzie wyglądać jak w twoim opisie bo będzie miał wyje**** a kto to potem sprzątnie i doprowadzi do ładu ostatecznego? Też on? Bo przecież tego tak nie zostawisz… Ostatecznie miałabym dwa razy więcej roboty. Już wolę sama to zrobić i też mieć wyje****, ale w swoim zakresie i pod kontrolą. Ostatnio mój M bawił się z córką, na wszystko jej pozwolił bo przeciez świetnie się bawi… Bez jakiejkolwiek kontroli. Wchodzę do pokoju i już wiem że ja to będę sprzątać i mieć dodatkową robotę. To co że robię jeszcze 1000 innych rzeczy. Może się za bardzo spinam, ale wolę posprzątać na bieżąco i mieć kontrolę bo wiem że potem zarosne brudem przy takiej „pomocy”. Mój M to jedynak, bez urazy dla jedynakow, nie da się go już naprawić, probuje już 11 lat…
Czyli nie dopuszczasz ewetualnosci że to on posprząta. Jak sobie poscielesz tak masz. U nas nie ma opcji żeby jedno z dziećmi nabałaganiło a drugie sprzatalo.
Tak – mam luźna gumę, mąż sprząta i ogarnia tyle ile ja, narzeka więcej. I dobrze mi z tym.
Bardzo dobrze! U mnie też to by nie rpzezło. Nasyfiłeś – sprzątasz, świnio!
Mam identycznie/nego
Mój mąż posprząta więc czasem lubię się zrelaksować zwłaszcza że mały ma 4 mce a ja już wróciłam do pracy :-)
Ja chowam młodego sama…ma 2 latka i uwierz mi,że nie spinam się tak. Gdy mój mały siedzi w kąpieli pełnej piany,ja siedzę obok i robie mu brodę z piany ☺ gdy robie obiad to TYLKO obiad, nie odkurzam podczas tego a zatracam się w gotowaniu bo uwielbiam to ? gdy maluje z małym farbami to nie obchodzi mnie mija brudna koszulka czy ręce w farbę…teraz malujemy ☺
Nie rozumiem. Nie rozumiem dlaczego moja żona za każdym razem się dziwi, że gdy kąpię naszą córeczkę to jej ciuchy leżą wszędzie, i woda, i zabawki też. Przecież ja kąpię, a nie sprzątam, nie układa, nie ścieram, nie zamiatam. Ja kąpię dziecko. To jest moje zadanie. To jest mój cel. Z tego będę rozliczony. Czysta czy brudna jest. Białe czarne. Dziewczyny! Czego tu nie rozumiecie? Kompletnie nie rozumiem tego kobiecego zamieszania. I założyć się mogę już dziś, że nikt w ogóle nie zwróci uwagi, nawet nie zauważy, że jest bałagan w tej łazience, który zostawiłaś. Ale daj znać jak poszło…