Od urodzenia Ifka minęły ponad 3 miesiące. W tym czasie blizna po cesarskim cięciu zdołała mi się podgoić [ choć i z tym przeboje były i nadal nie jest różowo], moja psyche jest na +110%, część nadprogramowych kilogramów poszła w niwecz [część została], i najważniejsze: nareszcie w 100% karmimy się piersią.
I ta ostatnia składowa determinuje to, jak podchodzę do tematu mojej wagi, odchudzania i całej reszty. W moim przypadku występuje pewna zależność: jeśli nie zjem dobrze zbilansowanego, sytego posiłku – pokarmu mieć nie będę, jeśli zjem za mało – wyprodukuję tego pokarmu stanowczo za mało na potrzeby mojego syna, co prowadzi do obustronnych frustracji. Dlatego też jem regularnie i nie ograniczam się w zdrowych przekąskach pomiędzy posiłkami. Piję baaardzo dużo płynów [ prawdopodobnie 3-5 razy więcej niż przed ciążą] i uwaga: zaczęłam zwalczać lenia ćwiczeniowego.
Zmiana, przełomem zwana, nastąpiła wczoraj. Wsiadłam na orbitrek i zaczęłam pedałować. I z każdym ruchem ręki i nogi było mi coraz lepiej*. Poczułam przypływ energii, która mam nadzieję pomoże mi w systematyczności. Spociłam się okrutnie – ale to był dowód na to, że nadałam sobie tempo [ także dowód na to, że kondycja słabiusieńka]. Nigdy nie byłam typem sportowca, za wyjątkiem okresu nastoletniego, gdy trenowałam taniec towarzyski. Bieganie nie dla mnie, nordic walking – potrzebuję do tego kompana, sama kijkami machać nie będę.
15 minut. 2 razy dziennie. Taki jest plan na ten tydzień. W następnym tygodniu zwiększam obciążenie i wydłużam trening. Podobno wystarczy wytrzymać 21 dni a po tym czasie organizm sam dopomina się ćwiczeń. Liczę na to i wyczekuję tego momentu z niecierpliwością :-)
Nie mam zamiaru obserwować spadku wagi na wadze. Moje samopoczucie i ciuchy będą wskaźnikiem, który będzie określał postępy. I z tym się dobrze czuję.
Ćwiczę rano i wieczorem, tuż po karmieniu gdy Młody śpi. Podobno to zmniejsza zawartość kwasu mlekowego i toksyn w mleku matki, które są produkowane w trakcie ćwiczeń.
*[A Młody podczas ćwiczeń leżał w leżaczku i patrzył na matulę dziwnym wzrokiem. ]
Wish me luck! ;-)
5 komentarzy
Moja Łobuz jak była mała, a ja ćwiczyłam w domu też lubiła patrzeć z leżaczka, co też ta matka wyczynia ;)
Dzieciaki się nam dziwią, że chcemy spalać nadmiarowość ;-P A im to wychodzi bezbłędnie. Jak ćwiczę Młody patrzy na mnie z wybitnie szeroko rozwartymi ślepiami :-D
oj, mineło pół roku od porodu, a ja dopiero teraz zaczełam MYŚLEĆ o tym, by się za siebie wziąć…oj, nie jest to zryw ,,tini bikini”. ;)
jak to się mówi: lepiej późno niż później ;-) mnie zawsze musi coś lub ktoś kopnąć, abym się zmotywowała do ćwiczeń ;-P
Ja to miałam przygody z tymi ćwiczeniami. Przede wszystkim jak moja mama i teściowa dowiedziały się, że będę ćwiczyć, kiedy jestem jeszcze w ciąży, wpadły w jakiś szał. No ale koniec końców to moje życie, więc nie mają nic do gadania. Zaczęłam od ćwiczeń wzmacniających mięśnie i rozciągających, później już tylko postawiłam na rozciągające. Warto też pamiętać o doborze odpowiednich ciuchów do ćwiczeń, w moim przypadku zadbała o to mama, kupiła mi stanik od yajlee bo odciążał kręgosłup, ale podczas ćwiczeń też był super, więc polecam. Powiem szczerze, że chyba nie ma lepszego sposobu podczas ciąży na odstresowanie niż ćwiczenia… No może jest- masaż stóp :P