Wiecie, jak to jest. Niby wszystkie się miłujemy, ale czasami jak napiszę na jakiś temat, który totalnie Wam nie leży, to pewnie myślicie sobie coś w stylu:
„Matko, niby jest spoko ta Szczęśliva, ale … co za gupia pipa! Nie wierzę, że o tym napisała! Co to w ogóle za punkt widzenia. Nieee, no. Dać jej jeszcze jedną szansę, czy od razu olać laskę?” :D
Naprawdę, nie zdziwię się jeśli macie dokładnie takie właśnie myśli :D Albo coś z jeszcze innej „mańki”:
„Japierdzielę. Myślałam, że jesteśmy takie podobne a ta wyskakuje mi tutaj, że jednak szczepi dziecko a na domiar tego dała swojemu dziecku czekoladę. Kufa no. Przegięła. Dam jej jeszcze jedną szansę, niech się zrehabilituje jakimś wpisem o jarmużu czy coś…” :D
No więc, powiem Wam, że ja mam dokładnie tak samo. Niby wszystkich cholernie lubię, ale czasami jak spotkam się z jakimś totalnie odmiennym zachowaniem, to z lekka nie ogarniam i zastanawiam się, czy będzie nam kiedykolwiek po drodze :D Później dochodzę jednak do wniosku, że spoko. Niech sobie wszyscy będą inni, takie mamy prawo, a na bank znajdziemy płaszczyznę porozumienia. Niechby to było nawet maluchne i przeklęte 2cm kwadratowej płaszczyzny :D
Żeby nie było! Ja też mam swoje odchyły i pewnie część kobiet patrzy na mnie jak na dziwoląga. Sama czasami jak na siebie patrzę, to nadziwić się nie mogę, że jeszcze chodzę po świecie i nikt mnie nie wypatroszył :D
No dobra. To lecimy. Zapodam Wam 4 typy matek, za którymi nie przepadam, ale staram się tolerować ich odmienne poglądy, bo to fajne dziewczyny, tylko po prostu inne niż ja :-)
1. Laski, które uparcie twierdzą, że z czwórką małych dzieci i bez pomocy niań i rodziny, z mężem dajmy na to marynarzem, pracą na 3/4 etatu, da się ogarnąć temat rodziny, nie padać na pysk, mieć chatę jak z gazety, libido jak stąd do księżyca, wyglądać jak Anna Lewandowska i wieczorem jeszcze sączyć winko czytając w międzyczasie książkę.
No do jasnej cholery nie uwierzę, że tak można i że to niby każdy ogarnie, bo to kwestia organizacji. Ja zapierdzielam jak ruski ciągnik na ugorze, mąż zaraz mi wylatuje na trzy tygodnie, dzieci właśnie przechodzą jakiegoś wirusa, pracy mam tyle, że doba musiałaby mi wydłużyć się do 48 godzin.
To dla mnie jakiś cud, w który uwierzę dopiero wtedy, jak okaże się, że dzieci same się zajmują sobą, nie chorują, a praca na 3/4 etatu polega na przyklejaniu znaczków pocztowych w domu, z czego większość znaczków przykleja sąsiadka, która wpada na kawę.
Wszystko się da, ale nie wszystko na 100% w takich okolicznościach. A gdy ja czasami dostaję komentarze, że mam przestać narzekać, bo ona ma 100 razy gorzej niż ja a wygląda i czuje się jak z żurnala, no to rozkładam ręce :D Ale szanuję i toleruję. Najwidoczniej jestem jakimś wybrakowanym egzemplarzem z testowej partii ;-)
2. Dziewczyny, które nie mogą przestać gadać na temat swoich dzieci i wychwalają umiejętności dziecka co najmniej jakby był to jednozałogowy lot w kosmos. Ich dzieci wszystko robią najlepiej i za moment dostaną się do MENSY, która stwierdzi, że ich poziom IQ to 180 w porywach do 220.
A moja Halinka to biegała już jak miała 8 miesięcy! Twój zaczął chodzić dopiero jak skończył roczek? Ojejjj! A byłaś z nim u neurologa? To późno wiesz… Nie mówi jeszcze „Mama, daj!” a zaliczyliście wizytę u logopedy? Bo moja Halinka to mówiła, jak tylko zaczęła siedzieć. Wiesz. My z Krzyśkiem też byliśmy takie zdolniachy, więc to po nas zapewne odziedziczyła. Ale nie przejmuj się! Twój kiedyś nadgoni. Chyba…”
No nie da się pogadać z takim typem :D Czaicie, co mam na myśli? No przecież, że jej Halinka to bystra dziewczynka, która za moment w wieku trzech lat okaże się wcieleniem Einsteina albo Curie Skłodowskiej. Ale daj żyć, kobieto! :D Wystarczy tych informacji o zajebistości dzieci. Istnieje chyba gdzieś granica absurdu i geniuszu? ;-)
3. Laski, które uparcie twierdzą, że skoro chciałyśmy mieć dzieci, to mamy „stulić pysk” i przestać narzekać, bo wiedziałyśmy, na co się porywamy.
To jest ten typ kobiet, który nie ogarnia, że każdy ma czasami gorszy dzień i chce się drugiej osobie wyżalić. A najlepiej przecież pożalić się drugiej kobiecie, która zrozumie, bo jest spora szansa, że i jej życie czasami daje w dupę. Takie narzekanie to kwestia autoterapii i sposób na rozładowanie napięcia.
I na koniec: no przecież, że wiedziałam na co się porywam, zachodząc w ciążę! Ale ja w przeciwieństwie do magazynów nie sram fiołkami i nie wyglądam jak replika wiecznie uśmiechniętej księżnej Kate. Ja mam normalne życie, normalne problemy i chcę się zachowywać po swojemu, a nie pod dyktando tych, którym się wydaje, że narzekanie jest zarezerwowane dla samotnych matek bądź mam, które borykają się z niepełnosprawnością swojego dziecka. Każdy ma prawo mieć gorszy dzień. Każdy, serio.
4. Dziewczyny, które uparcie twierdzą, że humory dziecka i jego złe zachowanie to efekt braku dyscypliny i brak opieki rodzica nad dzieckiem. One natomiast posiadają dzieci i-de-al-ne, bo tak je wychowały.
Osoby te wychwalają pod niebiosa swoje dzieci, które wszystko jedzą, nigdy nie brudzą a kupę robią w jednym kawałku i ich skupienie nad nocnikiem trwa 3 sekundy, i oczywicha, że nic nigdy nie śmierdzi. No takie idealne te dzieci, że gdy na talerz wlatuje niedoprawiony szpinak to one go zjedzą, bo tak zostały nauczone. W dodatku nie mają prawa wyrazić swojej dezaprobaty i posłusznie jak baranki wykonują polecenia swoich rodziców.
Czy to nie jest przypadkiem z lekka pranie mózgu swoim dzieciom? Ja rozumiem dyscyplinę, bo i ja o nią dbam w domu. Ja rozumiem, że trzeba mieć szacunek do jedzenia. Ale każdy, serio, każdy człowiek ma jakieś preferencje i jeśli coś mu nie smakuje albo ma gorszy dzień, to ja w takim wypadku jestem rodzicem, który nie będzie stał nad dzieckiem i czekał, aż wciągnie ten bezsmakowy szpinak, tylko wezmę na kolana, przytulę i zapytam go, co lubi i jakie warzywa chciałby jeść na obiad. Rozmowa a nie notoryczne nakazy u nas sprawdzają się najlepiej. Czasami odrobina partnerstwa w relacji rodzic-dziecko nie zaszkodzi, myślę.
No, to się wygadałam! :D Jeśli jesteście jednym z powyższych typów, to przepraszam ale musiałam! :D Nawet jeśli jesteście i macie ku temu poważne argumenty, to mimo że dziwię się Waszemu zachowaniu i nie ogarniam go z lekka, to toleruję. Bo to, że nie lubimy wspólnie biegać nie znaczy, że nie byłybyśmy dobrymi partnerami do gry w warcaby! ;-)
Tak czy siak – niech moc będzie z nami a dzieci nam będę spały jutro do 10.00 rano! Wszak mamy mimo wszystko dość zbliżoną perspektywę najbliższych 24 godzin ;-)
Piąteczka!
14 komentarzy
„czasami dostaję komentarze, że mam przestać narzekać, bo ona ma 100 razy gorzej niż ja a wygląda” – licytacje na to, kto ma gorzej rządzą. ;) Uwielbiam ludzi, którzy uważają, że ich problemy są większe niż reszty ludzkości. ;)
Może się czepiam, ale tytuł sugerował 5 typów matek, a w tekście jest tylko o 4 ?
Estera, słuszna uwaga! :D Nie wyspałam się chyba! :D ;-)
A ja mam szczęście mieć kontakt z przyjaciółką ze szkolnej ławy której życie jest totalnie inne niż moje. Od liczby dzieci przez karierę zawodową podejscie do wychowania itp. I DOGADUJEMY SIĘ. Etap porównywania się mamy juz dawno za sobą. Ona jest świadoma swojej drogi i szczęśliwa na niej akceptuje moją i wspiera jak kobietę kobieta i matkę matka. Uwielbiam takie dojrzałe babki! Nie szukają siebie w tobie tylko słuchają kim jesteś i mówią: Ok ja bym zrobiła inaczej ale to Twoje życie i dopóki twoje wybory sa twoje i jesteś w nich szczęśliwa jest ok.
No to ja piątkę przybijam. ;) Denerwują mnie te same zachowania i pewnie nie zacieśniłabym znajomości z taką mamuśką, ale też nie jest to powód, bym miała ją zupełnie skreślać. Ja mam takie podejście, ona ma takie i żadna z nas absolutnej racji i tak nie ma. Całe szczęście, że ludzie się różnią. ;) A do uparciuchów, którzy sądzą, że pozżerali wszystkie rozumy najlepiej mieć po prostu dystans.
Stawiam piątkę. Też Jestem tą Mamą nieidealną i dobrze mi z tym. A i DZIECI mam przy tym szczęśliwe (Chociaż są porównywane przez Moją Teściową do swojej ukochanej idealnej wnuczki. A jej córka jest wprost Idealną Mamą, żoną itd itd…). Niech się wypchają WSZYSTKIE Idealne Mamuśki, Bo nawet w połowie nie są tak Świetne jak My i tyle…
I super :) nie można frustrować siebie nadmiarem obowiązków i dziecka nadmiarem oczekiwań. No i nie trzeba chcieć z każdą mamuśką spędzać wolnego czasu ;)
W końcu ktoś to napisał głośno i wyraźnie! Dziękuję Ci za to! Ka właśnie miewam takie dni ze jestem sfrustrowana i chce to powiedzieć komuś czasem wyzalic się całemu światu na fb, a co wolno mi. Ale nie okazuje się ze nie a broń Boże partnerowi vo przecież jego mama to czwórkę wychowała i pierogi przy tym lepila. A nie nie nie wolno narzekać. A te wszystkie koleżanki i ciotki i teściowa i mamy wiedzące wszystko lepiej lub porównując do innych dzieci moje dziecko to się przekonały ze lepiej nie wchodzić mi w droge.. PIONA!
O ile ostatnio któryś z Twoich postów mnie zdenerwował to ten jest celny w 10. Żadna mama z małymi dzieciakami nie ogarnie Sama wszystkiego perfekcyjnie. Mam trójkę rok po roku z czego jedno niepełnosprawne a drugie nadpobudliwe więc bywa ostro. I na prawdę wiem, że niema co porównywać rozwoju innych, opowiadać jakim to sie jest super organizatorem bo po prostu czasem bie wystarcza czasu i siły np na sprzatanie. Najbardziej mnie wkurza jak akurat mama porownuje stan mojego domu do domu kuzynki ktora ma jedno dziecko, juz odchowane i dla niej priorytetem jest porzadek a nie szczescie dziecka. U mnie na odwrót więc zdarza sie że super sie bawimy z maluchami a jak przyjdzie mama to słyszę że nic nie robię a w domy syf…. ale ka wiem, ze w przyszłości o ile czegoś nie zepsuje bedziemy nadal gajna, trzymającą sie blisko rodzinką :-)
W odpowiedzi na punkt drugi. Ja jestem zakochana w moim synku. Serio. Chwale go kiedy mogę bo wiem że to ważne dla niego i dla mnie bo staram się jak mogę żeby było dobrze. I lubię się chwalić wszystkim co dobrze zrobi. Kiedyś miałam sytuacje gdzie w przychodni w kolejce do pediatry czekałam z mamą z dzieckiem w podobnym wieku do mojego Szczęścia :) i Mój mały chodził już, (miał jakieś 10 i pół miesiąca), i mama tego maleństwa doszła do wniosku że mój to zdolniacha a jej to od początku był ruchowo opóźniony (stwierdziła to z niejakim smutkiem), odpowiedziałam że nie trzeba dzieci tak porównywać, każde jest inne i każdy ma swój czas. Każde dziecko wie kiedy ten czas przyszedł i nie trzeba nakręcać się że inne dzieci coś robią szybciej albo wolniej. A jak ktoś pytał mnie z ubolewaniem czy mój mały już mówi to odpowiedziałam, że tak się spieszył z chodzeniem więc z mówieniem jak dla mnie wcale nie musi :D (miał 13 miesięcy).
Trochę jestem mamą z punktu drugiego ale chyba nie do końca :) Pozdrawiam
Co do punktu 2…Dzieci dzielą się na genialne i cudze!
Kurczę, chyba łącze w sobie wszystkie cztery typy, dodatkowo trzymam dzieciaka na strasznie króciutkim paseczku, że momentami przypomina to musztrę… Straszna jestem…
A ja jestem matką, która mówi dużo o swoim dziecku i chciałabym przestać, bo wiem, że może wkurzać, ale to jest silniejsze ode mnie ? I aż mnie trzęsie, żeby dawać „złote rady”. Muszę się przeogromnie pilnować, żebym nie wyszła na „wszechwiedzącą” matkę. Bo ja teorii znam wiele, ale praktyka mi nie idzie tak cudownie ? Zawsze jak komuś powiem, że ja uważam, że źle robi, to zawsze potem popełniam ten sam „błąd” ? Dlatego język mam pogryziony mocno, żeby bie pouczać ?
Też nie znoszę takich typów, zwłaszcza tych twierdzących, że nie mam prawa narzekać. Mam, bo nie jestem robotem