Ten post jest pewnego rodzaju spowiedzią. Doszłam do wniosku, że są pewne rzeczy, o których warto mówić głośno.
Na tyle głośno, aby przestały być dla wielu tematem tabu i powodem do niskiej samooceny. Już sama świadomość, że nie jesteśmy sami w danej sytuacji może sprawić, że poczujemy się lepiej. Wiem, co mówię. Mam wielką nadzieję, że ten post przeczytają osoby o podobnej wrażliwości do mojej i potraktują ten temat poważnie. A temat zdecydowanie zasługuje na poważne traktowanie.
Zapewne tytuł przykuł Twoją uwagę. Bardzo dobrze. Problem, o którym za moment napiszę, zbyt często jest marginalizowany i spychany do programów, które mają wywołać sensację. Kilka tygodni temu zobaczyłam urywek polskiego programu, w którym dojrzała kobieta płakała z powodu wyglądu swoich piersi. Łkała nie mogąc powstrzymać szlochu i płynących łez. Na oczach kamer zdecydowała się poddać operacji. Chciałam podejść do niej i powiedzieć:
– Stara, nie płacz! Twoje cycki są ładniejsze od moich, serio! Nie maż się. Chodź pójdziemy na wino, a zamiast operować się na oczach kamer to wspólnie ogarniemy, jak zdobyć kasę na intymną operację bez miliona gapiów w telewizji. A później obczaimy, jak umówić Cię z fajnym i inteligentnym facetem, który nie popatrzy na Ciebie krzywo, bo jeden sutek będzie odrobinę większy od drugiej. Tylko pokocha Cię za całokształt.
Miałam ochotę ją przytulić, bo jej piersi w 10 stopniowej skali, były co najmniej na szósteczce, gdzie moje zapewne ledwo dobijają do piątki.
Zbyt rzadko mówi się o tym w mediach, które temat mogą pokazać nie jako odchył od normy, a coś powszechnego, z czym ma do czynienia może nawet połowa kobiet. Mam świadomość, że nie jestem wyjątkiem. Dlatego od razu przejdę do konkretów i mojej historii.
Od kiedy zaczęłam dojrzewać, co rozpoczęło się ok. 12 roku życia, zorientowałam się, że moje ciało poważnie zaczyna się zmieniać. Chyba pierwszą zmianą, jaką zaobserwowałam, były powiększające się piersi. Najpierw rosły dość wolno i symetrycznie. Pewnego dnia moja mama wybrała się ze mną do sklepu z bielizną i wybrałyśmy razem dwa biustonosze. Nareszcie przestałam się wstydzić biegać na zajęciach wychowania fizycznego i moje dwie piersi nie latały we wszystkie strony a były w końcu trzymane w ryzach ;-) Szybko jednak okazało się, że mój biust nadal rósł a pierwsze staniki były za małe.
Dostałam wtedy kolejny biustonosz. To wtedy zauważyłam, że jedna pierś jest jakby większa. Niewiele, ale jednak. Może o rozmiar albo pół? Od tamtej pory nie lubiłam chodzić do sklepu z bielizną, bo wydawało mi się, że jestem jakimś odosobnionym przypadkiem, który okaże się sensacją wśród ekspedientek. Dlatego większość staników kupowałam wtedy na oko przez internet albo na placach targowych, i nosiłam co kupiłam. Zazwyczaj były to same „niedopasowane wynalazki” z fiszbinami, które po miesiącu wrzynały mi się w żebra i obwodem, który robił mi pod pachami piekarnicze chałki…
Wstydziłam się mojej asymetryczności i kryłam się z nią. Dopiero od dekady wiem, że asymetryczność biustu jest czymś normalnym i wcale nie tak rzadko spotykanym, i można to świetnie korygować za pomocą dopasowanych miseczek i dodatkowych wkładek. Swoją drogą – jeśli kiedykolwiek będę miała córkę, będę o tym pamiętać, aby uświadomić ją i w tej kwestii.
Ale do rzeczy. W wieku ok. 18 lat moje piersi przestały rosnąć. Szkoda, że nikt mnie wtedy nie uświadomił, że rozmiary nie kończą się na 75 C albo D i wcale nie trzeba upychać piersi do biustonosza, który jest w standardowym rozmiarze, co doprowadzi do wylewania się biustu ze stanika, a schylanie i pakowanie „wypadniętej” piersi z powrotem to więcej niż pewnik. A takie były głównie dostępne wtedy online i na bazarach. Należało wybrać się do profesjonalnej brafitterii, w której by nas zmierzyli z każdej strony i dopasowali odpowiedni dla nas rozmiar. Dlaczego napisałam „szkoda”? Ano cholerna szkoda dlatego m.in., że przez upychanie przez lata większej piersi do mniejszych staników sprawiłam, że nie jest ona tak jędrna i sprężysta, jak druga pierś, która też szału nie robi, ale o tym za moment. Ale to nie koniec mojej spowiedzi, bo asymetryczność piersi to jedna sprawa. Swoją drogą każda profesjonalna brafitterka powie Wam, że jest całe mnóstwo kobiet z asymetrycznym biustem. Bo dlaczego dwie piersi mają być identyczne skoro jedno ucho czasami mamy bardziej odstające od drugiego albo jedną dłoń mamy grubszą od drugiej? ;-)
Ale do rzeczy. Jestem w chwili obecnej mamą dwójki dzieci. Każdy z moich brzdąców był karmiony piersią. Tak, moje dwie asymetryczne piersi o rozmiarze 75F w porywach do G (co jeszcze zaliczyłabym do średniej krajowej) były dwukrotnie przez półtora roku miejscem, w którym następowała bardzo intensywna produkcja kobiecego mleka. Mam wrażenie, że w czasie ciąży i po niej, czyli w trakcie laktacji, kilkaset razy zmieniały swój rozmiar. Przechodziły zapalenia piersi, gryzienie brodawek i inne mniej lub bardziej ciekawe historie. Wkurzały mnie, bolały. Miały już dosyć na zmianę powiększania się i zmniejszania, i tak aż do usrania, aż w końcu moja skóra, która również te piersi podtrzymywała, powiedziała:
– A wiecie, co, moje drogie koleżanki? A ja mam Was w dupie. Bo nie możecie się zdecydować, czy chcecie być duże czy małe. Raz ważycie jak dwie tony aby za moment zdecydować się na dietę i ważycie zaledwie tonę. Nie dam rady Was dłużej trzymać na takim samym poziomie co kiedyś. Kiedyś robiłam, co mogłam. „A teraz pierdzielę, nie robię.”
Po wielu latach walki z wagą w czasach nastoletnich, setkach diet i dwóch ciążach, po których następowała długa i intensywna laktacja, moje piersi zaczęły żyć swoim życiem i pieprzą system poddając się newtonowskiemu zjawisku grawitacji. Jedna pierś nadal jest większa i olała grawitacyjnie jest cholera jedna uległa, a druga jest całkiem spoko, choć w windzie życiem zwanej wybiera raczej te niższe piętra :D Ale nadal jakoś je lubię! Czasami mniej, czasami bardziej, ale zrobiłī świetną robotę, skubane :-)
Czy robię z tego tragedię? Nie, nie robię z tego tragedii. Jeszcze nie robię, chociaż gdzieś tam z tyłu głowy czai mi się myśl, że chciałabym je kiedyś skorygować, jak już zakończymy powiększanie rodziny. Czy je poprawię? Jeśli przezwyciężyłabym strach przed bólem pooperacyjnym i miałabym na to fundusze? Pewnie tak. Marzy mi się założenie latem powiewnej sukienki albo bluzki, pod którą nie musiałabym mieć stanika a moje piersi stałyby na baczność jak żołnierz Marines. Fajnie by było wejść kiedyś do sypialni zupełnie nago i pierwsze co przekroczyłoby linię mety sypialni, byłyby moje piersi a później reszta ciała :D To na razie jest jednak w sferze marzeń, ale nie rozprasza moich myśli na tyle, żebym co noc płakała w poduszkę.
Wiem jednak, że wygląd moich piersi jest moim kompleksem, którego zdaje się nie zauważać mój Mąż. On wie, jak one wyglądają. Wie również dlaczego tak wyglądają i nigdy nie dał mi odczuć, że mam je schować za podwójna kotarą i nie wypada mi nimi straszyć w nocy ;-) Moim kompleksem były kiedyś krzywe zęby, które obecnie koryguję już drugi rok aparatem ortodontycznym.
Do czego zmierzam? Pamiętajmy, ponad wszystko, że nikt nie jest idealny. Kto wie, czy nie dzielimy tego samego kompleksy, i kto wie Twoja niedoskonałość nie jest zdecydowanie mniejsza od mojej? :-)
„Jedyny błąd, jaki przy tym popełniają głownie kobiety, to przeświadczenie, że ciało musi być idealne by zasługiwać na miłość. A przecież wystarczy, że samo będzie potrafiło kochać. I pozwolić być kochanym (…)”
– Nina George
3 komentarze
Ja zmagam się ze.smutnym widokiem braku apetyczych piersi po 2 ostrych karmieniach. Przy laktacji mój biust urósł chyba 5krotnie a potem nie zostaje z niego nic oprócz okropnych rozstępów. Jestem właśnie na etapie karmienia piersią więc są aktualnie duże i mięsiste ;-) kilka dni temu mój mąż mnie schwycił i mówi wiesz mogłyby Ci już takie zostać… niestety rozczaruje go. .. i szpila wbita w kompleksy…
Moje też nie są symetryczne. Wydaje mi się, że różnica trochę się powiększyła odkąd zaczęłam karmić. Nie robię jednak i nigdy nie robiłam z tego tragedii. Owszem, wolałabym, żeby były obie równe, ale na szczęście wciąż są jeszcze jędrne i sterczące, więc mogę im wybaczyć różnicę w wielkości. Przyzwyczaiłam się :-) Mojemu Narzeczonemu to nie przeszkadza. Zresztą, nie byłabym z nim, gdyby przeszkadzało ;-)
Część o doborze odpowiedniego biustonosza jakby wyjęta z moich ust. Uważam, że każda dziewczyna powinna jak najszybciej trafić do braffiterki aby nie niszczyć swojego biustu „pseudostanikami” z sieciówek czy nie daj Boże targów, które nie spełniają żadnej funkcji a źle dobrane wręcz szkodzą. Sama korzystam z takich salonów od 2 lat i żałuję, że tak późno do nich trafiłam. W tym czasie mój rozmiar zmienił się trzy razy (ciąża, karmienie, znaczna utrata wagi). Raz dobrany rozmiar to mit, z którym należy się rozprawić.
Choć wydaje się, że biustonosze w takich miejscach są w kosmicznych cenach, warto zainwestować, bo różnica w wyglądzie biustu jest diametralna.