Podróżowanie tramwajami do najłatwiejszych nie należy, przyznacie. To znaczy z pozoru wydaje się to dość banalna czynność, dopóki tym tramwajem jedziemy sami. Kiedy oprócz nas zabieramy jeszcze małoletnich współtowarzyszy, którzy niespecjalnie współpracują, to robi się pod górkę.
Dlatego jeśli zdecydujemy, że zamiast iść na pobliski plac zabaw, to jednak spontanicznie podjedziemy kilka kilometrów dalej do pobliskiego parku, to może się okazać, że tego typu wycieczka wcale nie jest już przyjemnością. A jak na dokładkę weźmiemy jeszcze wózek, to pozamiatane ;-)
No więc stoję sobie na przystanku razem z dwójką moich dzieci. Wiosenne promyki Słońca rozświetlają nasze lica. Patrzę na tramwaj, który właśnie podjeżdża. Tramwaj patrzy na mnie. Patrzymy tak na siebie jeszcze przez chwilę i w pewnym momencie osiągamy tę samą prędkość, czyli prędkość zerową.
Otwierają się drzwi a ja widzę, że muszę się cofnąć, bo aby wejść do tego tramwaju (wyprodukowanego zapewne w pierwszej połowie XX wieku), to wypadałoby wziąć zdecydowanie większy rozpęd niż planowałam na początku, w międzyczasie zarzucając na plecy dwójkę moich dzieci. I włączając piąty bieg wbiec do środka na pełnej petardzie z wózkiem pod pachą.
Marne szanse na to, że ktokolwiek mi pomoże, bo …
… jak tylko towarzystwo zauważyło, że do tramwaju pcha się bezczelna wózkara ;-), to w tym oto momencie większość panów usunęła się z drogi. Jakby myśleli, że jestem meduzą, która parzy i gryzie jednocześnie ;-)
Kiedy więc ci wysocy i mężni panowie, w większości studenci lub korpopracownicy ze słuchawkami na uszach uciekli do ostatnich drzwi tramwaju spuszczając przy tym wzrok i uszy po sobie, już wiedziałam, że łatwo nie będzie. (W sumie dość rzadki widok takich „spieprzających” młodych ludzi, bo do tej pory miałam z nimi głównie pozytywne doświadczenia.]
Najpierw wychodzili pasażerowie, a my cierpliwie czekaliśmy. Kiedy już wszyscy z tramwaju wyszli, to do drzwi najpierw dopchały się żwawe dwudziestolatki, które zapewne bardzo się spieszyły, by zająć miejsca siedzące. Spoko, prawo dżungli w sumie ;-) Każdy może być mniej lub bardziej zmęczony.
Kiedy „dwudziestki” już wbiegły zupełnie olewając fakt, że warto by było może najpierw przepuścić osoby starsze, których było przed nami niemało, w końcu weszło również to najstarsze pokolenie, głównie o laskach i chwiejnym kroku.
Ale to nie byli wszyscy chętni do wejścia do pojazdu! ;-)
Na samym końcu zostaliśmy my, dwie bezczelne i roszczeniowe wózkary, które łudziły się, że ktokolwiek im pomoże. Do obcej koleżanki z wózkiem po mojej prawej ktoś wyciągnął rękę, aby mogła wejść z dziećmi, a ja zdecydowałam się o asystę poprosić młodzieńca, który dumnie stał na środku uchylonych drzwi dzierżąc w dłoni tramwajowy metalowy pałąk myśląc chyba, że zapomniałam języka w gębie i o pomoc go nie poproszę:
– Pomoże mi Pan wejść? – zapytałam grzecznie wskazując na czterolatka i wózek z dwulatkiem w środku.
– Że w sensie do środka? Tu już raczej nie ma miejsca. – powiedział ze stoickim spokojem.
– Jak nie ma miejsca, jak jest miejsce?! – odezwał się ktoś z głębi tramwaju. Okazało się, że to był starszy pan, który po chwili wyprosił z tramwaju owego młodzieńca, aby sam mógł wyjść, a następnie pomógł mi wejść z wózkiem i dziećmi do środka. A kiedy my już byliśmy bezpieczni (tak na marginesie w tramwaju zmieściłoby się jeszcze z 5 wózków…) przy jednej z tramwajowym poręczy, to owy starszy pan stanął na środku drzwi w miejscu, w którym wcześniej stał tamten młodzieniec.
– Może się pan przesunąć, żebym mógł wejść? – zapytał młodzieniec ze słuchawkami w uszach.
– Przykro mi, ale miejsca już nie ma. – odrzekł starszy pan zostawiając na dole młodzieńca, przed którego nosem właśnie zatrzasnęły się drzwi tramwaju.
Po czym odjechaliśmy. No cóż, prawo wspomnianej wcześniej dżungli ;-)
35 komentarzy
Zakładam, że tramwaj nie był niskopodłogowy, skoro potrzebna była pomoc? Widzę matki z dziećmi, które świetnie sobie radzą i nie oczekują, że wszyscy będą się rzucać do obsługi. Zamiast czekać dumnie można zwyczajnie poprosić. Bardzo lubię Twoje/Pani teksty i rozumiem, że świat każdej matki kręci się wokół jej własnego macierzyństwa, jednak odnoszę czasem wrażenie, że niektóre matki roszczą sobie prawa do specjalnego traktowania w przestrzeni publicznej i zachowują się, tak jakby potrzeby dzieci były czymś, na co inni mają mieć wzgląd. Rozumiem, że można uznać brak takiej pomocy za brak kultury, ale czy Panowie przepuszczają Panie w drzwiach i ustępują miejsc? Czy „biedne staruszki” nie są tymi, którzy się najbardziej wpychają i tratują innych?
Jeśli chce się jeździć komunikacją miejską, trzeba niestety zostawić koronę w domu.
Rozumiem Twoje wrazenie co do matek bo czasem odnosze podobne aczkolwiek w tej sutuacji dla mnie czyms NIENATURALNYM jest nie udzielic pomocy. Kobieta wozek o dwójka dzieci i nie pomoc- dla mnie to chore. Ilez razy mozna prosic sie o cos co powinno buc naturalna reakcja . Nie proszenie o nia po raz kolejny to w moim wrazeniu nie duma a lekkie skrepowanie ze o cos tak oczywistego trzeba sie prosic
Zdaję sobie sprawę, że może to być męczące i że pomoc powinna być naturalna… pozostaje uzbroić się w cierpliwość i za każdym razem się upominać o swoje, bo jak widać niestety nikt za nas tego nie zrobi ;)
Kiedy bylam w ciazy I musialam sama latac pare razy samolotem z UK do Polski,. to bez krempacji prosilam o pomoc pierwszego sprawnego mezczyzne o pomoc. Szczegolnie kiedy trzeba bylo upchnac bagaz w samolocie and glowami.
Podobala mi sie odpowiedz jednego mlodego chlopaka: Nawet gdyby pani nie byla w ciazy to tez bym pani pomogl z ta torba ?
Zawsze tez kiedy widzialam kobiete sama z wozkiem I dziecmi, a na lotnisku w Liverpoolu niestety do samolotu schodzi sie najczesciej po schodach, to nawet bez pytania zadnego, informowalam pania z tobotkami, ze maz moj wezmie wozek, ja torby a ona dzieci niech trzyma.
Niestety nigdy nie widzialam innych ktorzy zachowywaliby sie jak ja.
Trzeba sie tylko czasem rozejrzec I troche wyobrazni miec.
Nie rozumie… przeciez autorka napisala ze poprosila mlodego zeby jej pomogl wiec „zostawila korone w domu”, nie dziwie sie ze po tym co sie stalo wyrazila sie w taki a nie inny sposob o nim. Kiedys jak jezdzilam autobusami (po ktorych trzeba bylo wejsc po schodkach) matki nie prosily o pomoc tylko nieudolnie probowaly wniesc wozek. Czasem jakis mezczyzna pomagal a czasem wszyscy stali i udawali ze nie widza. Czasem wtedy ja pomagalam wnosic czasem jak jakis „mlodzieniec” stal obok mnie powiedzialam zeby pomogl. Nie chodzi o to zeby oczekiwac na to az ktos nas bedzie nas prosil, tylko o to ze ludziom brak empatii i odruchow pomagania sobie nawzajem.
Co do starszych ludzi tez potrafia byc bezczelni. Kiedys bolalo mnie wszystko (bylam potracona przez samochod i na drugi dzien wyszly wszystkie bole), siedzialam w kolejce do lekarza rodzinnego, bylam bez „numerka” i mialam siedziec dotad az wszystkie numerki wejda i na koncu wejsc. Oczywiste ze nie zarejestrowalam sie dzien wczesniej bo nie przewidzialam ze potraci mnie samochod… Wiekszosc ludzi to oczywiscie starsi ludzie czekajacy po recepte inni po zwolnienie lekarskie, lub z katarem. Przesowalam sie z posladka na posladek a na mojej twarzy widac bylo ze zaraz sie rozplacze z bolu… a numerkow przybywalo i nikt sie nie litowal. Jakas babcia ktora niedawno przyszla na swoja godzine „uprzejmie”mi przypomniala ze bez numerkow wchodza ostatni… na co mlody mezczyzna „ja pani oddam moj numerek i poczekam za pania na koniec kolejki”. Babci zrobilo sie glupio i powiedziala „oczywiscie, w takim przypadku niech pani wchodzi, ja pania przepuszcze”.
Uprzejmosc ludzi bez proszenia czesto jest doceniana. Mimo ze nie pamietam twarzy tego mezczyzny to dzieki niemu jednak powrocila mi wtedy wiara w ludzi i wspaniale jest czuc ze sa jeszcze dobzi ludzie na tym swiecie…
Właśnie mówię o tym, że nie ma co stać i oczekiwać pełnej kulturki, bo można się jej nie doczekać. Owszem ludziom jej brak, nie jest to żadne odkrycie, dlatego trzeba jasno sygnalizować innym swoje potrzeby i zamiary. Przykre, ale prawdziwe. Po prostu autorka przez większość tekstu oburza się, że nikt na nią nie zwraca uwagi. A mi osobiście szkoda było chłopaka, który został przed tramwajem. Czyżby autorka samolubnie wybrała się z wielkim wózkiem na spacerek w godzinach szczytu, skoro dla jakiegoś pasażera zabrakło miejsca? Są i takie kulturalne i empatyczne matki. Nic dziwnego, że potem nie chce się nikomu pomagać :) A co do sytuacji z lekarzem… niestety, ale trzeba się było dowiedzieć w recepcji czy można mieć jakieś specjalnie względy. Ludzie się zapisywali i też musieli swoje odczekać, tydzień czy dwa. Poinformowała Pani kolejkę, że potrącił Panią samochód? Przecież inni oczekujący nie wiedzieli czy boli Panią ząb, głowa, ucho, brzuch czy może jednak palec u stopy! I znów niestety, ale jest mnóstwo osób kombinuje jak oszukać system i się po prostu bezczelnie wepchnąć, więc mogli Panią postrzegać jako symulantkę. Może warto czasem spojrzeć poza własny czubek nosa i zauważyć, że nasze sprawy nie są problemami innych i że nikt nie siedzi nam w głowie? Będzie wtedy zdecydowanie łatwiej w życiu i znajdzie się mniej powodów do „tracenia wiary w ludzi”.
„samolubnie wybrała się z wielkim wózkiem na spacerek w godzinach szczytu” – A co to ma znaczyć? Matki z wózkami to gorszy sort, który ma zakazane jeżdżenie w godzinach szczytu? Każdy pasażer ma równe prawa i prawo do jazdy wtedey kiedy chce i potrzebuje. Poza tym skoro są oznaczenia specjalne dla uprzywilejowanych to ich święte prawo do korzystania z tych miejsc. W drugim przypadku autorka wyraźnie zaznaczyła, że czekała na koniec numerków, nie próbowała się wepchnąć na siłę, tylko nadgorliwa paniusia przypominajka musiała się wypowiedzieć na wszelki wypadek, a chyba logicznym jest, ze jeśli ktoś jest obolały to przy niewielkich ruchach moze się krzywić. Niech Pani sama spróbuje wejść bez kolejki w czasie, kiedy do lekarza czekają tłumy, to choćby sie Pani słaniała na nogach to marne szanse na to, że ktoś Panią wpuści (znam z autopsji, prosiłam głośno to zostałam ofukana przez wszystkich poza kolegą, który akurat tego dnia też czekał do lekarza i mnie wpuścił, od lekarza z gabinetu już mnie sanitariusze do karetki zabrali).
Jasne, że nie gorszy sort, proszę się tak nie bulwersować. Bawi mnie podejście, że jak ja czegoś chcę, to inni się mają dostosować, bo „mam święte prawo”. Jeśli chce się mieć miejsce w tramwaju czy autobusie na wózek to można ruszyć głową i wybrać się na spacer pół godziny/godzinę później, gdy pojazdy nie będą pękać w szwach i nikt nie będzie się spieszył np. do pracy. Tego wymaga myślenie i kultura. Nie tylko wymagać od innych, ale też coś od siebie dawać ;) A co do drugiej sprawy, najwidoczniej nie zrozumiała Pani co miałam na myśli. Nie twierdzę, że tamta Pani chciała się wepchnąć, tylko, że nikt nie czyta jej w głowie i wystarczy poprosić innych. Raz się uda, raz nie, wiadomo- znieczulica. Pewne jest też, że nikt się nie będzie interesował naszymi sprawami, dopóki się sami o nie nie będziemy dopominać :)
Kiedyś wyszedłem z inicjatywą i zaproponowałem pomoc. Następnie pomogłem. Nie usłyszałem nawet dziękuję…
Straszne D:
Proszę próbować dalej.Widocznie źle Pan trafił.
Brawo dla starszego Pana. Irytują mnie tacy ludzie jak ten chłopak :/
Piękny finał :) Brawo dla starszego pana!
Ludzie są różni. Niejednokrotnie spotykałam się z sytuacją, że nie chciano mnie wpuścic do „zatoczki” przeznaczonej dla wózkow. Osoby zajmujące te miejsca udawaly slepe i głuche na moje prośby o wpuszczenie na to miejsce. Bywało też i tak, że ludzie okazywali chec pomocy przy wsiadaniu czy wysiadaniu.
Niestety takie mamy realia… Kiedy moja żona była w ciąży ( i naprawdę fatalnie się czuła w pewnym okresie), nawet kiedy na drzwiach był napis, że ciężarne wchodzą bez kolejki (nawet te z niewidocznym brzuchem), to poruszeni, niezadowoleni i spięci ludzie z kolejkowego tłumu,, to była jakaś masakra… To samo w kasach pierwszeństwa. Walka z wiartakami.
Ja pamietam jak po kilku dobrych godzinach pociagniem w 8 miesiacu ciazy po przesiadce z miejsc dla ciezarnych/z dziecmi przepedzilam zakonnice z ksiedzem ;) a co. Kobieta z 2 dzieci na walizkach przy wejsciu siedziala a pingwiny sie rozsiadly. Nie ma. Pognalam towarzystwo. Najpierw bylam grzeczna ale bez efektu to wrzucilam drugi bieg i juz jakos poszlo ;). Oj jak bylam w pierszwej ciazy to sporo osob mialo pecha XD. Pozdrowienia dla wszystkich ktorym dalam sie wtedy we znaki :*
co się dziwić ludziom, jak nastawienie do kobiet z wózkami jest taki jak w tym artykule:
https://tustolica.pl/ile-wozkow-miesci-sie-do-autobusu-matka-wyproszona-z-pojazdu_73097
2 wózki już nie pojadą.. ostatnio głośno było, że została wyproszona kobieta z wózkiem. kierowca uznał, że osoba na wózku inwalidzkim, która się dosiadała ma większe prawo jechać…a obydwoje się nie zmierzą.
Albo co gorsza na łamach dzielnicowej gazety maja prawo powstawać takie artykuły niby jako „listy do relacji” – i mają duże poparcie w komentarzach…
https://tustolica.pl/wozki-w-autobusie-mamy-problem_74269
Ja tam na pomoc nie czekam, tylko jeśli już jej potrzebuję (szczęśliwie zdarza się to rzadko), to głośno o nią proszę i nie ma udawania, że mnie nie słyszą i nie widzą, zawsze też dziękuję uśmiechając się szeroko, bo lubię doceniać wszystkie dobre ludzkie odruchy. Zdarza mi się podróżować po całym mieście z maluchem, zdarza mi się też podróżować z dwójką dzieci w wieku 1 i 4 lata, przesiadać się kilka razy, wracać z centrum do domu na obrzeżach w godzinach szczytu, autobusem pełnym ludzi to wpadam i przepraszając głośno przebijam się na miejsce dla wózków :D i jeszcze nie zdarzyło mi się, żeby ktoś odmówił. A z innymi mama wózkowymi i z ludzmi na wózkach inwalidzkich w komunikacji miejskiej zawsze nawiązuję nić porozumienia robiąc im miejsce :)
Wydaję mi się, że to trochę kwestia nastawienia :)
A ja mieszkam w malej miejscowości i zawsze ktoś pomoże nawet prosić nie trzeba. Przepuszczą w kolejce, podniosą wózek. Moze to problem większych skupisk ludzi gdzie czują się anonimowi, odosobnieni.
Wózki dziecięce mają tę zaletę, że w końcu przestaje się ich używać. Polecam wyprawę gdziekolwiek z wózkiem inwalidzkim – dzięki Bogu my mamy auto, ale nie wszyscy niepełnosprawni mają ten luksus.
A starsi panowie najlepsi, z tego miejsca pozdrawiam pana, który przedwczoraj na parkingu dosłownie rzucił mi się do pomocy widząc, jak pakuję do bagażnika wózek inwalidzki, sama będąc w 8 miesiącu ciąży ;)
Mieszkam w Krakowie i jeżdzę z wózkiem tramwajami i autobusami, studenci i korpo-pracownicy zawsze mi pomagają,a jak byłam w ciąży ustępowali miejsca, w sklepie przytrzymają drzwi, zapytają sie czy nie pomóc. Mieszkam na osiedlu gdzie jest dużo starszych osób i niestety to takie wiekowe Panie często pchają sie koło wózka w drzwiach, popychają w kolejce, sapią jak stoję w sklepowej alejce zamiast po prostu powiedzieć „przepraszam”, żebym sie usunęła.
to nie mógł młodzieniec się wepchnąć … po co starszy pan , blokuje drzwi
jaki problem , mamuśka może przejść się z dzieckiem , spacer nie zaszkodzi :-P
Nie zrozumiałeś chyba artykułu ?
Jutro mnie czeka pierwsza podróż z wózkiem komunikacja… zobaczymy jak mi pójdzie.
Witam. Co prawda czasy podróżowania autobusem z dzieckiem w wózku dla mnie już minęły jakiś czas temu, ale nie wspominam tego wcale tak negatywnie. Nigdy nie zdarzyło się, że były jakieś komentarze pod moim adresem. Powiem więcej na przystanku koło mojego domu wsiadał Pan, który zawsze mi pomagał. Po pewnym czasie nawet nie musiałam go prosić. Natomiast problem miałam kilkukrotnie w sklepie obuwniczym popularnej marki. Nie mogłam zmieścić się wózkiem pomiędzy ustawionymi w wysokie konstrukcje pudełkami z obuwiem. Dodam tylko, że chciałam wejść wgłąb sklepu, bo tam właśnie był dział z obuwiem dziecięcym. Nie spotkałam się również ze zrozumieniem personelu sklepu.
Wiem coś o tym. Jeździłam codziennie wozkiem. Tez zawsze młodzi i w garniturach uważali że nie widzą . Raz była taka sytuacja że slala obok mnie starsza Pani o kulach i młody chłopak. To on nic a ta babcia jeszcze czy pomoc mi wnieść wózek. A tak wogole ten co napisał że mamusce i dziecku przydał by się spacer to po cholerę sam wsiadasz albo inni ? Od tego to jest żeby jeździć . Tak samo po co tym ludzia co siedzą w tramwajach itd. Jak matka z dwójką dzieci sama musi se poradzić na spacerze to ty sam chyba też se zrób spacer i tyle. Wam ciężko iść samemu tylko wożą się tramwajami a matka z dziećmi każą . Moja córka przejdzie kawałek i już chce na ręce to mam iść z wózkiem i z nią na rękach a młody chłopak tramwajem??? Super za takie myślenie..
Ja raczej nie nazekam na brak pomocy we wniesieniu wozka z moim niepelnosprawnym dzieckiem, ale mialam raz takie zdarzenie. Podjechal moj autobus ( dodam ze jedyny na mojej trasie i zadko jezdzacy). Godziny szczytu, pojazd pelny. Probuje wsiasc, ludzie robia mi miejsce a jeden mlody chlopak mowi do mnie ” moze pani pojechac nastepnym” zgromilam go wzrokiem i odpowiedzialam ” pan tez” . Przyznal mi racje i pomogl dopchac sie do srodka. Jesli ma sie dobre nastawienie to nic nie jest w stanie nas zdenerwowac.
Raz jeden pojechałam autobusem. Tłok nieziemski ale musiałam się przemieścić całe miasto z młodym i z wózkiem głębokim. Pech chciał że wybrałam dzień święty seniorów czyli rynek. Już na wejściu wiedziałam że będzie ciężko bo ludzie już prawie jak śledzie siedzą ale jak mus to mus. Wtaszczyłam się ledwo (oczywiście sama bez niczyjej pomocy) do środka i ruszyłą fala : Jak to tam można wepchać się z wózkiem jak nie ma miejsca, zła kobieta, się olaboga. Na to odpowiedziałam że wózka na dach nie wepchnę a jak Państwo mieli siły na buszowanie po rynku to i mają siły na spacer do domu.
Nie rozumiem tego narzekania :) czemu wgl się przejmujcie tym ze że ktoś na was krzywo patrzy w tramwaju z wózkiem. Wiem że żyjemy w czasach gdzie wyolbrzymianie problemów jest modne czyli np. Wielka heroizacja macierzyństwa na blogach i to że ten kto nie ma dzieci to nic nie wie o życiu. Radziłbym przestać sie przejmować co powiedzą inni ludzie i wtedy wszystkie problemy się skończą.
Dla tego starszego pana głęboki ukłon za klasę i poczucie humoru :)
super <3
Tramwajami i autobusami podróżuje po Wrocławiu praktycznie codziennie. Przyznaje że nie jest łatwo ze względu na tłok, duchote, korki. Często ilość wózków przekracza pojemność pojazdu, ale że my młode mamy z uśmiechem znosimy ten trud podróżowania to zawsze jakoś się upchamy :) nie rozumiem tylko jednego. Dlaczego mama wchodząca z wózkiem uważa że ktoś powinien jej pomóc wejść i z niesmakiem obserwuje jak wszyscy udają, że jej nie widzą? Mój wózek, moje dziecko, moja decyzja, więc wózek pod pache i te 3 schodki wcale nie są takie trudne do pokonania. Mówie z doświadczenia mamy trojki dzieci, która jeździ codziennie i tych wózków trochę się nanosila. Codziennie schodzę z wózkiem z 3 piętra bez windy i te 3 schody do tramwaju są do pokonania. Zawsze można wybrać tramwaj niskopodłogowy i być niezależnym :)
Ja jeżdżę tylko niskopodlogowymi bo sama nie dałabym rady wejść z wózkiem. Oczywiście po schodach bo wciągam ale schody do tramwaju to całkiem inna bajka
Kraków… nie przestanie mnie zadziwiać tym że w miejscu tym jedynym dla matki z dzieckiem i inwalidów, tłoczy się chmara ludzi. Głównie młodych którym nie chce się przesunąć tam gdzie ich miejsce a jak z impetem ich rozjeżdżam to jest obraza bo jakim prawem… i nikt za cholerę się nie przesunie… masakra zawsze to samo
Mnie dziś jedna matka z wózkiem życzyła … śmierci (dosłownie) i zwyzywała za pomocą bardzo wulgarnego słownictwa, groziła policją. Bezczelne są, agresywne i roszczeniowe. Kraków to miasto przeludnione, wiec czas wywalić dziecioroby do wyludniających się Katowic czy Łodzi.