Bardziej idealną się już nie dało być! Ile to ja się naczytałam, ile ja sobie nawyobrażałam! Ile ja się nakłóciłam z innymi, że tego moje dziecko na pewno robić nie będzie, a tamtego to już na pewno! Ile ja się nadyskutowałam z samą sobą i naobiecywałam, że właśnie oto nadchodzi Matka Magdalena, która będzie na wszystko przygotowana! :D
Nic mnie miało nie zaskoczyć!
Nic nieplanowanego miało mi się nie przytrafić!
Niczego miałam się nie bać i wszystko miałam mieć w jednym palcu!
Jeszcze w ciąży żadnej nie byłam, a już wiedziałam, że moje dzieci nie będą płakać w miejscach publicznych! Wszak nie wypada, przecież! Oczami wyobraźni widziałam, jak dyskutuję z moim niespełna rocznim dzieckiem i tłumaczę mu, że to nie czas na łzy. Że zaraz porozmawiamy i będzie po problemie. Dobre sobie! :D
Jeszcze dwóch kresek nie zobaczyłam, a już wiedziałam, że moje dziecko w restauracjach będzie jadło grzecznie, w ciszy i spokoju uśmiechając się nienachalnie do osób przy sąsiadujących stolikach. Marudzenie, grymaszenie i wyrzucanie czegokolwiek poza talerz nawet mi przez myśl nie przyszło. Dziecko miało jeść schludnie, a miejsce pod krzesełkiem miało być zawsze czyste. Jedzenie przy włączonym tablecie? Nigdy! Pękam ze śmiechu :D
Jeszcze w szóstym tygodniu ciąży nie byłam, a już wiedziałam, że moje dziecko „dzień dobry” mówić będzie każdemu kogo zna. Z uśmiechem i gracją. A kogo nie zna, to obdaruje szczerym uśmiechem, jakim podobno obdarowują się mijający się na ulicach Amerykanie. Tiaaaa! :D
Jeszcze mi się brzuch nie zdążył zarysować, a już wiedziałam, że moje dziecko zacznie szybko raczkować, chodzić i mówić. „Inteligentni rodzice to i inteligentne i szybko rozwijające się dziecko” – nieskromnie tak to sobie tłumaczyłam :D Ależ ja się (japier..lę) przeliczyłam :D Wybaczcie te kolokwializmy i wulgaryzmy. Ale ja pod nosem tak właśnie sobie przeklinam. Mało kulturalna ze mnie istota, czasami :D
Jeszcze nie byłam w drugim trymestrze, a już się zastanawiałam, który język obcy jako dodatkowy wart jest zachodu. Angielski miał być oczywistą-oczywistością. Wahałam się jeszcze nad hiszpańskim. Masakra :D Może powinnam już przestać klepać w klawiaturę te moje dyrdymały :D
Jeszcze trzeci trymestr się nie zaczął, a ja już widziałam, że dwudaniowe obiady każdego dnia, zdrowe śniadanka i finezyjne kolacyjki dla mnie i dzieci to będzie moja domena! A porządek w domu będzie moją wizytówką. Buhahahaha :D
Tiaaaaa! Byłam to ja kiedyś idealnym rodzicem. Matką, którą mogą tłumy naśladować. Tak mi się wydawało :D A później urodziły mi się dzieci! :D
Urodziły się dzieci i przestałam grać chojraka, który to wszystko wie, wszystko zna i nic go już nie zaskoczy. Podkuliłam zgrabnie ogon pod siebie i przestałam pieprzyć od rzeczy. Bo rzeczywistość nijak się miała do moich wyobrażeń!
Kolkujące dziecko. Nieprzespane noce. Brak snu i czasu na cokolwiek przy tzw. „high need baby” skutecznie nauczyły mnie, że czas już zejść na ziemię. Że teraz to ja muszę odszczekać to moje „bycie idealną matką!”. Że nie czas na ściganie się, od kogo jestem lepsza, szybsza i jakie to ja kreatywne zabawy nie wymyślam, a zaczęłam zastanawiać się, jak tu ciurkiem przespać chociaż dwie godziny. Jeszcze miałam jakieś przebłyski, że może niedługo będę mogła być tą cudowną mateczką, o której rozpisywały się pieprzone książeczki i poradniki, w tym te polskie jak i brytyjskie, w których to macierzyństwo miało być fajne, zabawne i lekkie i wystarczyło się tylko zorganizować. Pierdolenie o szopenie, że się tak wyrażę z grubsza :D
Organizacja? Organizacja to może i była jeszcze jakoś tam możliwa przy jednym dziecku, któremu minęły kolki. Ale przy drugim i trzecim dziecku, i mężu, który wylatywał na tygodnie, to „tą organizacją” mogłam sobie dupę podetrzeć, że ja wtedy już tylko walczyłam o przetrwanie.
Cały czas walczyłam o to przetrwanie? No pewnie, że nie! Bo zaraz wyjdzie, że narzekam a to nieprawda. Prawda jednak jest taka, że będąc matką kilkorga dzieci (a czasami nawet wystarczy jedno wymagające!), i pracując w międzyczasie (choć to nie jest warunek konieczny, bo i zostając w domu z dziećmi, można się zaorać w domu po pachy!), to codziennie goni się swój ogon!
Idealizm? Jaki (kurła) idealizm! Idealizm można sobie między bajki włożyć. W końcu jakoś pół roku po urodzeniu pierwszego dziecka (a mam ich obecnie trójeczkę) dotarło do mnie na wskroś, że idealizm zamienić czas na RACJONALIZM! I tak oto trwam sobie w tym mojej prawdziwej rzeczywistości, która odarta jest już z wyobrażeń o zajebistości, i cieszę się z każdej pierdoły! :D
Choćby z tego, że dzieci poszły hurtem spać o 20.00 z minutami i żadne z nich się nie wyłamało, a my mogliśmy zacząć oglądać serial, a następnie oglądając go zasnąć :D
Czy choćby z tego się cieszę, że moje dziecko nie wpadło w histerię podczas śniadania, że słomka jest zielona a nie fioletowa. I że kanapeczki pokrojone są w trójkąciki a miały być w kwadraciki :D
Albo z tego zacieszam się jak dziecko, że nie muszę myć całej podłogi, bo nikomu nic się nie stłukło, nie wylało czy nikt nie nasikał na środek dywanu, bo nie zdążył dobiegnąć do łazienki.
Cieszę się też z tego, że cudem jakimś tydzień temu wracając z gór cała trójka spała podczas jazdy zamiast odstawiać cyrki, czy też wymiotując na zmianę z histeryzowaniem. Taka byłam z tego rada, że miałam ochotę walnąć butelkę wina w kwadrans z tej całej radości, ale nie zdążyłam, bo padłam zasypiając na sofie podczas czekania aż jedna pralka skończy się wirować ;-)
Tak, bo z tym macierzyństwem to jest tak, że ono uczy pieprzonej pokory! I uczy też tego, żeby nie oceniać innych matek i ich wyborów przez pryzmat własnych doświadczeń! Bo to, że Ty miałaś trójkę dzieci nie znaczy, że wiesz, jak wychować moją trójeczkę. A to, że ja mam trójkę nie znaczy, że mogę udawać alfę i omegę i robić wykłady, jak należy wychowywać Twojego jedynego brzdąca. Każde dziecko jest inne i każde na pewnym etapie swojego życia da nam popalić. Zaufajcie mi – wszystko przed nami :D Z pokorą przyjmijmy to, że ten dzień przetrwałyśmy i wystawmy bazukę do walki z kolejnym dniem – kto wie, czy on nie będzie próbował nas czymś zaskoczyć :D Kto wie, czy moje niesforne czasami dzieci nie zamienią się w aniołki, a Twoje grzeczniutkie nagle nie zaczną odstawiać cyrki ;-)
Pokory, mateczki! I ściągnijmy wszystkie z tyłka te nasze gacie z napisem „jestem idealna”, choć coś czuję, że macie je już dawno ściągnięte ;-) Idealne to mogą być świeżo wyciągnięte z pieca pszenne bułeczki, a i tak wchodzą w dupę i robią nam finalnie kuku ;-)
P.S. Jeśli udało się Wam zobaczyć dzisiejszy post zostawcie po sobie ślad na Facebooku czy w komentarzu ❤ Możecie go też udostępnić, jeśli utożsamiacie się z moimi wyborami :-) Dziękuję!
Obserwuj mnie na Instagramie: Szczesliva ❤️https://www.instagram.com/szczesliva/ ❤️
Brak komentarzy